wtorek, 31 maja 2016

XII Kultowy maraton rowerowy Kaszebe Runda

Uczestniczyłem osobiście po raz pierwszy w kultowym maratonie rowerowym XII Kaszebe Runda w słoneczną niedzielę 29 maja 2016 roku. Jest to rekreacyjno-sportowa impreza skierowana do wszystkich kolarzy i amatorów jazdy na rowerze, którzy mają ochotę i na tyle sił, aby sprawdzić swoje umiejętności na trzech do wyboru dystansach. Na głównym i najdłuższym 195 km, krótszym 125 km i tym najkrótszym 65 km.


Pokonanie każdego z tych dystansów, to znakomity sprawdzian aktualnej formy oraz wspaniała przygoda na dwóch kółkach. Tym bardziej, iż te trzy trasy przebiegają po przepięknych terenach Szwajcarii Kaszubskiej. Ta szosowa pętla ze startem i metą w Kościerzynie od dwunastu lat gromadzi coraz więcej zwolenników jazdy na rowerze.

Ja już przez kilka lat planowałem uczestniczyć w Kaszebe Runda, ale za każdym razem coś stawało mi na przeszkodzie. Teraz udało mi się namówić przyjaciela Wojciecha Choinę, mieszkańca Warszawy, z którym na rowerach zaliczyliśmy „Koronę Bałtyku”, czyli wszystkie jego wyspy. 
Na XII Kaszebe Runda wybraliśmy ten najkrótszy 65-km dystans, aby mieć czas na jego fotograficzną rejestrację podczas licznych postojów i aby rozkoszować się plenerowymi widokami.

Około godziny 9 stawiliśmy się na start znajdujący się przy Aqua Centrum w Kościerzynie. Już od godziny siódmej co dwie minuty wyruszali w grupach 15 osobowych na trasę rowerzyści jadący na 195 km.

 
Następnie startowali średniacy na 125 km, w tym silna i urocza ekipa z AWFiS Gdańsk.

Na piętrze w biurze zawodów otrzymaliśmy po pakiecie startowym m.in. z numerem startowym, mapką trzech tras i czipem rejestrującym czas jazdy.

Podczas naszego startu dostrzegliśmy harcerzy pomagających w ustawianiu 15-osobowych grup.

Po kilku kilometrach jazdy rowerzystów wspomagali głośnym dopingiem pracownicy Zakładów Porcelany Stołowej w Lubianie.

W niewielkiej odległości od startu dochodziło do sporej ilości awarii chyba przestarzałych dętek. I tak na przykład przebił dętkę w swoim górskim rowerze mieszkaniec Gdyni. Sam uporał się z usunięciem tej usterki, chociaż inni mijający go uczestnicy rajdu dopytywali się czy w czymś mu nie pomóc.

Podobne kłopoty z uszkodzoną dętką mieli też mieszkańcy Gdańska. Dobrze chociaż, że ta rowerowa para sobie wzajemnie pomogła, dokonując naprawy w bardziej bezpiecznym, bo odległym od jezdni miejscu.

Na naszej 65-km trasie kilkanaście razy się zatrzymywaliśmy i kilka razy mijaliśmy jadącą samotnie rowerzystkę, która w naszej ocenie miała najwygodniejsze, bo wykonane ze skóry siodełko.

Na 17-km od startu, korzystając z wiaty przystanku PKS, z wymianą przebitej dętki trudziła się Iwona Kołodziej, mieszkanka Rumi. Zaoferowałem jej swoją pomoc. Ograniczyła się ona tylko do wypożyczenia sprawnej pompki. Próbowaliśmy wspólnie nałożyć na tylną zębatkę zreperowane koło, ale nam to jakoś się nie udawało.

Iwona na szczęście zrozumiała moje obawy, że pobrudzę sobie od łańcuchowego smaru dłonie i nie będę mógł robić zdjęć fotograficznym aparatem. Ponownie więc ze swojej komórki zadzwoniła do rajdowego serwisu i opisała miejsce w którym cierpliwie czekała na pomoc.

Najbardziej ostry skręt pod kątem 90 stopni znajdował się tuż przed Półcznem. W tym miejscu zbiegały się trasy trzech dystansów i nieraz robiło się bardzo tłoczno.

Najtłoczniej było w naszym pierwszym punkcie żywieniowym we wsi Półczno, liczącej 465 mieszkańców.

Sołtys wsi Półczno (gmina Studzienice) Helena Stachlewicz (druga z prawej) miała do pomocy siedem młodych dziewcząt i troje swoich wnucząt: 5-letnią Milenę, 8-letnią Karolinę i 11-letniego Filipa. Przygotowania zaczęli już dzień wcześniej, a bufet uruchomili rano w niedzielę tuż po godzinie szóstej. 

Dla rowerzystów przygotowano 1,5 tys. drożdżówek przywiezionych z piekarni w Studzienicach, umieszczone w lodówce lody dostarczone z Chojnic, a także na bieżąco dorabiany chłodzący napój z dodatkiem soku cytrynowego, miodu lipowego własnej produkcji i z listkami mięty. Sołtysowa zapowiedziała, że za rok wystąpi 18-osobowy żeński zespół Schola, istniejący przy miejscowym kościele.

Tej majowej niedzieli temperatura powietrza przekraczała 30 st. C, i chłodną wodę z ochotą piły też małe pieski, które wraz z właścicielkami brały udział w rowerowym rajdzie.

Na postoju we wsi Półczno ustawione też były dwie kabiny toaletowe i były zamontowane prowizorycznie trzy krany z bieżącą wodą.

Na trzech trasach były ulokowane stacje naprawy rowerowych usterek, z których skorzystało wielu kolarzy.

Upał dawał się we znaki, ale jeszcze bardziej strome wzniesienia. W połowie jednego z nich przed Sulęczynem rowerzystom przygrywała kapela Drechne (czyli po kaszubsku Kumple) z Kościerzyny. Tak dopingują rowerzystów skoczną muzyką już od 12 lat. Co charakterystycznego zauważyli, że mimo narastającego zmęczenia kolarze mijając kapelę jakby mocniej naciskali na pedały. Zespół występował w składzie: od lewej akordeon Jan Wera, skrzypce Rafał Szyc, drugi akordeon Tomasz Derra i kontrabas Roman Otta. Dziękujemy kapeli za muzyczne wsparcie!

Na drugim postoju bufetowym w Sulęczynie dwie wolontariuszki masażystki Kinga i Iza z Garczna masowały najbardziej wyczerpanych jazdą rowerzystów.

W kuchni polowej panie z Koła Gospodyń Wiejskich w Mściszewicach (powiat kartuski), przygotowały w czterech kotłach po 50 litrów, łącznie aż 200 litrów ciepłego barszczu. Smakował znakomicie.

Było tak wielu chętnych na barszcz, że rozlewająca go młoda dziewczyna raptem zasłabła z wycieńczenia, stojąc przez kilka godzin w prażącym słońcu. Musiano ją odwieść karetką do szpitala.

Trzy panie z KGW Mściszewice pod okiem szefowej Teresy Labuda i Anity Pałubickiej serwowały kanapki ze smalcem i małosolnym ogórkiem czyli szneki z glancem, a także plince i purcle kaszubskie oraz ruchanki.

Bufetowy postój w Sulęczynie był też okazją do naprawy rowerowych usterek. Chętnie udzielano sobie wzajemnej pomocy.

Bele słomy posłużyły jako wygodne siedzenia. Udało nam się porozmawiać z Katarzyną Wolszon pochodzącą z Łebcza koło Wejherowa. Obecnie pracuje ona w firmie Goyello, zajmującej się oprogramowywaniem, a mającej swoją siedzibę na trzecim piętrze w Olivia Biznes Center. Katarzyna mieszka w Redłowie i często dojeżdża 15 km swoim składakiem do pracy. Skrzyknęli się w pracy, zamówili reklamowe koszulki i po raz pierwszy uczestniczyli w drużynowym przejeździe. Zadowoleni byli z tego niesamowicie. 
W tegorocznej edycji Kaszebe Runda na starcie rywalizacji drużyn firmowych o największą sumę łącznie przejechanych kilometrów, stanęło ponad 500 pracowników pomorskich firm, m.in. ekipy z ASE, INTEL, LPP, ATENA, XTrack, Infoprojekt, JEPPESEN, DYNATRACE.

Na urokliwym krajobrazowo odcinku z Sulęczyna do Stężycy też było kilka długich podjazdów. Z gracją pokonywali je młodzi tatusiowie wiozący na tylnych krzesełkach swoje małe pociechy. Wychodzili ze słusznego założenia, czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci.

W rajdzie uczestniczyła też nieodstępująca się narzeczeńska para z Osowej o imionach Katarzyna i Krzysztof. On jechał na tzw. „poziomce” czyli rowerze w pozycji leżącej. Obiecał nam, że za rok taki rower, jako prezent ślubny, kupi wybrance swojego serca, no i oczywiście pojadą wspólnie w XIII Kaszebe Runda.

Kulinarne kaszubskie specjały czekały dla kolarzy w Stężycy. Kucharz Marek Anhald z Zajazdu Jermościna przygotował kilka smacznych potraw, jak kanapki z pastą jajeczną, kluski smażone z boczkiem i cebulą, czy babeczki drożdżowe z nadzieniem kawałków czekolady. 
Nam z Wojtkiem najbardziej do smaku przypadły ziemniaczane placuszki polane sosem jogurtowym, posypane koperkiem i posiekanym ogórkiem. Jak nam powiedziała urocza czarnulka Sandra Gostkowska z Gołubia, pozostałym rowerzystom też najbardziej smakowały te ziemniaczane placuszki.

W Stężycy obok zajazdu stało stoisko Koła Gospodyń Wiejskich „Klekowianki” z Klukowej Huty, w którym oprócz placków i kanapek ze smalcem, podawano też w szklanych dzbankach o znakomitym orzeźwiającym smaku wodę z cytryną i miętą. Było tak upalnie, że wypiliśmy jej po kilka kubków.

Po dotarciu na metę odczepiano nam karty czipowe służące do pomiaru czasu oraz otrzymywało się medal i dyplom magistra nauk maratonowych w zakresie kolarstwa, nadany uchwałą Rady Wydziału Rowerowego Akademii Wykręcania Formy i Satysfakcji w Kościerzynie, ja z czasem 05:54:06,522 godziny. Efektywnej jazdy mieliśmy po 3,5 godziny przy średniej prędkości około 19 km/godz. Na pamiątkę zrobiłem wspólne zdjęcie Wojtkowi z trzema rowerzystkami, które poznaliśmy wcześniej na postoju w Stężycy.

Te trzy rowerzystki to nauczycielki, które już od 12 lat biorą udział w Kaszebe Runda. Z tej okazji fundnęły sobie po koktajlu i podjęły decyzję uczestniczenia w tym rajdzie za rok. Mają na swoim koncie kilka rowerowych wypraw w tym do Hiszpanii i Portugalii. Latem 2016 roku wybierają się na pielgrzymkę do Santiago de Compostela. Dobrą kondycję fizyczną zawdzięczają też temu, że codziennie rowerami dojeżdżają do pracy. Na powyższym zdjęciu startujące na 125 km od lewej: Mirka Walaszkowska, Małgorzata Zdrojewska i Elżbieta Mikołajczyk. Brawo dziewczyny!

Na rynku w Kościerzynie swoje stoiska ustawiły firmy reklamujące nowe modele rowerów, z przeznaczeniem głównie dla pań.

Na scenie kościerskiego rynku ustawiono kilka specjalistycznych łóżek na których najbardziej obolałym rowerzystom wykonywały masaż studentki drugiego roku Wydziału Fizjoterapii AWFiS Gdańsk. Ja z zakwasami obu ud takiemu zabiegowi poddałem się dwóm masażystkom Marcie Kazenas i Dominice Bliniewskiej. Dziękuję pomogło, bo ból skamieniałych mięśni ustał.

Na koniec naszej rowerowej przygody otrzymaliśmy też dwa talony na rodzime piwo i makaronową pastę. Udało nam się również podsumować imprezę z jej głównym organizatorem Andrzejem Gołębiowskim (na powyższym zdjęciu z prawej) z sopockiego Stowarzyszenia RowerOver. W jego ocenie impreza była adekwatna do oczekiwań jej uczestników, bo skupiono się na kolarstwie ze smakiem i na kaszubskim folklorze. 
Duży potencjał w tej imprezie dostrzega wicemarszałek Ryszard Świlski (czynny maratończyk) z Pomorskiego Urzędu Marszałkowskiego, bo przyjeżdżają na nią kolarze z różnych miast Polski, jak i zza granicy. Do zobaczenia za rok! Chociaż czekają nas jeszcze reklamowane dwie pomorskie imprezy rowerowe Kociewie Kołem i Żuławy Wkoło.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski i Wojciech Choina


piątek, 27 maja 2016

Laureaci XVI Festiwalu "Dwa Teatry – Sopot 2016"

Uroczysta gala zamknięcia i wręczenia nagród XVI Festiwalu Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej „Dwa Teatry – Sopot 2016” odbyło się 25 maja w hotelu Sheraton w Sopocie.



Słuchowisko "Von Bingen. Historia Prawdziwa" Sandry Szwarc Teatru Polskiego Radia w reżyserii Waldemara Modestowicza zdobyło Grand Prix w kategorii słuchowisk radiowych.
Dziękuję jury za to wyróżnienie i dziękuję moim wspaniałym aktorom, bez których Teatr Polskiego Radia po prostu by nie istniał. Dziękuję autorce za wspaniały tekst, który jest bardzo inspirujący – powiedział Waldemar Modestowicz, reżyser nagrodzonego spektaklu.


W kategorii spektakli teatralnych TVP Grand Prix uzyskał spektakl "Ich czworo" Gabrieli Zapolskiej w reżyserii zmarłego w zeszłym roku Marcina Wrony.
- Jest to dla nas niezwykłe wyróżnienie. Bardzo się z niego cieszymy, ale ta radość miesza się w naszych sercach ze smutkiem i żalem, że nie ma z nami reżysera Marcina Wrony i że już nigdy nie zagramy pod jego skrzydłami. Ale jestem przekonana, że gdziekolwiek jest, cieszy się z tej nagrody i na pewno jest za nią bardzo wdzięczny. Myślę, że to jest dowód na to, że ponad wszystko jest sztuka i sztuka jest nieśmiertelna - powiedziała jedna z aktorek występujących w nagrodzonym spektaklu, Małgorzata Kożuchowska.


O nagrody główne walczyło 12 ubiegłorocznych spektakli Teatru Telewizji oraz 20 słuchowisk Teatru Polskiego Radia.
Oprócz Grand Prix w ramach festiwalu przyznano też nagrody w kilkunastu innych kategoriach, m.in.:.


Marszałek pomorski Mieczysław Struk wręczył nagrody w kategorii reżyseria. Otrzymali je - za telewizyjny spektaklu teatralny Jan Englert za przedstawienie "Mąż i żona" autorstwa Aleksandra Fredry. Nagrodę odebrała Beata Ścibakówna, żona reżysera. Z kolei nagrodą za reżyserię słuchowiska "Wampir" uhonorowano Igora Gorzkowskiego.


 Nagrodę za najlepszą rolę żeńską w słuchowisku Polskiego Radia otrzymała Julia Kijowska grająca w "Von Bingen. Historia Prawdziwa". Nagrodę wręczyli wiceprezydent Gdańska Piotr Kowalczuk i aktor Teatru Wybrzeże Krzysztof Gordon.


 Najlepsza rola żeńska w spektaklu telewizji przypadła ex aequo Beacie Ścibakównie i Milenie Suszyńskiej występujących w sztuce "Mąż i żona". Werdykt swoim tubalnym głosem odczytał aktor Marian Opania. – Jestem niezwykle wzruszona i bardzo szczęśliwa. Chciałabym serdecznie podziękować jury, ale dlaczego? Bo jest to moja pierwsza aktorska nagroda w życiu i teraz się popłaczę – powiedziała ubrana w długa białą suknię Beata Ścibakówna.


Za najlepszego odtwórcę roli męskiej w słuchowisku radiowym uznano Krzysztofa Gosztyłę, który wystąpił w słuchowisku "Hymny" Yunusa Emre. Jeśli chodzi o najlepszą rolę męską w spektaklu telewizyjnym, laury przypadły ex aequo Sławomirowi Orzechowskiemu i Andrzejowi Zielińskiemu występującym w przedstawieniu "Ludzie i anioły" rosyjskiego satyryka i scenarzysty Wiktora Szenderowicza. Nagrody wręczał Jacek Karnowski prezydent Sopotu.


Za zdjęcia w trzech spektaklach telewizji - "Dom kobiet", "Ja, Feuerbach" oraz "Mąż i żona" - wyróżniony został operator Witold Adamek. Nagrodę wręczyła dyrektor Joanna Strzemieczna-Rozen, z nadania prezesa Jacka Kurskiego, nowa szefowa oddziału TVP w Gdańsku.
W jury oceniającym spektakle TV zasiadali: reżyser Waldemar Krzystek, aktor Olgierd Łukaszewicz, dyrektor Teatru Wybrzeże w Gdańsku Adam Orzechowski, dramatopisarz i scenarzysta Wojciech Tomczyk oraz teatrolog Kalina Zalewska.



W trakcie tegorocznych "XVI Dwóch Teatrów" odbył się także po raz pierwszy konkurs słuchowisk dla dzieci i młodzieży, do którego zgłoszono 10 produkcji. Najlepszym okazało się "Tam gdzie mieszka cisza” Aleksandry Chmielewskiej, w reżyserii Anny Wieczur-Bluszcz, zrealizowane przez Radio Gdańsk.
Radiowe spektakle oceniało jury w składzie: teatrolog Dorota Buchwald, reżyserka Agnieszka Lipiec-Wróblewska, aktorzy Krzysztof Gordon i Maria Pakulnis oraz pisarz i tłumacz Antoni Libera.


Po raz pierwszy podczas tegorocznego festiwalu przyznano Nagrody Publiczności. W przypadku słuchowiska laur ten otrzymał "Zegarek" Jerzego Szaniawskiego w reżyserii Janusza Kukuły, a spektaklu telewizyjnego "Damy i huzary" Aleksandra Fredry w reż. Krystyny Jandy.

Wła-49
Zdjęcia: Włodzimierz Amerski

wtorek, 24 maja 2016

Benefis „Bobo”Kaczmarka na rzecz dwóch fundacji


Dokładnie 71 705,72 złotych trafiło na dwa konta - Fundacji Pomorze Dzieciom oraz Fundacji Hospicyjnej im. ks. Eugeniusza Dutkiewicza SAC, na rzecz również których w słoneczną sobotę 21 maja 2016 roku odbył się benefis byłego trenera i piłkarza Lechii Gdańsk Bogusława "Bobo" Kaczmarka.

Na stadionie przy ul. Traugutta w Gdańsku Wrzeszczu został rozegrany mecz towarzyski, w którym przyjaciele byłego trenera polskiej reprezentacji Leo Beenhakkera pokonali 4:1 (2:0) zespół "Bobo" Kaczmarka. Jednak oprócz wątku sportowego ważna była idea imprezy, której towarzyszył szczytny cel. Całkowity dochód ze sprzedaży biletów-cegiełek (po 15 i 12 złotych, a rodzinny za 35 złotych) przekazano na rzecz podopiecznych dwóch fundacji. Spotkanie niestety oglądało zaledwie około 500 kibiców.

Znacznie więcej pieniędzy, ponad 43 tys. złotych, uzyskano z licytacji przeprowadzonej wieczorem podczas spotkania towarzyskiego ludzi sportu, a głównie związanych z piłą nożną, w Dworze Oliwskim.
W rozstawionym dużym namiocie z zawieszonymi u sufitu żyrandolami odbyła się aukcja kilkunastu różnych przedmiotów. Pierwszą wystawioną do licytacji koszulkę zespołu Lechii Gdańsk przelicytował, dochodząc do kwoty aż 3200 zł, Cezary Kucharski (zdjęcie powyżej) - polski piłkarz, grający na pozycji pomocnika i napastnika, menedżer piłkarski, poseł na Sejm VII kadencji.

Posłowi, piłkarzowi nie zamierzał być dłużny były bokser zawodowy Dariusz „Tiger” Michalczewski. Z wywoławczej ceny 2,5 tys zł, wylicytował on za 12 tys. zł koszulkę z orłem na piersi i autografami piłkarskich reprezentantów zgrupowanych kilka dni temu w Juracie przed czekającymi ich już w czerwcu francuskim EURO 2016. Z takim cennym nabytkiem podarowanym przez trenera polskiej reprezentacji piłkarskiej Adama Nawałkę, „Tiger” wspólnie z Cezarym Kucharskim pozował do wspólnego zdjęcia.

Michalczewski w obecności żony Barbary, tego wieczoru miał wyjątkowo hojną rękę, bo wylicytował też ponoć super zegarek z 500 zł na 1600 zł, ochronną bransoletę z wywoławczych 300 zł na 500 zł oraz z wywoławczych 250 zł zaporowo przelicytował na 1500 zł zawodnicze narty nadające się do skoków, a będące podarunkiem naszego złotego olimpijczyka z Soczi Kamila Stocha.

Jak podsumujemy, to Dariusz Michalczewski wydał łącznie 18 400 zł podczas tego benefisowego wieczoru „Bobo” Kaczmarka, nabywając pięć przedmiotów, bo w tym również i piłkę nożną z autografami piłkarzy za 3 tys. zł. Stanowi to prawie połowę z licytacji przeprowadzonej przez Dariusza Szpakowskiego, absolwenta pierwszego rocznika powołanej w 1969 roku Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego w Gdańsku Oliwie.
Cały dochód z licytacji w kwocie 43 900 zł został w całości przeznaczony na rzecz potrzebujących.

Odbyła się też licytacja obrazu przedstawiającego akt kobiety. Chęć jego kupna za cenę wywoławczą tysiąca złotych zgłosił nasz reprezentacyjny bramkarz Jerzy Dudek, ale niestety został przelicytowany o kwotę zaledwie 500 zł. 
Jerzy Dudek był też zainteresowany jednym z trzech ceramicznych aniołków, które poszły za 1500 zł.

W dzieło niesienia pomocy podopiecznym Fundacji Pomorze Dzieciom oraz Fundacji Hospicyjnej włączyli się również przedstawiciele firmy Max Boegl Janusz Komasa i Grzegorz Kopeć, przekazując czek na kwotę 20 tys. zł obu fundacjom.

– Bardzo się cieszę, że spotkanie benefisowe spełniło swój cel, jakim była pomoc dzieciom. One w całej naszej zabawie były najważniejsze. Jednocześnie dziękuję wszystkim kibicom za pamięć i doping, a Lechii Gdańsk, Pomorskiemu Związkowi Piłki Nożnej oraz gdańskiemu MOSiR-owi za pomoc w organizacji meczu – powiedział Bogusław Kaczmarek.

Przedstawiciel firmy Max Boegl (na zdjęciu z lewej) wylicytował za 1200 zł białą koszulkę sportową z czarnym napisem na plecach IWAN i numerem 7.

Łącznie na obie fundacje zebrano 71 705,72 zł, a kwota została przekazana po połowie dla Fundacji Pomorze Dzieciom i Hospicjum im. ks. Dutkiewicza.

Zdjęcia: Włodzimierz Amerski