poniedziałek, 27 lutego 2017

Ekwador wzdłuż i wszerz, cz. 29 ostatnia

W ostatnim odcinku z naszego półtoramiesięcznego pobytu w Ekwadorze, w okresie od 15 lutego do 24 marca 2016 roku, kontynuuję chronologiczny opis różnych sytuacji i osób, które w podzięce otrzymały ode mnie po długopisie. Te gadżety otrzymałem od Anny Zbierskiej z Biura Promocji Urzędu Miasta Gdańska, za co jej bardzo serdecznie dziękuję. Ot tak na wszelki wypadek wziąłem je ze sobą w podróż i okazały się bardzo przydatne.

 
Już zmierzchało, kiedy po 5-godzinnym zagubieniu się w parku narodowym w Cajas na wysokości ponad 3 tys. m npm, naszym oczom ukazał się niezmiernie wyczerpany Janusz Nowak. To był najbardziej stresujący dla nas dzień w Ekwadorze, bo już zmierzchało, a brakowało jednego z naszej trójki. 
 
Dwa długopisy za zwolnienie dwóch miejsc w liniowym autobusie otrzymało ode mnie dwóch nieznanych mi mężczyzn. Dostrzegli oni, że po 5-godzinnym zagubieniu się w parku narodowym w Cajas na wysokości ponad 3 tys. m npm, Kociewiak Janusz Nowak, ledwie co trzyma się na nogach. Jeszcze trochę, to by zasłabł i padł. Dobrze, że miałem w butelce trochę pitnej wody. No i ci dwaj mężczyźni zwolnili nam dwa siedzące miejsca. Jakże piękny gest.
  
 
Na długopisy zasłużyły w Cuenca dwie hotelowe hostessy, za zmontowanie w naszym pokoju trzeciego łóżka i rezerwację jedynego komputera, z którego nadaliśmy korespondencję do Polski.
Uznaliśmy, że dobrą reklamą jest pozostawianie gdańskich długopisów w punktach informacji turystycznej. Tak uczyniliśmy w Cuenca, gdzie w pobliżu naszego hotelu poinformowano nas gdzie znajdują się budki telefoniczne.

W centrum Cuenci z trudem odszukaliśmy kolejny punkt informacji turystycznej, w którym urocza Fabiola poinformowała nas na jaką mamy się udać wycieczkę.

Brakowało nam mapy Cuenci i wyjątkowo dostaliśmy takową od kobiety uwiecznionej na powyższym zdjęciu. Za co, wiadomo za...
W Cuenca, przypadkowy tubylec na ogromnym dworcu autobusowym doprowadził nas schodami ruchomymi aż na trzecie piętro, do przystanku z którego odjeżdżał nasz autobus. Ledwie co ułożyliśmy plecaki do bagażnika i autobus odjechał. Naszemu dworcowemu pilotowi w podzięce zdążyłem tylko wręczyć długopis.
Najzabawniej było w punkcie informacji turystycznej w Loja. Jakże urocza Suzana przy otrzymywaniu gdańskiego długopisu usłyszała ode mnie piosenkę o sobie. Udało mi się zanucić Suzanę autorstwa Chrisa de Burgha, irlandzkiego piosenkarza i kompozytora urodzonego w 1948 roku w Buenos Aires. 
Warto było się wokalnie popisać, bo w rewanżu dostaliśmy od Suzany po oryginalnym długopisie.

Kapitan żaglowca w Guaguail dostał długopis i gdańskie znaczki, za znajomość naszych flagowych fregat z udziału w operacjach żagiel. Co nas zaskoczyło, że znał też dwóch naszych wspaniałych komendantów śp. Leszka Wiktorowicza i niedawno zmarłego Tadeusza Olechnowicza, dowódców Daru Pomorza i Daru Młodzieży. Tego drugiego Olechnowicza, ja również doskonale znałem, bo był moim sąsiadem, gdy przez sporo lat mieszkaliśmy w budynku przy ulicy Sobótki 8 w Gdańsku Wrzeszczu.
W Guaguail skorzystaliśmy z rejsu po rzecze zmieniającej swój bieg płynięcia. Właścicielka pirackiego kutra – jak nam wyznała - do emerytury dorabiała pracując w Stanach Zjednoczonych. Gdy usłyszała o turystycznych walorach naszego kraju z którego jesteśmy, poważnie zapytała nas, czy obowiązują wizy z Ekwadoru do Polski? Oprócz długopisu otrzymała też mapki Gdańska i Polski.
Flokers, recepcjonistka Hotelu Iris w Guayaguil dała nam po 6 dolarowej zniżce i za każdą dobę zapłaciliśmy po 12,5 dol od osoby. Otrzymała na pamiątkę długopis.

Po długopisie i znaczkach z herbami Gdańska i Sopotu otrzymali od nas dwaj marynarze ze zbiornikowca Mont Everest, który dostarczył z USA do Ekwadoru 32 tys. ton paliwa. Stali na redzie w Salinas i czekali na rozładunek Krzysztof Alksnin (chiev inżynier) z Krakowa i Łukasz Kurago (elektryk) z Gorzowa. Zjedli wraz z nami kolacje w naszej hotelowej restauracji. Obaj – jak nam powiedzieli - mają po dwoje dzieci (parki) i bardzo za nimi tęsknią. Życzyliśmy sobie wzajemnie rodzinnych świąt wielkanocnych.
Reguel i Terga dwoje ankieterów turystycznych z Uniwersytetu w Merpedos, podczas naszego pobytu w miejscowości Canoe nad Oceanem Spokojnym, przeprowadzili z nami ankietową rozmowę. Cieszyli się z otrzymanych znaczków i długopisów.
Ładna dziewczyna o imieniu Luna z Wielkiej Brytanii (na powyższym zdjęciu) i Hana z USA, recepcjonistki w Hostelu Cocoloco w miejscowości Canoe, otrzymały po długopisie i mapkach Polski za zrobienie doskonałego drinka i za to, że miały - czy się szczyciły - pradziadków z Polski.
Stewardesa Katarzyna (na zdjęciu powyżej), z samolotu LOT, lecącego z Amsterdamu do Warszawy, otrzymała drobiazg za danie nam na wejściu do samolotu po szklance wody. Stresowa odprawa bardzo nas wysuszyła. Jej koleżanka Patrycja też dostała gadżet za przygotowanie nam gaszącej pragnienie herbaty z cytryną, no i ciasteczkami. Obie są mieszkankami Warszawy. 
 
Na koniec moich 29 relacji przypomnę, że mieszkaliśmy i przebywaliśmy kolejno w takich ekwadorskich miejscowościach, jak: Quito, Banios, Riobamba, Puyo, Latacunga, Alausi, Cuenca, Loja, Vilcabamba, Guayaguil, Salinas, Puerto Lopez, Manta, Monte Cristi, Portoviejo, Bahia, Canoa, Pedernales, Santo Domingo i Quito. 
P.S. W marcu 2017 roku w Starogardzie Gdańskim, miejscu zamieszkania przez dwóch uczestników wyprawy, odbędą się co najmniej dwie promocje książki Janusza Marka Nowaka, pt. „Wzdłuż i wszerz Ekwadoru”. 
Publiczna promocja odbędzie się 16 marca o godz. 18 w Bibliotece Miejskiej. Jest co czytać i oglądać, gdyż 280 stron zostało zilustrowane 250 zdjęciami głównie mego autorstwa.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz