niedziela, 6 maja 2018

2. Gdańskie Święto Europy

Miasteczko Europejskie powstało 6 maja 2018 na Targu Węglowym w Gdańsku z okazji 14-rocznicy przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. Głównym orędownikiem naszej przynależności do UE podczas 2. Gdańskiego Święta Europy był Prezydent Miasta Gdańska Paweł Adamowicz. Przemawiał o niej tak płomiennie i chwalebnie, jakby już był jej przedstawicielem.
Świąteczne atrakcje rozpoczęły się w samo południe. Podczas pikniku istotnie nie zabrakło propozycji zarówno dla dzieci, młodzieży, jak i dorosłych. Robiono sobie wspólne pamiątkowe zdjęcia.
Gdańskie szkoły z okazji święta przygotowały 21 stanowisk przedstawiających poszczególne kraje UE.
Można było poczuć atmosferę Amsterdamu, Berlina, Paryża, Pragi, Madrytu i innych stolic podczas „2. Gdańskiego Święta Europy”,
Holandia stała się ostatnio Gdańskowi bardziej bliska po uruchomieniu połączenia lotniczego z Amsterdamem.
Każde ze stoisk posiadało wyjątkową aranżację i własny program atrakcji. Na kilku stoiskach można było zgłębić tajniki malowania kolorowych obrazów.
Na stoisku polskim, korzystając z białego papieru przymocowanego do sztalug, można było wykonać szkice stojącego naprzeciwko budynku Akademii Sztuk Pięknych.
Hiszpańskie stoisko obsługiwały urocze dziewczęta biegle mówiące po hiszpańsku i oferujące do nabycia hiszpańskie wachlarze.
Najbarwniejsze było stoisko islandzkie, na którym do wspólnej zabawy zapraszali prawdziwi Mikołajowie.
Belgia prezentowała futurologiczną konstrukcję, która przyciągała wielu ciekawskich.
Najbardziej obleganym było stoisko włoskie, co jakiś czas serwujące doskonałą pizzę.

Hojne było również stoisko Polski, serwujące chlebowe kromki posmarowane smalcem oraz częstujące drożdżówkami z kruszonką.
Można było spróbować przysmaków z różnych krajów Europy w strefie gastronomicznej. Z okazji święta został przygotowany zestaw najbardziej charakterystycznych europejskich potraw.
Wśród uczestników europejskiego święta, przez dłuższy czas był prowadzony konkurs ze znajomości wiedzy o państwach członkowskich UE. Za prawidłowe odpowiedzi otrzymywało się talon upoważniający do odbioru sporych rozmiarów flagi polskiej lub UE.
Dużych rozmiarów flagę polską lub UE umieszczoną na drzewcu, otrzymywało się w nagrodę za udzielenie prawidłowych odpowiedzi.
Momentem kulminacyjnym 2. Gdańskiego Święta Europy było wspólne odśpiewanie „Ody do radości”. Ustawieni w szeregu pod łopoczącą biało czerwoną flagą śpiewają m.in. prezydent Miasta Paweł Adamowicz, gdański radny Andrzej Kowalczys i wiceprezydent ds. polityki społecznej Piotr Kowalczuk.
Odę do radości” (słowa - Fryderyk Schiller, tłumaczenie – Konstanty Ildefons Gałczyński) wspólnie odśpiewano o godzinie 16.00 przy akompaniamencie Orkiestry Vita Activa. 
 

sobota, 5 maja 2018

Metropolitarne Mevo kosztowne jak paryski system Velib

Tak jak w Paryżu będą obowiązywać w Gdańsku oraz 14 pomorskich gminach podobne ceny abonamentów na używanie rowerów metropolitarnych. Chociaż cenowo wreszcie poczujemy się jakbyśmy jednośladami jeździli wzdłuż Sekwany, a nie Motławy. Otóż paryski abonament systemu Velib, w przeliczeniu kosztuje około 120 zł rocznie. Oferuje też on stawkę socjalną w wysokości 80 zł dla osób o niższych dochodach.
Nasz metropolitarny system, o niedawno przyjętej nazwie Mevo, określa przejazdy każdego dnia na koszt 10 zł miesięcznie, lub 100 zł – rocznie. Nasze abonamenty będą więc zbliżone cenowo do paryskiego. Z takim jednakże zastrzeżeniem, że również porównując, to zarobki Polaków są średnio trzykrotnie niższe od Francuzów.
Podczas konferencji prasowej zorganizowanej w gdańskim Domu Harcerza, Roger Jackowski z Rowerowej Metropolii, wyraził obawy, że „dzięki” tak wysokim stawkom nasz system Mevo będzie najmniej użytkowanym ze wszystkich systemów finansowanych ze środków publicznych w Polsce. Tym bardziej, iż gdańscy urzędnicy już po podjętych uzgodnieniach, nieoczekiwanie w zaciszu gabinetów zrezygnowali z 15-20 minut darmowej jazdy rowerem metropolitarnym.
Dla poparcia swojej tezy, jako przykład Roger Jackowski podał Kraków, będący jak dotychczas jedynym miastem, które zamiast darmowych minut oferuje płatne abonamenty. Wskaźnik wykorzystania u nich publicznych rowerów, to zaledwie 2,49. Jest to znacznie mniej w porównaniu m.in. do Białegostoku (6,99), Warszawy (6,82), Wrocławia (6,55), Łodzi (5,97) czy Poznania (5,59). Dane te nie pozostawiają złudzeń, że głównie darmowe minuty przyciągają użytkowników miejskich rowerów.
Roger Jackowski uzasadnia ponadto, że jak wynika ze statystyk, średnia długość podróży rowerem metropolitalnym, to około 2,5- 3,5 km. Tymczasem taryfa przeprojektowanego systemu roweru metropolitalnego jest nastawiona na użytkowników, którzy będą korzystać z takiego roweru regularnie i to na długich dystansach.
Jest to błędne założenie, gdyż długodystansowcy jeżdżą przecież prywatnymi i solidniejszymi rowerami. Ponadto minusem jest też to, że gdańscy urzędnicy nie pomyśleli o integracji Mevo z komunikacją publiczną, jak choćby SKM czy PKM. Nie przewidzieli rabatów dla tych potencjalnych rowerzystów, którzy posiadają np. kolejowe bilety miesięczne lub okresowe.
Na zadane publicznie pytanie, dlaczego gdańscy urzędnicy zdecydowali się zrezygnować z darmowego czasu przejazdów rowerowych, Krzysztof Perycz-Szczepański, kierownik projektu System Roweru Metropolitalnego odpowiedział: – Darmowy czas jest rzeczywiście pewną normą w Polsce. Wynika to z tego, że jedna z firm ma taki model biznesowy i wdraża go niemal we wszystkich miastach w Polsce. A my nie mamy możliwości pobierania przychodów z systemu Mevo.
Dopytywany przez dziennikarki o uzasadnienie podjętej decyzji co do rezygnacji z darmowego czasu przejazdu, a mającego być przecież główną zachętą korzystania z rowerowych dojazdów, szef wdrażanego projektu odpowiedział: - Przyglądając się systemom istniejącym w Polsce, widzieliśmy, że używane rowery są bardzo zaniedbane. Zaproponowanie abonamentu, przy założeniu, że wszystkie przychody trafią do operatora, miało na celu zagwarantowanie jak najwyższej jakości sprzętu dla użytkowników.
Powodem naszej decyzji – uzasadniał - jest też to, że np. w Toruniu (na powyższym zdjęciu), a zwłaszcza Łodzi aż 85 proc. przejazdów odbywa się w darmowym czasie. Nie tylko dlatego, że ludzie jeżdżą tam na odcinkach 2-3 km, ale częstą praktyką jest to, że chcąc uniknąć opłat po prostu zmieniają rowery.
Rowerowi aktywiści, którzy już wiele zrobili dla budowy ścieżek rowerowych w Gdańsku, nie przekreślają jednak zupełnie metropolitarnego systemu Mevo. Obawiają się jednak, że Budowa Systemu Roweru Metropolitalnego OMG-G-S nie przyczyni się do rozwoju komunikacji publicznej w Obszarze Metropolitalnym Gdańsk-Gdynia-Sopot czy spopularyzowaniu roweru jako jednego z podstawowych środków transportu miejskiego.
Ma zostać zakupionych 3866 sztuk rowerów, w tym spora część z napędem elektrycznym. Koszt projektu wynosi 19 mln zł netto (dofinansowanie unijne). Stolica województwa pomorskiego jest obecnie jedynym dużym miastem w Polsce, które nie ma roweru publicznego. Uwzględniając przesuwanie już kilka razy terminu uruchomienia rowerowego systemu publicznego, ma to się niebawem zmienić.
Po rozstrzygnięciu przetargu rowery publiczne systemu Mevo mają jeździć po ulicach aż czternastu gmin: Gdańska, Gdyni, Kartuz, Pruszcza Gdańskiego, Pucka, Redy, Rumi, Sierakowic, Somonina, Sopotu, Stężycy,Tczewa, Władysławowa i Żukowa. Użytkownicy systemu Mevo, po wykupieniu abonamentów, będą mogli poczuć się jak paryżanie.

piątek, 4 maja 2018

Indochiny 2018 (odcinek 39)

Jedną z atrakcji turystycznych miasta Kampong Cham w Kambodży, jest wejście za odpłatnością jednego dolara, na około 200 metrowej długości wąski mostek wykonany z bambusów. Dnia 25 marca 2018 było tak bardzo gorąco, w słońcu około 50 st. C, że trzeba było się chronić pod parasolkami.
Ten wąski mostek bambusowy w kilku miejscach jest celowo poszerzony, aby idący nim ludzie mogli się w miarę swobodnie minąć.
Tak bardzo zarośnięty jest brzeg po drugiej stronie Mekongu, przy dotarciu bambusowym mostkiem na wyspę Koh Paen.
Już po pokonaniu bambusowego mostku, u nasady wyspy Koh Paen jest możliwość kupienia pożywienia w postaci usmażonych na głębokim tłuszczu owadów podobnych do koników polnych, doprawionych solą, chili i sokiem limonki.
Po pokonaniu bambusowego mostku ma się wrażenie, że są to bambusowe wrota prowadzące na plażowy kemping.
Na kempingu plażowym na wyspie Koh Paen w Kambodży, do dyspozycji plażowiczów są duże parasole chroniące przed prażącym słońcem.
Na plaży odnogi rzeki Mekong jest szeregowo wbitych w piach kilkanaście drewnianych domków kempingowych z charakterystycznymi słomianymi dachami. Stanowią one izolację przed piekącym słońcem. W tych domkach kempingowych, za odpowiednią dodatkową odpłatnością, odpoczywają całe rodziny.

Na kempingu plażowym na wyspie Koh Paen w Kambodży, jest też wypożyczalnia sprzętu wodniackiego, w tym głównie ratunkowego.
 
Kambodżanie bardzo przestrzegają bezpieczeństwa podczas zażywania rzecznych kąpieli. Większość wchodzi do wody w ratunkowych kamizelkach.
 
Podobnie jak u nas w Polsce, także i tutaj na kambodżańskim nadrzecznym kempingu funkcjonuje sklep i lokal gastronomiczny.

Podczas pobytu na wyspie Koh Paen w Kambodży, po raz pierwszy zobaczyliśmy, że funkcjonuje na niej recikling, i w jednym miejscu gromadzone są puszki po napojach.
 
Wracając z wyspy Koh Paen na stały ląd zauważyliśmy, że jest też utwardzony parking na samochody. Zastanawialiśmy się, w jaki sposób one tutaj dotarły. Widocznie jest jakiś drugi o wiele szerszy most, lub samochody zostały przetransportowane jednostkami pływającymi.
 
Nam „Białasom” zabroniono przeprowadzić przez mostek bambusowy rowery, a miejscowym na to zezwolono.
 
Nasze rowery wypożyczone w hotelu Moon River po 2 dolary za dobę, musieliśmy zostawić przy wejściu na mostek bambusowy, obok którego pasły się miejscowe krowy. (dcn.)

środa, 2 maja 2018

Żywa lekcja historii w pruszczańskiej Faktorii

Dałem się zaprosić na spędzenie Majówki 2018 w Faktorii w Pruszczu Gdańskim.
Miałem okazję uczestniczyć w spotkania z żywą historią w wykonaniu Grupy Odtwórstwa Historycznego GRH Biały Orzeł.
Zapoznałem się z rekonstrukcją sylwetek żołnierzy piechoty polskiej z wybranych regimentów, pułków z XVIII i początku XIX wieku. Koszt jednego stroju z okresu np. Księstwa Warszawskiego, to około 4 tys. zł. Na zamówienie szyje je pani Grażyna mieszkająca przy ul. Dywizjonu 303 na gdańskiej Zaspie Młyniec.
Pamięć o własnej tradycji buduje naszą tożsamość dzisiaj, przekonywali o tym podczas prelekcji m.in. Adam Zwoiński, Sabina i Grzegorz Ostrowscy. Prezentują się oni m.in. w Lidzbarku Warmińskim, Malborku, Nysie, Tczewie i Jankowie koło Olsztyna. Byli też w Hiszpanii i małej miejscowości pod Moskwą.
Było też sporo dymu i huku podczas strzelania z broni palnej na którą nie trzeba mieć zezwolenia posiadania. Podpowiedziałem im, aby w początkach sierpnia udali się do Visby, stolicy szwedzkiej wyspy Gotlandia, gdzie od wielu lat jest organizowany tydzień średniowieczny.
W pruszczańskiej Faktorii odbywały się otwarte warsztaty plastyczne oraz strzelanie z łuku. Odpowiednie ustawienie strzały na cięciwie i jej napięcie okazywało się nie tak prostym zadaniem, o czym wiele osób się przekonało.
Przez cały dzień zachęcano do pieczenia na ognisku kiełbasek i innych przysmaków.
Można było przynieść własne przysmaki lub zakupić na miejscu.
Na miejscu można też było kupić watę cukrową na patyku.
Wata cukrowa była tak dużą porcją, że wystarczało jej też dla fundatorki.
Tego dnia (środa 2 maja 2018) było w miarę ciepło i świeciło słońce przed którym chroniły się panie przy użyciu parasolki.
Po zwiedzeniu całej pruszczańskiej Faktorii można było odpocząć siadając na wielkim drewnianym pniu i konsumując watę cukrową.