niedziela, 12 lutego 2017

Ekwador wzdłuż i wszerz, cz. 23

To nie książka, ale raczej album powstaje z naszej wyprawy półtoramiesięcznej po Ekwadorze, która odbyła się w okresie od 15 lutego do 23 marca 2016 roku.
Na 280 stronach jest rozmieszczonych aż 250 zdjęć, w zdecydowanej większości mego autorstwa. To publicystyczne dzieło jednego z naszej trójki podróżników Janusza Nowaka z Kociewia, przed drukiem przechodzi obecnie korektę. Też przez kilka godzin do północy wyłapywałem różne błędy, aż rozbolały mnie oczy. Rano patrzymy, a komputer nie zapisał naszych poprawek. Można się załamać. Jednak zbliża się czas do promocji tego dzieła. Czym prędzej wracam zatem do końcowych relacji umieszczanych w miarę cyklicznie na moim blogu.
Przedostatnim miejscem naszego pobytu w Ekwadorze było węzłowe miasto handlowe Santo Domingo, liczące około 280 tys. mieszkańców. Zakwaterowaliśmy się w nim na trzy doby, płacąc po 8 dolarów od osoby. Nasz hotel znajdował się w niewielkiej odległości od centralnego bazaru. Przed wyjazdem do Quito, postanowiliśmy jeszcze raz go odwiedzić, gdyż zaczął się Wielki Tydzień przedświąteczny.
Ciągnący się na ponad kilometr ogromny stragan dostarcza wielu wrażeń. Nie doświadczy się takich w Europie. Kto by u nas zezwolił, aby wśród ludzi paradowały sobie swobodnie gęsi i kaczki. Były one delikatnie poganiane kijkiem przez ich właściciela, który był zadowolony z tego, że robimy mu zdjęcia.
Zaraz za tym poruszającym się swobodnie drobiem, jechał rowerowy stragan, którego właściciel oferował pizzę pociętą na w miarę równe porcje.
A kolejny właściciel podobnego pojazdu zachęcał do kupna leżących w metalowych skrzynkach różnego gatunku ryb.
Długa aleja straganów pełna jest różnych towarów. Jest też na niej wiele punktów usługowych, a najwięcej salonów fryzjerskich. W naszej ocenie były one dobrze urządzone i pełne klientów. Otóż Ekwadorczycy zamieszkujący większe miasta, szczególnie dbają o swój zewnętrzny wizerunek. Oprócz czystych butów muszą mieć też schludną fryzurę. Właściciel salonu przeglądający lokalną gazetę to raczej rzadki widok. Musiała być akurat obiadowa sjesta.
Istotnie chyba przyszła pora jedzenia, bo przy głównym kościele w samym centrum Santo Domingo dostrzegłem kobietę karmiącą piersią swoje dziecko.
Zrobiliśmy kilka kroków, a ukazała nam się kolejna kobieta karmiąca w ten sam sposób swego malca.
W dużej kamiennej bramie, tej samej przez którą przechodziliśmy dzień wcześniej, odbywała się akcja pobierania krwi od honorowych dawców. Nad nimi były rozstawione otwarte namioty i porozkładane polowe łóżka. Na nich leżeli dawcy, czekając na swoją kolejkę.
Pomiędzy dawcami krwi szybko uwijał się personel medyczny, bo kolejnych chętnych do oddania krwi nie brakowało.
Krwiodawców zabezpieczały policyjne patrole, a akcję krwiodawstwa reklamował klaun.
W Santo Domingo Palmową Niedzielę Wielkanocną 20 marca 2016, otwierał Wielki Tydzień, zwany tu Semana Santa. Ogromne targowisko było pełne osób kupujących. To z myślą o nich na skrzyżowaniach ulic czynne były ruchome punkty żywienia.
Prostopadłe do targowiska ulice też były pełne sklepów i handlarzy. Było więc gdzie i co kupić, a nawet zjeść coś oryginalnego. Tak właśnie z bliska wygląda Ekwador, kraj niesamowitych
kontrastów, zaskakujących widoków i nieoczekiwanych zdarzeń.
Przyglądając się powieszonej na haku rozpołowionej świni przeznaczonej do konsumpcji, zastanawialiśmy się, czy taki widok jest możliwy w Europie?
Opuszczając to wielkie targowisko w Santo Domingo i pokonaniu ponad 2 kilometrów, na kolację kupiliśmy sobie pomidory.
Ostatni widok u wyjścia z targowiska w Santo Domingo, to stalowe klatki z kurami. Następnego dnia z rana wyruszaliśmy do stolicy Ekwadoru Quito.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz