czwartek, 6 sierpnia 2020

Biesiada sztumskich kajakarzy w Grodzisku Owidz


Po zakończonym 8. Spływie Kajakowym Zantyr, wszystkie 27 kajaków zostało przetransportowanych spod Elektrowni Wodnej w Kolinczu do Mariny Kociewie w Ocyplu.
Dla 54 kajakarzy ze Sztumu, w wieku od 14 do 70 lat, po spływie przygotowano biesiadę w Grodzisku Owidz.
Jest to rekonstrukcja XI-wiecznego grodu zlokalizowana w Owidzu, w gminie Starogard Gdański. Jako samorządowa instytucja kultury działa od 2012 roku. We wczesnym średniowieczu grodzisko funkcjonowało jako jeden z ważniejszych na Kociewiu grodów obronnych. 
 Malowniczo zlokalizowane w zakolu rzeki Wierzycy, w otoczeniu lasów i łąk, w swej współczesnej postaci gród i otaczająca go infrastruktura zajmują powierzchnię ponad 6 hektarów. Znajdują się tu m.in.: amfiteatr na 400 osób, rozległy plac zabaw dla dzieci oraz Karczma Słowiańska „Na Podgrodziu”. Funkcjonuje także pierwsze i jedyne w Europie Muzeum Mitologii Słowiańskiej. 
Sztumscy kajakarze wspólnie skonsumowali żurek na białej kiełbasie i po parówce z musztardą i chlebem oraz surówką z białej kapusty.
Do takiego jadła i po dość intensywnym wysiłku, najlepiej pasowało piwo.
Piwo najlepiej też gasiło pragnienie, gdyż tego dnia w sobotę 1.08.2020, było wyjątkowo ciepło.
Dla osób nie trunkowych, do picia była przeznaczona butelkowana woda mineralna.
Po posiłku organizator tej plenerowej imprezy Ryszard Mazerski w ramach zajęć integracyjnych, zaprosił wszystkich do średniowiecznego wnętrza Grodziska Owidz.
Kajakarzy ze Sztumu najbardziej zainteresował tor przeszkód
Jedni przechodzili po drewnianym pomoście, a drudzy ciskali w nich wypchanymi workami na uwięzi.
Niebywałą atrakcję stanowiła też przejażdżka średniowiecznym pojazdem na drewnianych kołach.
Z wieży obronnej można było z góry podziwiać przejażdżki kajakarzy na średniowiecznym wózku.
Zwłaszcza kajakarki były bardzo chętne przejechania się średniowiecznym wózkiem, oczywiście mając za siły pociągowe swoich mężów.
Powoli niemal całodniowa impreza plenerowa dobiegała końca.
Zejście z góry po kamiennej drodze z owidzkiego grodziska też wymagało trochę wysiłku.
Maruderzy odjeżdżający autokarem do Sztumu skorzystali na tym, że na koniec zostali uwiecznieni na wspólnej pamiątkowej fotografii.

środa, 5 sierpnia 2020

8 Spływ Kajakowy Zantyr rzeką Wierzycą


To był już 8 Spływ Kajakowy Zantyr dla mieszkańców Sztumu. W sobotę 1.08.2020 wzięły w nim udział 54 osoby w wieku od 14 do 70 lat, z przewagą tych starszych.
Organizator spływu Ryszard Mazerski, prezes Lekkoatletycznego Klubu Sportowego Zantyr Sztum. Prowadzi ten klub już od 15 lat. Nazwa Zantyr pochodzi od średniowiecznego grodziska z około XII wieku, które znajdowało się w Białej Górze, w miejscu gdzie Nogat wpływa do Wisły.
- Taka wspólna przygoda znakomicie integruje mieszkańców Sztumu, zarówno tych starszych, jak i tych młodszych.
- Po pokonaniu tak trudnej rzeki nabierają ci ludzie większej pewności siebie.
- Mają ogrom zadowolenia z takiej plenerowej przygody, powiedział Mazerski.
Kajaki dwuosobowe w ilości 27 sztuk użyczyła Marina Kociewia Michał Gliniecki z Ocypla.
Płynięto kajakami typu Sprinter Roteko o długości 414 cm i Pro Tour o długości 470 cm.
Wszyscy uczestnicy spływu kajakowego obowiązkowo musieli nałożyć kapoki.
Po raz pierwszy tą rzeką Wierzycą popłynęła Barbara Gruszka (żółta koszulka) w parze wraz z Haliną Demską. Już po raz trzeci wspólnie uczestniczyły w klubowym spływie kajakowym.
- Bardzo mi się podobał ten spływ, bo rzeka jest bardzo trudna, ale do pokonania, Ma dużo przeszkód i w związku z tym trzeba wiele kombinować podczas płynięcia. Trzeba też cały czas bacznie uważać i szybko podejmować decyzje gdyż nurt rzeki jest szybki i o wpłynięcie na przeszkodę nie jest trudno. Mimo to kilka razy wpłynęłyśmy na konary drzew i trzeba było chociaż jednej z nas przesiąść się z kajaka na wystający z dna konar. Dopiero to umożliwiało przepchnięcie kajaka do przodu z nurtem rzeki.
- Moim zdaniem – powiedziała Barbara Gruszka, startująca na przystani przy elektrowni w Owidzu - gdzieś w połowie około 13 km trasy powinien być postój na brzegu z możliwością skorzystania choćby z toalety. W takim miejscu postojowym powinny być też zamontowane drewniane stoliki i ławki, aby można było nieco odpocząć i się posilić. A tego niestety brakuje. Natomiast płynięcie zwłaszcza przez seniorów i to prawie przez pięć godzin jest bardzo uciążliwe. Kociewskie władze turystyczne, a zwłaszcza lokalni wójtowie lub sołtysowie powinni zadbać o to, aby przysporzyć turystom jak najwięcej udogodnień.
Marzanna i Piotr Seroccy z miejscowości Barchnowy rozważają ewentualność uruchomienia pola namiotowego dla kajakarzy na swoich 25-hektarowych posiadłościach. Tym bardziej, że właśnie z tymi posiadłościami na długości około jednego kilometra graniczy rzeka Wierzyca. A wokół niej baza noclegowa jest znikoma.
Mała jest też ilość dzikich miejsc do rozstawienia namiotów. Aby popłynąć w kajaku trzeba się więc przygotować na bardzo spartańskie warunki. A tak nie powinno być, bo Wierzyca podobnie jak Wda na Kaszubach, powinna być bardziej dostępna dla przeciętnego turysty.
Kajakarzom zwłaszcza przeszkadzają wielkie kamienie spoczywające na dnie oraz powalone drzewa w rzece Wierzyca, która wyjątkowo meandruje. Od zakola, przy Elektrowni Wodnej w Owidzu, przez miejscowości Barchnowy i Kolincz, do kolejnej zapory jaką jest Elektrownia Wodna w Kolinczu, jest około 13 kilometrów.
A w linii drogowej między Owidzem a Kolinczem jest około 4,5 km. Czyli płynąc kajakiem rzeką Wierzycą, odległość jest prawie trzy razy dłuższa.
Małżeństwo Danuta i Zbigniew Zwoleńkiewicz też wyrazili taką samą opinię, że takie miejsce postojowe jest konieczne na tak długiej około 13 km trasie, zwłaszcza dla seniorów.
To małżeństwo już po raz trzeci płynęło razem na spływie. Dwa lata temu ten sam klub Zantyr w Sztumie zorganizował spływ rzeką Liwą ze startem w Prabutach. Drugi raz w 2019 roku płynęli rzeką Wel z Lidzbarka Welskiego-Chełskiego. Każdy spływ jest jednodniowy. Na miejsce startu uczestnicy spływu są dowożeni autokarem.
Z tych trzech dotychczasowych, ten spływ rzeką Wierzycą był najtrudniejszy z uwagi na liczne przeszkody. Pan Zbigniew tylko jeden raz musiał wysiąść z kajaka, aby go przepchnąć, gdyż ugrzązł na konarze drzewa. - Udało mi się niemal suchą stopą tego dokonać, bo odpowiednio stanąłem na tym konarze, powiedział pan Zbigniew.
Według pani Danuty, najładniejszy był widok paradujących kaczek z małymi koło elektrowni wodnej w Owidzu.
Ubrana w niebieskiej koszulce Grażyna Malinowska długo przeżywała swoją kąpiel w rzece Wierzyca. Jak ich kajak się przewrócił i jak wpadła z córką do wody, to było jej prawie pod szyję.
Tak, tak bardzo było głęboko, co pokazała opowiadając cale to wydarzenie. Był problem z ponownym wejściem do kajaka, ale jakoś się z tym uporały. To był ich drugi spływ klubowy, w poprzednim płynęli rzeką Wel w woj. warmińsko-mazurskim. Wel, w porównaniu do Wierzycy, to była bardzo spokojna i bezpieczna rzeka.
Teraz podczas wywrotki pani Grażyna zgubiła ręczny zegarek, ale nie ma po czym rozpaczać, bo był chiński i kosztował jedyne... 13 zł. Gdy spytałem, czy nie potraciły telefonów komórkowych? Stanowczo odpowiedziały, że nie miały ich przy sobie, bo i po co, skoro liczyły się z taką wywrotką.
Wierzyca łącznie ma 144 km długości spławnego szlaku. Głębokość koryta o szerokości od 6 do 20 m sięga średnio 1 m, choć niekiedy nawet do 3 metrów. Zaliczana jest do rzek górskich. Ma wysokie obrośnięte brzegi. Przy szybkim nurcie trudno się zatrzymać.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski

wtorek, 4 sierpnia 2020

Moje zdjęcia stanowiły corpus delicti ...


Moje powyższe zdjęcie stanowiło corpus delicti czyli dowód rzeczowy świadczący o posiadaniu obuwia sportowego po pierwszym meczu grupowym Dominika Błażejczyka z Fryderykiem Prelewiczem podczas turnieju tenisowego kadetów WTK - U16 POLMED CUP o puchar Wójta Gminy Kolbudy (25-27.07.2020).
Po tym porannym zwycięskim w grupie D eliminacyjnym meczu i pokonaniu Prelewicza 6:0, 6:0, Dominik Błażejczyk wykonał ćwiczenia rozciągające na sąsiednim trawiastym boisku piłkarskim. Mając kilkugodzinną przerwę wraz z mamą pojechał samochodem na obiad do swego mieszkania na gdańskiej Morenie.
Po powrocie do Kolbud na drugi mecz eliminacyjny okazało się, że Dominik nie ma przy sobie swoich butów sportowych. Wynikła niemal afera, że buty zostawił na piłkarskim boisku i ktoś je sobie przywłaszczył. Moje zdjęcie było dowodem na to, że jego buty istotnie były przy nim podczas rozciągania się po pierwszym meczu. Ja schodziłem z boiska ostatni i jedynym przedmiotem jaki leżał na zielonej murawie, to była piłka tenisowa, której też zrobiłem zdjęcie.
Afera związana z butami Dominika objęła coraz większe kręgi. Wszyscy koledzy i koleżanki klubowe z Centrum Tenisa Don Balon Gdańsk zastanawiali się, gdzie mogła się podziać jego para sportowych butów? Dominik musiał rozpocząć grę z Piotrem Czaczkowskim z Olsztyna i w tej trudnej sytuacji poratował go Leon Zaorski z Trąbek Małych woj. pomorskie (na zdjęciu).
Leon Zaorski wypożyczając Dominikowi swoje buty treningowe, kolejny mecz grał w swoich butach pochodzących od różnych par.
Joanna mama Dominika widząc, jak jej syn męczy się grając w za dużych o dwa i pół numery butach, sama pojechała do mieszkania na gdańskiej Morenie w nadziei, że jej syn pozostawił swoje sportowe buty w przedpokoju. Ja też tak sugerowałem, że tak musi być w istocie. Tylko rodzi się pytanie, po co je wyciągał z samochodu, skoro po zjedzeniu obiadu niebawem wracał do Kolbud?
Gdy mama Dominika przywiozła jego buty sportowe, jadąc po raz trzeci tego dnia do Kolbud, on już przegrywał z Piotrem Czaczkowskim z Olsztyna 1:4. Po zmianie za dużego o 2,5 numery wypożyczonego od Leona Zaorskiego obuwia na swoje, niewiele to zmieniło. Dominik przegrał ten mecz eliminacyjny w grupie D 4:6, 2:6. Z ulgą wraz z mamą odpoczywał siedząc na ławeczce ustawionej na piłkarskim boisku.

czwartek, 30 lipca 2020

Debel międzypokoleniowy na kortach we Wrzeszczu


Ta doborowa czwórka weteranów tenisa ziemnego 24 lipca 2020 na kortach ceglanych w Gdańsku Wrzeszczu rozegrała kolejny turniej debla. Tym razem był on wyjątkowy, gdyż również międzypokoleniowy. Ta czwórka od lewej to: Marek Kurant (Politechnika Gdańska), Marek Małaj (AWFiS Gdańsk), Witold Mokrzycki (PG), Włodzimierz Amerski (Uniwersytet Warszawski).
Już tradycyjnie przy użyciu fotograficznych kaset na początku turnieju odbyło się losowanie par. Tym razem „sierotką Marysią” był Marek Kurant. Jako pierwsza zagrała para Amerski/Mokrzycki, która wygrała 4:1 z parą Małaj/Kurant.
Po drugim losowaniu zagrała para Amerski/Kurant, przegrywając 3:4 z parą Małaj/Mokrzycki.
I od tego momentu na prośbę ćwiczących obok na korcie nr 1 dwójki 15-latków, rozpoczął się turniej międzypokoleniowy.
W pierwszej parze Dominik Błażejczyk (Morena) zagrał z Włodzimierzem Amerskim (Zaspa) przeciw parze Emilia Amerski (Niedźwiednik) i Witold Mokrzycki (Osowa).
Po tym pierwszym meczu międzypokoleniowym poprosiłem Marka Małaja (Brzeźno), aby nam zrobił wspólne pamiątkowe zdjęcie. Przy ustawianiu się doszło do małej przepychanki gdyż Witold Mokrzycki wypchnął na zewnątrz Emilię Amerski, stając tuż obok mnie.
Musiałem wobec Witka użyć mocnego argumentu, aby jedyna tenisistka, do tego moja ukochana wnuczka, stała bardziej po środku, właśnie ona tuż obok mnie.
W kolejnym meczu międzypokoleniowym Emilia Amerski zagrała w parze z Markiem Małajem.
Ich przeciwnikami była para Dominik Błażejczyk i Marek Kurant, który zamaszystymi uderzeniami, nie zawsze celnymi, przypomniał sobie najlepsze lata swojej tenisowej świetności.
Grający z nami weteranami młodzi tenisiści bardziej bawili się w chytre mijanki przeciwników, niż w silne kończące uderzenia.
Nieco dziwne, że wszystkie wymienne partnersko osiem meczów międzypokoleniowych, na zasadzie każdy z każdym, zakończyło się remisami.
Nawet mecz Dominika Błażejczyka z Markiem Małajem przeciw parze Emilia Amerski i Marek Kurant też zakończył się remisem.
Z takiego remisowego obrotu sprawy byli zadowoleni tak młodzi jak i weterani tenisa.
Zawodnicy z uwagi na nadal panującą pandemię dziękowali sobie na koniec międzypokoleniowego turnieju poprzez dotyk łokciami.
Podziękowaliśmy młodym zawodnikom Centrum Tenisa Don Balon Gdańsk, a sami dokończyliśmy ostatni nasz trzeci mecz Amerski/Małaj kontra Kurant/Mokrzycki zakończony wynikiem 2:4.
Marek Kurant mimo że wygrał ostatni mecz 4:2, to ostatecznie uzbierał łącznie 8 gemów, zajmując trzecie miejsce.
Najbardziej z turnieju zadowolony był Witold Mokrzycki, który wygrał wszystkie trzy mecze zdobywając łącznie 12 gemów.
Za karę, że zajął ostatnie miejsce z 7 gemami, wyszczotkował połowę kortu Marek Malaj.
My weterani tenisa skończyliśmy swoje granie, a młodzi na kortach przy ul. Uphagena we Wrzeszczu kontynuowali trening siłowy. Szykowali się do Mistrzostw Polski Kadetów U16, które w dniach 1-8 sierpnia 2020 zostaną rozegrane w Łodzi.
Młodzi po grze z nami rozpoczęli inny trening, a dwaj Markowie Małaj i Kurant zastanawiali się, dlaczego Włodzimierz Amerski tym razem zajął drugie miejsce ze zdobytymi łącznie (słownie) dziewięcioma gemami.