piątek, 2 listopada 2018

Pozostali w górach na zawsze...


Dlaczego na tym symbolicznym pomniku na gdańskim cmentarzu Srebrzysko nie ma nazwiska himalaisty Andrzeja Marciniaka, który zginął w górach? Takiej treści SMS-a wraz ze zdjęciem tego pomnika otrzymałem 1 listopada 2018 od Marka Pach-Rudnickiego, mego serdecznego kolegi z ławki szkolnej, jeszcze ze szkoły średniej.
Drogi Marku, ten temat jaki podjąłeś jest mi szczególne bliski, ale także i bolesny, bo Andrzeja Marciniaka bardzo dobrze znałem, gdyż był moim wieloletnim partnerem tenisowym, kompanem wielu wypraw oraz wycieczek i właściwie traktowałem go jak członka rodziny. Podobnie jak jego żonę Agnieszkę i ich jedynego syna Łukasza. Jego ojciec Andrzej owszem zginął w górach, ale ma swój grób na cmentarzu Srebrzysko.
Przypomnę, iż w 1989 roku szóstka Polaków podjęła się misji wejścia na Mount Everest (8848 m n.p.m.) najwyższy ośmiotysięcznik w Himalajach. Szczyt zaatakowała i stanęła na nim 24 maja 1989 dwójka, Andrzej Marciniak i Eugeniusz Chrobak, który wykonał powyższe zdjęcie. Następnie zeszli oni do obozu na Lho La, gdzie czekali już na nich pozostali członkowie wyprawy (Mirosław Dąsal, Mirosław Gardzielewski, Andrzej Heinrich i Wacław Otręba).
Gdy wszyscy razem ruszyli w drogę powrotną, 27 maja zeszła lawina. Z całej szóstki uratował się tylko Andrzej Marciniak. Jak mi opowiadał, to miał ogromne szczęście, bo śnieg wypchnął go na zewnątrz. Miał połamane żebra, a do tego zmagał się ze ślepotą śnieżną, która uniemożliwiała poruszanie. Bez pomocy innych himalaistów również i on by nie przeżył. Na szczęście w tym czasie w Katmandu, stolicy Nepalu, przebywał Artur Hajzer, również alpinista i himalaista. To on zorganizował akcję ratunkową Dopiero po czterech dobach oczekiwania dotarto do uziemionego Marciniaka.
Obszernie napisała o tym dramatycznym wydarzeniu w swojej książce pt. Dosięgnąć Everestu, w 1999 roku moja dobra znajoma red. Dorota Kobierowska. Byłem na jej promocji w gdańskim Klubie Morza Zejman.
Andrzej Marciniak jest pochowany w Rej. X, kwartał V, tuż obok mego rodzinnego grobu. Zatem często go też odwiedzam. I za każdym razem wypominam mu, że w ogóle nie skonsultował ze mną tej wyprawy w góry. Skończyliśmy grę w tenisa na kortach Politechniki Gdańskiej we Wrzeszczu i tylko mi na odchodne napomknął, że jedzie z synem na wyprawę w góry. Nawet nie powiedział w jakie? Nawet nie zdążyłem przeciwko temu zaprotestować! A przeczuwałem, że zawsze zbyt bardzo ryzykując źle skończy, bo nie miał mu chyba kto powiedzieć stanowcze stop! Zginął w 2009 roku, po 20-letniej przerwie od wejścia na Everest, podczas pierwszej wspinaczki na Pośredniej Grani w Tatrach. Przygniotła go część skały, która oderwała się od jednego z bloków. Po „odejściu” Andrzeja, tenisowa „paczka” od debla rozpadła się.
Marku - też miłośniku gór - pozwolę sobie też wyjaśnić, iż na tym symbolicznym pomniku na Cmentarzu Centralnym Srebrzysko, w lewym dolnym rogu, teraz zasłoniętym kwiatami i zniczami, widnieje napis o treści: „Pozostali w górach na zawsze”. Ta idea symbolicznego upamiętnienia dziesięciorga alpinistów, którzy nie mają swoich grobów w Polsce, zrodziła się dwa lata temu w Klubie Wysokogórskim "Trójmiasto". Ze zrozumieniem, poparcie dla tej inicjatywy wyrazili członkowie Komisji Kultury Rady Miejskiej w Gdańsku, Zarząd Dróg i Zieleni oraz Miejski Konserwator Zabytków.
Autorem zwycięskiego w ogłoszonym konkursie projektu jest student czwartego roku Wydziału Rzeźby i Intermediów, Twój imiennik Marek Ciszkowski. Konkursowi patronował dr. hab. Krzysztof Polkowski, rektor Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Ciała tej dziesiątki osób uwiecznionych na symbolicznym pomniku, pozostały chyba na zawsze w śniegach gór wysokich. Himalaiści zaginęli lub zostali pochowani w rejonie wypadków do których doszło w Andach, Himalajach i Hindukuszu.
Koszt budowy pomnika wyniósł około 60 tys. zł. Najdroższe w wycenie były płyty wykonane ze stali nierdzewnej, na które wydano 26 tys. złotych. Wykonanie takiej formy przestrzennej Miejsca Pamięci zostało sfinansowane wyłącznie z darowizn klubowych kolegów, przyjaciół, rodzin dziesiątki alpinistów oraz wsparcia Klubu Wysokogórskiego "Trójmiasto".
Marku zwróć uwagę na to, że na pomniku są wskazane wysokości z nazwami gór i daty, gdzie doszło do śmiertelnych wypadków. Ta przestrzenna forma upamiętnia osoby, poczynając od lewej:
Andrzeja Jankowskiego - zginął w 1975 roku w Hindukuszu,
Marka Warlikowskiego - zaginął pod szczytem Aconcagua w Andach,
Andrzeja Bielunia - zaginął w 1983 roku w Himalajach Nepalu,
Karola Sopickiego - zaginął w 1985 roku w Himalajach Nepalu,
Ewę Kalinowską - zginęła w 1986 roku w Himalajach Garhwalu w Indiach,
Czesława Jakiela - zginał w 1987 roku w Himalajach Nepalu, Lhotse,
Wacława Otrębę i Mirosława Gardzielewskiego - zginęli w lawinie w 1989 roku pod Everestem,
Annę Bruzdowicz - zginęła w Himalajach Garhwalu w Indiach,
Rafała Firczyńskiego - zginął w 1995 roku pod szczytem Aconcagua w Andach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz