czwartek, 6 października 2016

Polacy we Włoszech

Na ślady polskości natrafiałem co rusz podczas tygodniowej wycieczki po Włoszech. Doleciawszy rejsem liniowym Alitalia z Warszawy do Rzymu, zwiedziliśmy takie miasta, jak: Bagnoreggio, Asyż, Wenecja, San Marino, Loreto, San Benedetto del Tronto, Ascoli Piceno, Tivoli, Watykan i Groty Frasassi w miejscowości Gengi.
W kolejce do wojskowej kontroli u wejścia na dziedziniec przed bazyliką w Asyżu stali uczestnicy polskiej pielgrzymi Małe Ciche – Włochy 23.09-5.10.2016 Zorganizowano ją z okazji jubileuszu 800-lecia Dominikanów. Jej trasa wiodła przez takie włoskie miasta, jak: Bolonia, Siena, Asyż, Cascia, Rzym, Watykan, Monte Casino, Caserta, Neapol, Capri, Pompeje, Matera, Bari, San Giovanni Rotondo, Monte San Angelo, Lanciano, Manopello, Loreto, Padwa.
W kościele dolnym Bazyliki św. Franciszka w Asyżu w jednym z ołtarzy jest umieszczone duże kolorowe zdjęcie polskiego papieża Jana Pawła II.
Na głównej ulicy w San Marino w jednym ze sklepików sprzedawca mówiąc z dobrym akcentem w języku polskim zachęcał do kupna koszulki z napisem Lewandowski. Stanowiła ona przynętę dla polskich grup wycieczkowych, aby wejść do środka i coś kupić.
W republice San Marino – państwie śródlądowym w Europie Południowej, stanowiącym enklawę na obszarze Włoch, w jednym ze sklepów mieliśmy okazję posmakować kilkanaście rodzai różnych alkoholi. Poczęstunek tymi trunkami jak i ich słowną prezentację w języku polskim, dokonywał najprawdopodobniej Polak, bo doskonale władał naszym językiem. Na tyle skutecznie, że sporo wycieczkowiczów poczyniło zakupy w tym sklepie i skorzystało z oferowanych potraw oraz chłodzących napojów.
Po ustanowionej w 1400 roku republice San Marino oprowadzała nas licencjonowana przewodniczka, Barbara Stolecka, pochodząca z Polski i już od 20 lat mieszkająca we Włoszech. To od niej dowiedzieliśmy się, że co pół roku w tej liczącej 33 tys. mieszkańców republice, słynącej z kosztownych znaczków pocztowych, są przeprowadzane wybory. 
Jednoizbowy parlament tworzy Wielka Rada Generalna, złożona z 60 deputowanych, wybieranych w wyborach powszechnych na 5 lat. To z nich wyłaniany jest rząd składający się z 10 ministrów i dwóch kapitanów, tj. regentów, z których każdy po pół roku stoi na czele rządu i zarazem państwa. Ba, są rozliczani z powierzonych im zadań. Wszelkie decyzje w rządzie muszą być podejmowane jednomyślnie, ponieważ każdy z jego członków może używać weta, które posiada moc unieważniania ustaleń rządowych.
Na parkingu w San Marino podczas naszego pobytu we wtorek 27 września 2016 zaparkowało kilka starych samochodów z polskimi rejestracjami uczestniczących w dziesiątej edycji rajdu starych pojazdów Zlombol. Prowadził on na trasie liczącej w jedną stronę 3 tys. km, z Katowic przez Czechy, Słowację, Węgry, Słowenię, Włochy, San Marino, Watykan do Tunezji. Kierowcy mieli do pokonania 8 krajów, 3 pasma górskie (Beskidy, Alpy oraz włoskie Apeniny, 2 promy i... niezliczone awarie.
Od jednego z uczestników rajdu Złombol dowiedziałem się, że najmłodszy samochód rodem z PRL-u mógł pochodzić z 2000 roku. Do udziału w jubileuszowej imprezie zgłoszono 450 pojazdów różnych marek, w tym nysy, żuki, maluchy, syrenki i polonezy.
Po Papieskim Sanktuarium Santa Casa z Lotero oprowadzał nas brat benedyktyn Dariusz, pochodzący z Polski To on nam powiedział, że najważniejszym w tym sanktuarium, jest Święty Domek. Budynek z kamienia o wymiarach 8,5 m x 3,8 m i wysokości 4,1 m. Jest obudowany rzeźbami według projektu architekta Donate Bramantego. Według tradycji jest to część domu z Nazaretu, w którym Maryja doświadczyła zwiastowania, urodziła i wychowała Jezusa Chrystusa. Aby ochronić ten dom przed zniszczeniem przez Turków w 1291 roku, kupiecka rodzina de Angeli sfinansowała i zaangażowała się w jego przewóz przez Bałkany do Recanati.
W Kaplicy Świętego Sebastiana Bazyliki Świętego Piotra w Rzymie od 30 kwietnia 2011 roku znajduje się grobowiec polskiego papieża Jana Pawła II, tuż obok kaplicy ze słynną pietą watykańską Michała Anioła. Trumna przykryta jest płytą z białego marmuru. Miejsce wokół grobowca jest osłonięte kotarami, aby w ciszy wierni mogli się pomodlić.
Bazylika Świętego Piotra w Rzymie mająca 186 m długości i mieszcząca około 60 tys. osób, jest najczęściej odwiedzana przez polskie pielgrzymki. Ich przewodnicy, aby nie zgubić żadnego z uczestników odliczają kolejno przez dotknięcie się dłońmi.
Tuż przy przejściu dla pieszych, pomiędzy Arcybazyliką Najświętszego Zbawiciela, św. Jana Chrzciciela i św. Jana Ewangelisty na Lateranie, a stojącym obok Pałacem na Lateranie, w którym tą środkową spośród z trzech klatek schodowych wierni wchodzą po 28 stopniach na kolanach, stoi kiosk z różnymi pamiątkami. Polskich pielgrzymów i turystów zachęca plakat wypisany dużymi drukowanymi literami o treści... U nas taniej niż w Biedronce.
Przez ostatnie dwie doby naszej wycieczki po Włoszech mieszkaliśmy w rzymskim hotelu Cinecitta, w którym recepcjonistką była Anna (na zdjęciu z lewej), pochodząca z Lublina. Mieszka we Włoszech już od 25 lat, ale cały czas tęskni za swoimi rodzinnymi stronami. W tym roku latem była dwa tygodnie w Lublinie wraz z trzema swoimi pieskami rasy malamuty. Ma kiepską opinię o Włochach, że nie są słowni i solidni oraz nie chce im się pracować.
Wraz z nami samolotem wracała z Rzymu do Warszawy kilkunastoosobowa grupa uczniów z Technikum Obsługi Turystycznej w Siennicach koło Mińska Mazowieckiego. W ramach europejskiego programu Erasmus plus przebywała ona na trzytygodniowych praktykach zawodowych w Spoleto. Oni również, tak jak i my, musieli czekać prawie 1,5 godziny na odbiór bagaży. A to dlatego – jak mi powiedziano – ponieważ komuś wylał się tłusty olej na taśmę transportową i aby nie zabrudzić pozostałych bagaży, przerzucano je ręcznie.

Zdjęcia: Włodzimierz Amerski

wtorek, 4 października 2016

Kto pokocha Włocha? (cz.2)

Podczas tygodniowej wycieczki zagranicznej o wymyślonym przez Itakę haśle: Kto pokocha Włocha?, co rusz natrafiałem na ładne twarze zarówno męskie jak i żeńskie. Z przyjemnością je uwieczniałem, publikując po powrocie do Gdańska.

W drodze powrotnej z Wenecji do hotelu na Riwierze Adriatyckiej, zajechaliśmy do jednej z fattorii w okolicy Rimini. Ta 18-hektarowa fattoria, sięgająca początków od 1861 roku, nazywa się Kotlina Poeti. W niej odbyła się degustacja różnych lokalnych wyrobów. Gospodarz o imieniu Sauro rozpoczął od rozlania do kieliszków wina musującego, a następnie wystawienia na podłużny stół własnych wyrobów mięsnych i serowych.
Gospodyni, jak się przedstawiła, o imieniu Barbara, po oprowadzeniu nas po jej fattorii, zaznajomiła nas z rodzajami win jakie produkują. W takiej włoskiej fattorii chętnie bym spędził kilka lat życia. Dzięki uprzejmości pilotki naszej wycieczki Elżbiety Kochanek, mieszkanki Podkarpacia, dopytałem więc czy mają kogoś na wydaniu? Bo przecież uczestnicząc w wycieczce przyświecało nam hasło Itaki: Kto pokocha Włocha? Usłyszałem odpowiedź, że owszem nawet i mają kogoś na wydaniu. Moje serce jakby mocniej zaczęło pulsować. No, no i kogo macie na wydaniu? Pani Barbara spojrzała na mnie wymownie i powiedziała, ano i mamy... 42-letniego starego kawalera. Ma tutaj tyle pracy, że nie miał jak dotychczas czasu na znalezienie sobie panny. Owszem wczoraj obsługiwał młodą pannę, ale na odprawianym u nas weselu.
Plan zamieszkania we Włoszech prysnął. Następnym etapem naszej wycieczki było San Marino. Podczas spaceru trasą turystyczną po najstarszej na świecie republiki, stanowiącej enklawę na terenie Włoch, nasze wycieczkowiczki były zachwycone przystojnymi żołnierzami stojącym na warcie. Robiły sobie z nimi wspólne zdjęcia. Żadna jednak nie miała odwagi spytać, czy są w stanie wolnym?
Polskie wycieczkowiczki nie miały też odwagi podejść i zrobić sobie wspólne zdjęcie z równie przystojnym dyspozytorem ruchu na głównej ulicy San Marino. Miejscowości wpisanej na listę UNESCO, mającej granicę o długości 38 km i powierzchni 62 km kw, odwiedzanej rocznie przez około 3,5 mln turystów.
Duże wrażenie zrobiła na nas wizyta w LORETO, jednym z najważniejszych na świecie sanktuariów maryjnych – miejscu, gdzie według legendy przechowywany jest nazaretański dom Maryi. Odwiedza go rocznie około 3 mln turystów. W Loreto 8 września 1979 roku przebywał papież Jan Paweł II przed swoją pielgrzymką do USA.  
Na powyższym zdjęciu włoscy wycieczkowicze w skupieniu wsłuchiwali się co ma do powiedzenia ich przewodnik. W tej grupie byli zarówno zakonnicy jak i cywile, na których z zainteresowaniem patrzyły nasze wycieczkowe Polki. Wzdychały, że w takich przystojnych młodzieńcach łatwo byłoby się zakochać!
Po Loreto autokarem dojechaliśmy do odległego o 60 km SAN BENEDETTO DEL TRONTO, najsłynniejszego kurortu regionu Marche. Był wolny czas na spacer po nadmorskiej promenadzie z tysiącami palm, na popływanie w Adriatyku, jak i na pamiątkowe zdjęcia. Co rusz mijali nas biegacze i rowerzyści, mający nadmorską ścieżkę, podobną do naszej, tej od Brzeźna do Sopotu Dbający poprzez ruch o swoje zdrowie Włosi rozglądali się za naszymi polskimi wycieczkowiczkami.
Kolejny przejazd, to 30 km do hotelu Charły Residence w okolicy Ascoli Piceno. Już samo zakwaterowanie przez dwie urocze recepcjonistki było miłym przeżyciem. Podczas całej objazdowej wycieczki był to najlepszy hotel, z doskonałym jedzeniem i kelnerską obsługą. No i wreszcie spanie na wygodnych szerokich łóżkach.
Następnego dnia z rana dojechaliśmy do liczącego 40 tys. mieszkańców ASCOLI PICENO, gdzie zabytki architektury w różnych stylach tworzą harmonijną całość, a główny plac miasta, Piazza del Popolo, uważany jest za najpiękniejszy we Włoszech. Po zwiedzaniu przepięknej katedry św. Emigiusza, kościoła dominikanów San Francesco, był czas na zrobienie zdjęć na lokalnym targowisku. Moją uwagę na jednym ze stoisk przykuła włoska sprzedawczyni, blondynka.
Tego samego dnia po południu dojechaliśmy do TIVOLI. Ogromną przyjemnością było zwiedzanie Willi d'Este i przyległych do niej ogrodów wpisanych na listę UNESCO. Arcydzieła architektury, przykładu najwybitniejszego włoskiego ogrodu renesansowego. Willa została wzniesiona w XV w. przez biskupa Hipolita d'Este na wzgórzu, skąd roztacza się piękny widok, a przy dobrej pogodzie nawet widać Rzym. Ja zamiast Wiecznego Miasta, dostrzegłem o fotogenicznej urodzie twarz Włoszki z oczami zakrytymi niebieskimi okularami i w białym kapeluszu. Akurat odwróciła głowę w moim kierunku, jak ja z wyjątkowym refleksem nacisnąłem spust aparatu fotograficznego. Nie zaprotestowała. Tuż za mną stał jej towarzysz życia, bo podał jej ramię przy schodzeniu po schodach.
W Tivoli był czas na posiłek. W pobliżu Willi d'Este znajdowała się Futbol Piza. Ceny w niej były całkiem przystępne. Obsłużył nas przystojny i mówiący po angielsku kelner o imieniu Ezio. Jak nam powiedział, w Polsce był tylko kilka lat temu tylko w Krakowie. Chętnie przyjedzie do Gdańska. Zrobiłem zdjęcie jemu jak i dwóm kobietom idącymi naprzeciw nas z małym dzieckiem. Typowe czarnule Włoszki, ubrane w długie spodnie, bo przy temperaturze plus 25 st. C. było im już zimno.
Kolejne dwa dni spędziliśmy w Rzymie, w którym jest aż 450 kościołów. Tuż po wyjściu z metra zielonej trasy B o długości 23 km, na schodach bazyliki Santa Maria del Popolo, naukę rysowania przez szkolne dzieci prowadziły szczupłe wychowawczynie. Założę się, że niektóre z nich są stanu wolnego i warto się w nich zakochać.
Każda z wycieczek jest prowadzona na pobliski punkt widokowy, z którego u stóp ma się niemal cały Rzym. W tym punkcie niemal każdy chce mieć zrobione pamiątkowe zdjęcie. Młodą Włoszkę upamiętniała jej mama. Obie kobiety były urokliwe.
Idąc w kierunku bazyliki św. Piotra mijaliśmy różnych grajków. Jeden z nich wydobywał ze strun gitary tak znakomite dźwięki, że zasługiwał na pieniężne datki. On z uwagi na swoją urodę, jak i muzyczne umiejętności, znakomicie odpowiadał realizacji wycieczkowego hasła: Kto pokocha Włocha?
Było tak ciepło, a także tłoczno na ulicach we Włoszech, że niemal podstawowym i najszybszym środkiem komunikacji są skutery i motory. To one jako pierwsze ruszają po postoju na czerwonych światłach i oczywiście się ścigają. Można dostrzec, jak zza kasków cykliści rozglądają się za przechodniami płci żeńskiej.
W okolicach Panteon w Rzymie, tej okrągłej świątyni na Polu Marsowym, ufundowanej przez cesarza Hadriana w roku 125 na miejscu wcześniejszej z 27 r. p.n.e., a zniszczonej w pożarze w 80 r. n.e. znajduje się pizzeria i sklep spożywczy. Ekspedientka wyszła na zewnątrz w poszukiwaniu klienta, który zapomniał wziąć reszty. Czyż nie jest ona godna zainteresowania?
Na placu w okolicach Panteonu można wynająć sobie konną bryczkę. Jej woźnica też przyciąga wzrok licznych turystek.
Na placu Piazza Navona, powstałego na ruinach starożytnego stadionu Domicjana, uwagę przykuwali różni artyści, w tym głównie malarze oferujący do kupna swoje obrazy. Widać, że potrafią oni szybko ocenić potencjalnego klienta, no i potencjalną wybrankę swojego serca.
Czule, zaglądając głęboko w żeńskie oczy, na placu Piazza Navona śpiewał romantyczne piosenki samozwańczy wykonawca. Miał on sporo wycieczkowych zwolenniczek.
Najbardziej przystojni we Włoszech są karabinierzy. Można nawet z nimi porozmawiać i nawiązać obiecujący kontakt.
Znajomości można by ewentualnie zawrzeć w rzymskim metro linii A i B, jednak większość pasażerów pochłonięta jest swoimi telefonami komórkowymi.
Ale niektórym udaje się nawiązać we Włoszech osobisty kontakt, a nawet zakochać się wzajemnie. W efekcie doprowadzając do zawarcia związku małżeńskiego w Rzymie i szukania do wykonania pamiątkowych zdjęć ślubnych ciekawych plenerów w okolicach Forum Romanum.

Zdjęcia: Włodzimierz Amerski

poniedziałek, 3 października 2016

Kto pokocha Włocha?

Takie hasło wycieczki oferowanej przez Biuro Podróży Itaka zadecydowało, że wybraliśmy się w ostatni tydzień września 2016 do Włoch. Po przylocie rejsem liniowym, Alitalia z Warszawy do Rzymu, w objazdówce były takie miasta, jak: Bagnoreggio • Asyż • Groty Frasassi • Wenecja • San Marino • Loreto • San Benedetto del Tronto • Ascoli Piceno • Tivoli • Rzym • Watykan. Trasa, którą pokonaliśmy autokarem wzdłuż i wszerz przez Włochy, to około 1600 km.

W okresie tych siedmiu dni zrobiłem dokładnie 2052 zdjęcia, a więc średnio po 300 zdjęć dziennie. Choćby jak to powyżej, na tle największego wodospadu w ogrodach Tivoli. Arcydzieła architektury, przykładu najwybitniejszego włoskiego ogrodu renesansowego, wpisanego na listę UNESCO.
Na spokojnie przeglądając zdjęcia w domowym komputerze pokusiłem się o wyszukanie tych, na których uwieczniłem różne postacie Włochów i Włoszek, a w których można byłoby się ewentualnie... zakochać. Na pierwszym miejscu stawiam uwiecznionych powyżej weneckich gondolierów. Co do pozostałych osób, to je publikuję dopiero po szczegółowej analizie.
W Asyżu, wejścia na obszerny dziedziniec prowadzący do wnętrza bazyliki św. Franciszka, strzegą żołnierze uzbrojeni w długą i krótką broń. Każdego turystę dokładnie sprawdzają, czy czegoś ostrego lub metalowego nie wnosi ze sobą. Wysocy wojacy nie są jednak na tyle groźni, aby nie podejść do nich i o coś zapytać. Tak uczyniła, chyba tleniona blondynka Włoszka, którą zaciekawił - tak jak i mnie - pielgrzym przechadzający się boso o lasce i przyodziany w zgrzebną sukmanę.
Na dolnym tarasie przy wejściu do bazyliki św. Franciszka, ciągły dyżur pełnią ratownicy medyczni ubrani w widoczne z daleka pomarańczowe uniformy. W tej trójce była też jedna kobieta, chyba do stosowania na osłabłych kobietach ratowniczej techniki oddychania „usta-usta”. Gdyby była sama, to może bym symulując zemdlał na skutek wyjątkowo prażącego słońca. Uwagę zwracał również zakonnik franciszkanin przyodziany w brązową sutannę.
Wczesnym przedpołudniem byliśmy jedną z pierwszych wycieczek w Asyżu i ruch w sklepach był niewielki. Młoda sprzedawczyni miała chwilę wolnego czasu, aby wyjść na zewnątrz i porozmawiać przez telefon komórkowy przypuszczalnie ze swoim ukochanym. Jej dżinsowe spodnie były trendy, bo miały poprzeczne dziury na wysokości kolan.
Przechadzając się spacerkiem po Piazza del Comune na starym mieście, dostrzegłem uroczą kelnerkę z narożnego baru. Ona również miała wolną chwilę wykorzystując ją na przeglądnięcie lokalnej prasy.
W Asyżu miałem wyjątkowe spotkanie z żywym Aniołem, i to płci żeńskiej. Spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, abym mu nie przeszkadzał w uzdrawianiu zagubionych duszyczek. Swoje ziemskie powinności Anioł odprawiał przed bazyliką św. Klary (Santa Chiara), drugą co do ważności świątynią w Asyżu, zaraz po kościele św. Franciszka. Bazylika ta stoi na miejscu dawnego kościółka San Giorgio, w którym pochowano św. Franciszka i w którym papież Grzegorz IX ogłosił go świętym. Tutaj złożono również w 1253 r. ciało św. Klary. Po jej kanonizacji przystąpiono do budowy obecnego kościoła, który został ukończony w 1265 r. Rzut tej bazyliki oraz jej fasada nawiązują w uproszczonej formie do kościoła górnego bazyliki św. Franciszka. Wielkie łuki przy północnej elewacji (na powyższym zdjęciu z lewej) dostawiono, gdy w XIV w., po trzęsieniu ziemi, budowli groziło zawalenie.
W bazylice św. Klary odprawiana była przed południem msza święta i wejście turystów celem zwiedzania było uniemożliwione przez zgrabną ochroniarkę.
Przy bazylice św. Klary miałem możność zobaczyć, jak ubiera się współczesna młodzież włoska. Najbardziej zafrapowały mnie dżinsowe spodnie młodej dziewczyny z wieloma powycinanymi dziurami. Przypomniało mi się, jak dobrych kilka lat temu wytarły mi się takie niewielkie dziury w moich dżinsach Były wyjątkowo wygodne, ale wstyd było mi w nich chodzić. Obciąłem nogawki, ale tych krótkich jakoś nie noszę, bo wystają z nich jakieś frędzle.
Natrafiliśmy też na kolarzy w Asyżu, amatorów, no i takich zawodowców. Nasze dziewczyny z wycieczki Polki były bardzo zauroczone ich muskulaturą. Obiektami, jak twierdziły, godnymi... pożądania.
Po Asyżu pojechaliśmy do Gengi. W parku narodowym w regionie Marche zwiedziliśmy słynne GROTY FRASASSI,. Jest to system połączonych jaskiń ze spektakularnymi formami nacieków, małymi jeziorkami i pięknymi salami sięgającymi rozmiarów 120 x 180 m, przy wysokości 200 m. Odpowiednie podświetlenie sprawia, że gra światła, wody i półcieni wprawia w zachwyt odwiedzających. 
Już przy wejściu stawiany jest wszystkim zwiedzającym kategoryczny warunek, niemożliwości robienia zdjęć fotograficznych. Nawet takich bez flesza!
Zdjęcie we wnętrzu odkrytej przypadkowo w 1971 roku Groty Frasassi owszem można sobie zrobić ale jedynie odpłatnie. Po zwiedzeniu groty przy wyjściu zdjęcie jest do odbioru w cenie 7 lub 9 euro, w zależności od zamówionego formatu. Delikatna z urody szatynka ledwie co nadążała z ich wydawaniem, bo chętnych na taką fotograficzną pamiątkę jest wielu.
Po przyjeździe do WENECJI na parking Tronchetto w godzinach przedpołudniowych i rejsie statkiem turystycznym słynnymi kanałami weneckimi, dwie przepięknie ubrane w długie suknie wenecjanki przywitały nas w drodze do placu św. Marka.
Na placu św. Marka w ramach przerwy lunchowej, jakaś włoska ekipa filmowa była obsługiwana przez kilku kelnerów. Oj, było w kim wybierać! No i było w kim się zakochać!
Po obejściu placu św. Marka skierowaliśmy się w wąskie uliczki weneckie. Na jednej z nich obok policjanta szła zajęta swoją „komórką” jakże cudownie opalona Włoszka.
Z pewnością niewiele czasu na opalanie miała pracownica (z włosami spiętymi w koczek) jednego z weneckich kantorów obsługująca wielu zagranicznych turystów. A jest ich rocznie – jak się szacuje – bagatela, aż... około 25 milionów.
Wśród tych licznych turystów są również urokliwe Włoszki, najchętniej odwiedzające weneckie sklepiki.
W jednej z weneckich uliczek włoski sprzedawca zachęca do kupna owoców i warzyw, z których witrynową dekorację stanowił podwieszony do sufitu czosnek.
Sprzedawca tak umiejętnie zachęcał do kupna oferowanych owoców, że włoskie małżeństwo odpowiedziało grzecznościowym uśmiechem na te zachęty.
Czynnie funkcjonuje w Wenecji wodna policja zatrudniająca bardzo dobrze zbudowanych facetów.
Idąc szybko nabrzeżem z powrotem na turystyczny statek, dosłownie natknąłem się na takie przepiękne usta i piersi. Z braku czasu nie udało mi się ustalić do kogo należą, do Włoszki czy do Rosjanki? A może do Polki? Ten dylemat nadal mnie nurtuje...

Zdjęcia: Włodzimierz Amerski