niedziela, 29 marca 2020

Koronawirus zamknął Pomorski Urząd Marszałkowski



W związku z potwierdzonym w sobotę 28.03.2020 wynikiem badania dotyczącego koronawirusa u marszałka Mieczysława Struka w niedzielę 29.04.2020 rozpoczęła się kwarantanna części pracowników Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego. Stan zdrowia marszałka Mieczysława Struka jest dobry, mimo to został on decyzją Sanepidu przeniesiony z domowej kwarantanny do Uniwersyteckiego Centrum Medycyny Morskiej i Tropikalnej w Gdyni.

Budynek urzędu przy ulicy Okopowej w poniedziałek 30 marca będzie nieczynny z powodu wykonywanej wewnątrz dekontaminacji. Niedzielne wyniki badań WSSE potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnej osoby pracującej w urzędzie marszałkowskim.
Jak informuje rzecznik prasowy UMWP Michał Piotrowski, w niedzielę 29 marca pracownicy urzędu marszałkowskiego sporządzili według wskazań Sanepidu i przekazali do tej instytucji listę wszystkich osób, które w ostatnim czasie miały bezpośredni kontakt z marszałkiem Strukiem. Na liście znalazło się 47 pracowników urzędu oraz 15 innych osób – jest to liczne grono, ale dla bezpieczeństwa wytypowano i wskazano wszystkie możliwe osoby.
Sanepid już przekazał pracownikom urzędu informacje o nałożeniu na nich kwarantanny. Wszyscy mają obowiązek przebywać we wskazanym przez siebie miejscu zamieszkania bez możliwości wychodzenia na zewnątrz. Kwarantanną objęto również rodziny urzędników.
O konieczności kwarantanny wobec innych wskazanych osób Sanepid zadecyduje we własnym zakresie.
Niedzielne wyniki badań WSSE potwierdziły zakażenie koronawirusem u kolejnej osoby pracującej w urzędzie marszałkowskim. To Zastępca Sekretarza Województwa. Z tego powodu Sanepid może w poniedziałek 30 marca zadecydować o rozszerzeniu kwarantanny na nowe osoby.
W poniedziałek 30 marca 2020 w budynku UMWP przy ul. Okopowej odbędzie się dekontaminacja pomieszczeń, z tego względu budynek ten będzie nieczynny. Informujemy jednak, że departamenty UMWP zlokalizowane w innych budynkach będą funkcjonować bez zmian.
Zapowiadana na dzień 30 marca 2020 r. XX sesja Sejmiku Pomorskiego zostaje przeniesiona na inny termin. O dalszych krokach związanych z tą sytuacją będziemy informować w osobnych komunikatach.

Przekop Mierzei Wiślanej - to... skomplikowany charakter sprawy


Już siódmy termin, do 29 maja 2020 roku wyznaczył Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska na rozpatrzenie odwołania od decyzji środowiskowej dotyczącej przekopu Mierzei Wiślanej, a wydanej przez Regionalną Dyrekcję Ochrony Środowiska w Olsztynie.
Minął już ponad rok od chwili, gdy pomorscy samorządowcy 28 grudnia 2018 złożyli odwołanie od decyzji środowiskowej dotyczącej przekopu Mierzei Wiślanej wydanej przez RDOŚ w Olsztynie. Tymczasem Generalny Dyrektor Ochrony Środowiska po raz kolejny – szósty już – odroczył termin rozpatrzenia tego odwołania. Powodem podanym w uzasadnieniu odroczenia jest „skomplikowany charakter sprawy”. Terminy na rozpatrzenie odwołania są przekładane, a prace budowlane związane z przekopem idą już pełną parą. 
GDOŚ miała, ale się nie ustosunkowała, odraczając sprawę identycznie jak w lutym, w kwietniu, w lipcu, we wrześniu i w grudniu 2019 roku. Pomorski Urząd Marszałkowski przypomina też, że RDOŚ w Olsztynie, po wydaniu decyzji środowiskowej, nadała jej rygor natychmiastowej wykonalności, co pozwoliło inwestorowi, czyli Urzędowi Morskiemu w Gdyni, podejmować kolejne działania, bez czekania na rozstrzygnięcie procedury odwoławczej.
Również zgoda Wojewody Pomorskiego Dariusza Drelicha na realizację inwestycji, w tym wycinkę drzew na Mierzei (wydana 15 stycznia 2019 roku) miała rygor natychmiastowej wykonalności. W efekcie pilarze zaczęli ścinać drzewa już kilka godzin po wydaniu tej decyzji.
W obu wspomnianych wyżej sytuacjach decyzja o rygorze wykonalności była szybka i jednoznaczna. Wydający nie mieli najwidoczniej cienia wątpliwości odnośnie jakiegokolwiek skomplikowania sprawy. Jednak jak informuje Michał Piotrowski, Rzecznik Prasowy Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego,.przedłużający się już o ponad rok brak odpowiedzi GDOŚ na odwołanie od decyzji środowiskowej jest niepokojący.
W państwie prawa  tak poważna i budząca kontrowersje inwestycja, jaką jest przekop Mierzei, powinna być realizowana na podstawie decyzji środowiskowej, która jest prawomocna, a nie jedynie posiadająca rygor natychmiastowej wykonalności. Powinien mieć to na względzie zarówno inwestor, jak i sami wykonawcy.
   
Warto przy okazji po raz kolejny przywołać słowa wiceministra gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Grzegorza Witkowskiego, który odniósł się do działań aktywistów i ekologów protestujących przeciwko budowie przekopu Mierzei. 29 grudnia 2019 wicepremier powiedział: „czas dyskusji się już skończył. Jesteśmy gotowi cały czas wyjaśniać te wątpliwości, ale radziłbym już nie skarżyć na Polskę do organów unijnych. Decyzja została podjęta po bardzo szerokich konsultacjach i czas najwyższy na właściwą budowę”.
Ze słów wiceministra Witkowskiego można by wnioskować, że wszelkie kwestie formalno-prawne zostały już dawno rozstrzygnięte. Przypominamy więc, że na każdym z etapów konsultacji inwestycji Urząd Marszałkowski Województwa Pomorskiego składał dziesiątki zastrzeżeń i uwag do projektu. Te zastrzeżenia nigdy nie zostały jednoznacznie rozwiane, zaś minister Marek Gróbarczyk po wielu apelach ze strony pomorskich samorządowców zgodził się na spotkanie z marszałkiem Mieczysławem Strukiem tylko raz -  w połowie grudnia 2018 roku, czyli już po wydaniu decyzji środowiskowej. Tej decyzji, która do dziś – ze względu na toczące się postępowanie - nie jest prawomocna.
Wzrost kosztu przekopu Mierzei Wiślanej o 115 procent /?/

Fale Bałtyku przekopem wedrą się do Zalewu Wiślanego. Ciekawe jakie będzie ich oddziaływanie podczas sztormów? A warto też przypomnieć, że w pierwszej wycenie z marca 2019 Rzecznik Ministerstwa Gospodarki Morskiej i Żeglugi Śródlądowej, Michał Kania, określił koszt budowy przekopu na 880 milionów złotych. Natomiast w połowie 2019 r. rząd zmienił wartość programu „Budowa drogi wodnej łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską” i ustalił ją na 1,987 mld zł. Oznacza to wzrost kosztów inwestycji o... 115 procent.
Tymczasem w dokumencie pt.: „Analiza kosztów i korzyści społeczno-ekonomicznych dla Programu Wieloletniego Budowa Drogi Wodnej Łączącej Zalew Wiślany z Zatoką Gdańską”, sporządzonym dla Urzędu Morskiego w Gdyni w 2016 roku, czytamy: „Przy wzroście nakładów inwestycyjnych o 20 proc. projekt jest poniżej minimalnego progu społeczno-ekonomicznej stopy zwrotu” (Rozdział 18. Analiza wrażliwości).
Zdjęcia: Wojciech Choina


środa, 25 marca 2020

Molo w gdańskim Brzeźnie zamknięte /!/


Molo w Gdańsku Brzeźnie, podobnie jak w Sopocie, od czwartku 26 marca do 13 kwietnia 2020 zostało zamknięte. Jest to podyktowane decyzją Prezesa Rady Ministrów dotyczącej całkowitego zamknięcia placówek oświatowych i wychowawczych, teatrów, filharmonii, muzeów a także kin, związaną z dążeniem do maksymalnego ograniczenia rozprzestrzeniania się koronawirusa w kraju,
Gdański Ośrodek Sportu już kilka dni wcześniej podjął decyzję o zawieszeniu funkcjonowania: pływalni Chełm, Orunia, Osowa oraz Stogi, a także takich obiektów sportowych jak: Miejska Hala Sportowa ul. Kołobrzeska 61, Kompleks Sportowy Traugutta 29, Kompleks Sportowy Grunwaldzka 244, Stadion żużlowy im. Zbigniewa Podleckiego, Kompleks Sportowy Zielonogórska 4. Teraz do tego grona dołączyło też Molo w Brzeźnie.
Urząd Miasta Gdańska apeluje także o niekorzystanie do odwołania z placów zabaw, skateparków, boisk osiedlowych oraz siłowni plenerowych zarządzanych przez Gdański Ośrodek Sportu.
Zgodnie z wytycznymi Głównego Inspektoratu Sanitarnego oraz Ministerstwa Zdrowia władze miejskie rekomendują unikanie dużych skupisk ludzkich i pozostawanie w domu.

Milion na usuwanie łachy przy molo w Sopocie


Ponad milion złotych na usunięcie piaskowej łachy przy sopockim molo (zamkniętym od 26.03.2020 z powodu na koronawirusa), przeznaczyli z budżetu na 2020 rok sopoccy radni. 
W pracach tych bierze również udział Urząd Morski w Gdyni. Naukowcy zwracają uwagę na erozję sąsiedniego na zachód klifu w Orłowie. Otóż odłamki piasku, które niemal przy każdym sztormie wpadają do wody w wyniku erozji, są przenoszone wraz z falami przez wiejący z zachodu wiatr oraz prądy morskie. Napotykając na przeszkodę w postaci sopockiej mariny, osadzają się, tworząc płyciznę.
Odkładanie się przy nasadzie sopockiego mola głównie piachu, a także gliny i żwiru, rozpoczęło się po 2011 roku. Wówczas to, na końcu spacerowego mola o długości 511,5 m, z jego prawej wschodniej strony, tuż przy pomoście oddano do użytku marinę, o koszcie na ponad 71 milionów złotych. To właśnie jej budowa – jak twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Gdańskiego - powoduje powstawanie łachy za łachą.
Dotychczas, wspólnie z Urzędem Morskim w Gdyni, gmina już dwukrotnie dokonała pogłębienia wokół sopockiego mola. Koszt tych działań wyniósł około 700 tys. zł. z czego sopocki magistrat wydatkował około 370 tys. zł. 
Łacha, za każdym razem zamienia się w ogromną płyciznę znajdującą się po południowej, czyli gdańskiej stronie mola. Ostatni raz usunięto ją w 2017 roku. Niesiony falami piasek, napotykając przeszkodę w postaci mariny, nie przestał się jednak nadal odkładać. Na łasze osadzają się glony, które latem rozkładając się w słońcu, wydzielają bardzo nieprzyjemny zapach. Bardzo przeszkadza on gościom pięciogwiazdkowych hoteli Sofitel Grand czy Sheraton.  
Ten tak zwany efekt "tombolo" – jak twierdzi profesor Stanisław Massel z Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie, absolwent Wydziału Budownictwa Wodnego Politechniki Gdańskiej - pojawił się wraz z postawieniem przy molu właśnie mariny. Jej żelbetonowa ściana powoduje, że uderzające o nią fale tracą swoją energię i tym samym przenoszą piasek w kierunku brzegu czyli nasady mola.
Sopoccy urzędnicy twierdzą, że marina chroni ostrogę mola, a akumulacja piasku jest zjawiskiem zupełnie naturalnym. Dzięki niej miasto nie musi ponosić kosztów napraw mola i głowicy w wyniku corocznych zniszczeń powodowanych przez jesienne sztormy. Ponadto marina dysponuje setką dodatkowych miejsc do cumowania jednostek pływających.
Marina daje też możliwość szkolenia rocznie około 240 młodych żeglarzy. Jest to również urokliwe miejsce do spacerów i to zarówno dla mieszkańców Sopotu, którzy na molo wchodzą przez cały rok za darmo, ale też dla licznych gości, jak kuracjuszy i turystów. W roku 2019 było ich łącznie 1,2 mln. Od 26 bm. do odwołania sopockie molo zostaje zamknięte z uwagi na koronawirusa /!/

Zdjęcia: Janusz Radwan-Wiatrowski

poniedziałek, 23 marca 2020

Pozbawiona koronawirusa woda z gdańskich kranów /!/


Zemsta Sułtana dopadła część naszej grupy podczas pobytu w Turcji. Targało nami jeszcze przez kilka dób po przylocie do Polski. Zastanawialiśmy się dlaczego? I drogą dedukcji doszliśmy do wysnucia następującego wniosku. Otóż ta część, która się poważnie rozchorowała i co rusz ganiała tam, gdzie król chodzi piechotą, skusiła się na konsumpcję warzyw i owoców dopiero co opłukanych w tamtejszej wodzie. Ta woda była przyczyną naszej destrukcji.
Wspominam o tym wydarzeniu sprzed kilku lat, bo w niedzielę 22 marca 2020 przypadał Światowy Dzień Wody. Został ustanowiony w 1992 roku podczas Szczytu Ziemi w Rio de Janeiro. Ma ono zwracać uwagę na problem braku dostępu dużej części nie tylko ludzkiej populacji do czystej i bezpiecznej wody. Tak, tak również i bezpiecznej, czyli zdatnej do picia. 
W 2020 roku hasło przewodnie obchodów związane jest ze znaczeniem wody w kontekście zmian klimatycznych. A to dlatego, gdyż zasoby wody pitnej na Ziemi znacznie kurczą się z każdym rokiem. W szczęśliwej sytuacji są jednak mieszkańcy Gdańska. A to dlatego, ponieważ woda, która płynie z gdańskich kranów jest dobrej jakości, no i z uwagi na bliskość dużych zbiorników, mamy jej pod dostatkiem.
Woda w Gdańsku w stu procentach spełnia rygorystyczne normy jakości UE. W badaniach przeprowadzonych na zlecenie SNG w 2019 r. już połowa gdańszczanek i gdańszczan zadeklarowała, że pije kranówkę. Światowy Dzień Wody to jednak dobry moment, by przypomnieć, że wodę trzeba szanować i doceniać. Gdańszczanom idzie to coraz lepiej. Jeśli w 1992 roku przeciętny mieszkaniec Gdańska zużywał dziennie 220 litrów wody, to obecnie zużywa jej około 105 litrów. Czyli o ponad połowę mniej. Jest to też podyktowane rosnącymi cenami wody. Przed laty – jak pamiętamy -  mniejsze zużycie było głównym argumentem dla dokonania drastycznej podwyżki cen zużycia wody.
Warto też przypomnieć z okazji święta, że zaopatrzenie w wodę Gdańska i Sopotu opiera się na ujęciach wody podziemnej i powierzchniowej. Główne zaopatrzenie stanowią ujęcia wód głębinowych, ujmujących przede wszystkim wodę czwartorzędową. Podstawowe ujęcia to: Czarny Dwór, Dolina Radości, Lipce, Osowa, Pręgowo, Zakoniczyn. Zaspa Wodna. 
Gdański wodociąg zasilany jest także wodą powierzchniową, pochodzącą z ujęcia wody w Straszynie.
Na terenie Sopotu, Saur Neptun Gdańsk eksploatuje trzy ujęcia wód głębinowych, jak Bitwy pod Płowcami, Brodwino i Nowe Sarnie Wzgórze, których wody zasilają również gdański system wodociągowy.
- Gdańsk dzięki swojemu położeniu ma do dyspozycji ponad 83 procent wody, która pochodzi z ujęć głębinowych, a niespełna 17 procent z ujęcia powierzchniowego zlokalizowanego w Straszynie. Dzięki temu mieszkańcy Gdańska mogą korzystać na co dzień z wody o bardzo dobrej jakości - zapewnia Guy Fournier, prezes Saur Neptun Gdańsk.
Światowa Organizacja Zdrowia w swoim opublikowanym komunikacie z dnia 2 marca 2020 r. poinformowała, że obowiązujące procedury i środki są wystarczające do zapewnienia bezpieczeństwa wody pitnej, a proces dezynfekcji wody – co bardzo istotne - zapewnia szybką utratę aktywności wirusa COVID-19.
Stosowane w SNG metody uzdatniania wody są nowoczesne i powszechnie stosowane przez przedsiębiorstwa wodnokanalizacyjne. Są to w zależności od stacji uzdatniania: filtracja, koagulacja, utlenianie oraz dezynfekcja wody związkami chloru czy promieniowaniem UV. W ocenie Urzędu Miasta Gdańska zapewniają one pełne bezpieczeństwo sanitarne wody zarówno pod względem obecności wirusów, jak również innych mikroorganizmów chorobotwórczych. Wartym podkreślenia jest także fakt, że wirusy z rodzaju koronawirus nie są czynnikiem wywołującym choroby wodnozależne.

piątek, 20 marca 2020

Tenisowa modelka na sesji w gdańskim lesie...


Na spacer do gdańskiego lasu w okolicach Niedźwiednika, w czwartek 19 marca 2020, wybrała się gdańska tenisistka ziemna Emilia Amerski, notowana w rankingu PZT.
Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że na ten spacer zaprosiła dwóch swoich, co tu dużo gadać już sędziwych wiekiem dziadków. Niedawno goszczący w Gdańsku kosmonauta Mirosław Hermaszewski, na takich jak on użył określenia dinozaury. Ba, Emilia nawet chętnie zrobiła sobie z nimi wspólne fotki. Najpierw zaczęła od zdjęcia z osobistym kucharzem Zdzisławem.
Na początku leśnej sesji zdjęciowej Emilia pozowała w wełnianej - w mojej ocenie - twarzowej czapce.
Przyszła też kolej na wspólne zdjęcie ze mną, na inicjatora tej zdjęciowej sesji z wykorzystaniem powalonych drzew i obrośniętych zielonym mchem.
Jak to modelki, również i Emilia Amerski pozując do kolejnych zdjęć musiała pozbyć się jakiegoś ciuszka, w tym przypadku wełnianej czapki. Dzięki temu tenisowa modelka ukazała swoje długie kręcone włosy.
Tenisowej modelce musiałem zrobić kolejne wspólne zdjęcie z osobistym kucharzem Zdzisławem, który w przygotowywaniu potraw dba o zachowanie stosownej sportowej diety.
Na koniec tej relaksującej w lesie sesji zdjęciowej, pozwalającej choć na chwilę wyrwać się z mieszkań okupowanych przed groźbą nacierającego koronawirusa, zrobiłem też zdjęcie adekwatne do obecnej zakleszczającej nas epidemiologicznej sytuacji... 

wtorek, 17 marca 2020

Na koronawirus zamiast maseczek skuteczniejsza profilaktyka...


Mimo zagrożenia, sporo osób głównie w Indochinach decyduje się wyjść z domu wyłącznie z maską chirurgiczną na twarzy. Pytanie tylko, czy jest to skuteczna metoda na koronawirusa?
Jak twierdzą lekarze, noszenie maseczek może paradoksalnie zwiększać ryzyko zachorowania. Owszem lekarze zajmujący się osobami chorymi, noszą maseczki na twarzy, ale używają je jednorazowo. Po opuszczeniu pomieszczenia z chorymi maska jest utylizowana.
Ale dlaczego noszenie takiej maseczki przez cały dzień zwiększa ryzyko zachorowania? A to dlatego, bo staje się ona wilgotna, a co za tym idzie, stwarza potencjalnie dobre warunki do rozprzestrzeniania się wirusa.
A lekarze przypominają, że choroba ta jest przenoszona drogą kropelkową. I dlatego przede wszystkim powinniśmy przestrzegać wszystkich podstawowych zasad higieny, które na co dzień pozwalają nam unikać bakterii i wirusów.
Nie ma zatem konieczności noszenia maski. Rozpętana panika medialna jest nadmierna i może być nawet niebezpieczna. Noszenie takich masek wpływa bardziej na dobre samopoczucie psychiczne osoby, która ją nosi.
Jeśli taka maska miałaby komuś pomóc, to raczej osobie już chorej. Takiej, która mogłaby w takiej maseczce nie rozprzestrzeniać zarazków.
Takie maseczki twarzowe z pewnością nadal będą w coraz bardziej masowej modzie. Ale jeżeli ktoś kaszle, to przecież wiadomo, że dookoła siebie rozsiewa zarazki. Chory powinien zatem zatykać usta i to najlepiej chusteczką jednorazowego użytku.
Taka maska owszem może zatrzymać zarazki koronawirusa, ale jeśli ktoś już kaszle i ma wysoką gorączkę, to raczej nie powinien gdziekolwiek chodzić, lecz powinien pozostać w domu, lub w szpitalnej separatce pozostawać pod opieką lekarzy.  Specjaliści twierdzą, że nie ma magicznego sposobu na uniknięcie zarażenia wirusem. Dobrym zabezpieczeniem są szczepionki, ale prace nad szczepionką chroniącą przed koronawirusem dopiero trwają.

czwartek, 12 marca 2020

Koronawirusowa panika zakupowa

Koronawirus rozprzestrzenia się również i w Polsce i to w coraz szybszym tempie, Nawet w Gdańsku, w którym jeszcze nie odnotowano przypadku tej groźnej choroby, z supermarketów ekspresowo znikają różne produkty spożywcze. Obsługa sklepów nie nadąża usuwać pustych kartonów po opakowaniach.
Próbowałem coś kupić z mięsa na obiad w czwartek 12 marca 2020, ale niestety wielkie szafy chłodnicze były puste.
Klienci masowo wykupują konserwy, makarony, ryże i wszelkie produkty z dłuższą datą przydatności do spożycia.
Zdziwiło mnie bardzo, że na półkach nawet brakowało warzyw, jak ziemniaków, marchwi, buraków, cebuli. Tymi zdjęciami zdziwieni byli też moi dobrzy znajomi z Kanady i Litwy.
Moja 14-letnia wnuczka Emilia dowiedziała się od swojego trenera tenisa ziemnego, że istnieje obawa zamknięcia sklepów nawet spożywczych. Dlatego musiałem po nią pojechać samochodem, gdyż sama nakupowała kilka siatek różnych produktów, w tym też i higieniczne. Panika udzieliła się również i młodemu pokoleniu.
Naoczna lekcja historii. Dzięki temu widzi ono obecnie jak wyglądały puste półki sklepowe podczas stanu wojennego, w całej wówczas Ludowej Polsce, od 31 grudnia 1981 do 22 lipca 1983.  Wtedy do nabycia był jedynie ocet.