czwartek, 27 grudnia 2018

Maratończycy świętowali w Atenach (odc. 2)

Trzy dni pod rząd świętowała pomorska i gliwicka grupa biegaczy podczas tygodniowego pobytu w Atenach. Druga wspólna obiadokolacja miała miejsce w innym lokalu o nazwie Kalamaki Kipseli.
Co konkretnego będziemy konsumować podczas greckiego wieczoru, z szefostwem restauracji ustalała Izabela Górnikewicz, rodem z Pruszcza Gdańskiego, od 12 lat mieszkająca w Grecji. Prowadzi ona w Atenach pokoje gościnne i apartamenty o nazwie Petaluda, co w tłumaczeniu na polski oznacza Motyl.
Polska grupa o nazwie Valdano wsłuchiwała się w te ustalenia, ale niewiele z tego rozumiała, bo przecież nie rozumiała co się mówi po grecku.
Uwagę można było skupić na restauracyjnych naturalnych dekoracjach. Ale one jak i dochodzące nas zapachy spowodowały, że coraz bardziej leciała nam ślinka.
Cierpliwie oczekując na podanie zamówionych dań, Wojtek Pijanowski z Tczewa wyjaśniał o wiele starszemu Zbigniewowi Tocha ze Skórcza, jak przebiega trasa ateńskiego maratonu 2018.
Szef całej prawie 40-osobowej grupy Ryszard Walendziak z Malborka, wykorzystując oczekiwanie na podanie zamówionych greckich dań, zabrał głos w sprawie odbioru pakietów startowych i naszego wspólnego uczestnictwa w niepodległościowym wydarzeniu organizowanym przez Ambasadę RP w Atenach.
Redaktor Wojciech Choina z Warszawy był już wcześniej wraz ze mną w Hali Arena na konferencji prasowej oraz po odbiór pakietów startowych i podczas kolacji tłumaczył Ryszardowi Różyckiemu, spikerowi sportowemu z Tczewa, w jaki to sposób najlepiej tam dojechać.
Podgrupa gliwicka już zwyczajowo po otrzymaniu pierwszego zamówienia w postaci kuflowego piwa, wzniosła toast urodzinowy oczywiście przy gromkim odśpiewaniu Sto Lat! Zrobiło to spore wrażenie na pozostałych gościach lokalu.
Zrobiło się jeszcze bardziej weselej, gdy kelnerzy wreszcie podali do stołów greckie potrawy.
Nasza pilotka i opiekunka Izabela Górnikewicz, rodem z Pruszcza Gdańskiego, od 12 lat mieszkająca w Grecji, wytłumaczyła nam jakie konkretnie greckie potrawy będziemy jedli.
Dobre miejsce zająłem w restauracji, bo na moich oczach przyrządzano poszczególne dania greckie, w tym i barani kebab.
Chyba dostrzeżono moją kulinarną ciekawość i kelnerzy roznoszenie dań z kebabem rozpoczęli właśnie od naszego stołu.
Po kebabie podano na dużym talerzu kolejne danie, zestaw mięs z frytkami i warzywami.
Siedząca przed nami młoda para chyba jeszcze narzeczeńska, bo na pierwszy rzut raczej się docierająca, raptem zaczęła się głośno śmiać z oczyma wpatrzonymi w szefa naszej grupy Valdano.
Szef całej grupy Ryszard Walendziak z Malborka, siedział na uboczu nieco zasłonięty i chyba był na tyle głodny, że zaczął sam konsumować dania z dużego talerza przeznaczonego do podziału dla... czterech osób. Ze zdziwieniem przyglądał się temu jeden z dwóch braci Paweł Gąsior z Susza, w koszulce z orłem na piersi.
Podawane głównie dania mięsne, skłoniły siedzącego na przeciw mnie Wojciecha Serzysko, do złożenia zamówienia na kolejną lampkę greckiej wódki.
Nasza pilotka i opiekunka Izabela Górnikewicz, rodem z Pruszcza Gdańskiego, od 12 lat zamieszkała w Grecji, ustaliła z szefem lokalu jakiego to rodzaju grecką wódkę podano polskiemu biegaczowi. Za tradycyjny grecki alkohol uważa się tsipouro. Jest to mocny trunek - brandy z wytłoków winogron, produkowana wyłącznie na terenie Grecji.
Podczas tłumaczenia nam przez Izabelę, jaką to podano dobrą wódkę o nazwie tsipouro, raptem zainteresowali się tym trunkiem inni uczestnicy polskiej wycieczki. Największe zainteresowanie wódką tsipouro wykazał Marek Nieslon, maratończyk z Gliwic
Pod koniec świątecznego biesiadowania okazało się, że wbrew wcześniejszym zapowiedziom Izabeli, kufel pół litrowego piwa nie kosztował 3 euro, lecz 4 euro. A kilkoro osób już opuściło lokal i pozostawiło na stole po 3 euro. Nasz sąsiad ze stolika Wojciech Serzysko temu 4 euro zaprotestował, ale na niewiele się to zdało.
Myśmy w kilka osób zapłacili za piwo co należne i opuściliśmy lokal, który tak wyglądał z zewnątrz.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz