poniedziałek, 5 marca 2018

Indochiny 2018 (odcinek 2)




Z ośnieżonego lotniska w Gdańsku Rębiechowie wylecieliśmy do Amsterdamu samolotem typu embraier holenderskimi liniami KLM.
Przed startem samolot podjechał pod stanowisko odmrażania skrzydeł.
Po 1,5 godzinnym przylocie do Amsterdamu jeszcze na płycie lotniska natknęliśmy się na Katarzynę z Gdyni, która leciała do swego ukochanego mieszkającego w Nicei. Właśnie tam do południowej Francji – jak nam powiedziała - przeprowadza się z Polski.
Z Amsterdamu po około 1,5 godzinnej przerwie wsieliśmy do potężnego boeninga 777, lecąc do Quala-Lumpur w Malezji. Jeden z naszej trójki podróżników Wiesław Baska, mieszkaniec Starogardu Gdańskiego, dla dodania nam animuszu poczęstował nas po „małpce” cytrynowego absoluta. Zostało to zakwestionowane przez stewardessę.
Pierwszy ciepły posiłek podano nam w samolocie już po godzinie lotu. Wybraliśmy kurczaka z ryżem i podane w małych plastikowych butelkach białe wytrawne wino wyprodukowane w RPA.
Mieliśmy wsiadając do samolotu nałożone kurtki takiego samego koloru jak ubiory holenderskich stewardes. Dzięki temu mieliśmy u nich wyjątkowe względy. Bez problemu otrzymaliśmy dodatkowe buteleczki  smacznego wina.
W tego typu samolotach przed każdym z podróżnych jest umieszczony ekran, w którym można oglądać różne filmy, ale także dokładnie śledzić trasę naszej powietrznej podróży. Z wyłączeniem blikującego i budzącego nas ekranu mieliśmy spore problemy.
Lot z Europy do Malezji trwał 12 godzin. Przed lądowaniem, na śniadanie zaserwowano ciepłą jajecznicę, kawałki mięsa i białą kawę.
Nasze miejsca znajdowały się na wysokości skrzydeł, tuż obok ryczących silników boeninga 777. Było głośniej, ale za to bardziej stabilnie. Na ogonie samolotu znacznie bardziej huśtało. W jednym rzędzie było 10 foteli 2x3 po bokach i 4 fotele w środku. (dcn.)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz