Takie hasło wycieczki oferowanej przez Biuro Podróży
Itaka zadecydowało, że wybraliśmy się w ostatni tydzień września
2016 do Włoch. Po przylocie rejsem liniowym, Alitalia z Warszawy do
Rzymu, w objazdówce były takie miasta, jak: Bagnoreggio • Asyż
• Groty Frasassi • Wenecja • San Marino • Loreto • San
Benedetto del Tronto • Ascoli Piceno • Tivoli •
Rzym • Watykan. Trasa, którą pokonaliśmy autokarem wzdłuż i
wszerz przez Włochy, to około 1600 km.
W okresie tych siedmiu
dni zrobiłem dokładnie 2052 zdjęcia, a więc średnio po 300 zdjęć
dziennie. Choćby jak to powyżej, na tle największego wodospadu w
ogrodach Tivoli. Arcydzieła architektury, przykładu
najwybitniejszego włoskiego ogrodu renesansowego, wpisanego na listę
UNESCO.
Na spokojnie
przeglądając zdjęcia w domowym komputerze pokusiłem się o wyszukanie
tych, na których uwieczniłem różne postacie Włochów i Włoszek,
a w których można byłoby się ewentualnie... zakochać. Na
pierwszym miejscu stawiam uwiecznionych powyżej weneckich
gondolierów. Co do pozostałych osób, to je publikuję dopiero po
szczegółowej analizie.
W Asyżu, wejścia na
obszerny dziedziniec prowadzący do wnętrza bazyliki św.
Franciszka, strzegą żołnierze uzbrojeni w długą i krótką broń. Każdego
turystę dokładnie sprawdzają, czy czegoś ostrego lub metalowego
nie wnosi ze sobą. Wysocy wojacy nie są jednak na tyle groźni, aby
nie podejść do nich i o coś zapytać. Tak uczyniła, chyba
tleniona blondynka Włoszka, którą zaciekawił - tak jak i mnie -
pielgrzym przechadzający się boso o lasce i przyodziany w zgrzebną
sukmanę.
Na dolnym tarasie przy
wejściu do bazyliki św. Franciszka, ciągły dyżur pełnią
ratownicy medyczni ubrani w widoczne z daleka pomarańczowe uniformy.
W tej trójce była też jedna kobieta, chyba do stosowania na
osłabłych kobietach ratowniczej techniki oddychania „usta-usta”.
Gdyby była sama, to może bym symulując zemdlał na skutek
wyjątkowo prażącego słońca. Uwagę zwracał również zakonnik
franciszkanin przyodziany w brązową sutannę.
Wczesnym przedpołudniem
byliśmy jedną z pierwszych wycieczek w Asyżu i ruch w sklepach był
niewielki. Młoda sprzedawczyni miała chwilę wolnego czasu, aby
wyjść na zewnątrz i porozmawiać przez telefon komórkowy
przypuszczalnie ze swoim ukochanym. Jej dżinsowe spodnie były
trendy, bo miały poprzeczne dziury na wysokości kolan.
Przechadzając się
spacerkiem po Piazza del Comune na starym mieście, dostrzegłem
uroczą kelnerkę z narożnego baru. Ona również miała wolną
chwilę wykorzystując ją na przeglądnięcie lokalnej prasy.
W Asyżu miałem
wyjątkowe spotkanie z żywym Aniołem, i to płci żeńskiej.
Spojrzał na mnie wymownym wzrokiem, abym mu nie przeszkadzał w
uzdrawianiu zagubionych duszyczek. Swoje ziemskie powinności Anioł
odprawiał przed bazyliką św. Klary
(Santa
Chiara), drugą co do ważności świątynią w Asyżu, zaraz po
kościele św. Franciszka. Bazylika ta stoi na miejscu dawnego
kościółka San Giorgio, w którym pochowano św. Franciszka i w
którym papież Grzegorz IX ogłosił go świętym. Tutaj złożono
również w 1253 r. ciało św. Klary. Po jej kanonizacji
przystąpiono do budowy obecnego kościoła, który został ukończony
w 1265 r. Rzut tej bazyliki oraz jej fasada nawiązują w
uproszczonej formie do kościoła górnego bazyliki św. Franciszka.
Wielkie łuki przy północnej elewacji (na powyższym zdjęciu z
lewej) dostawiono, gdy w XIV w., po trzęsieniu ziemi, budowli
groziło zawalenie.
W bazylice św. Klary
odprawiana była przed południem msza święta i wejście turystów
celem zwiedzania było uniemożliwione przez zgrabną ochroniarkę.
Przy bazylice św. Klary
miałem możność zobaczyć, jak ubiera się współczesna młodzież
włoska. Najbardziej zafrapowały mnie dżinsowe spodnie młodej
dziewczyny z wieloma powycinanymi dziurami. Przypomniało mi się,
jak dobrych kilka lat temu wytarły mi się takie niewielkie dziury w moich
dżinsach Były wyjątkowo wygodne, ale wstyd było mi w nich
chodzić. Obciąłem nogawki, ale tych krótkich jakoś nie noszę,
bo wystają z nich jakieś frędzle.
Natrafiliśmy też na
kolarzy w Asyżu, amatorów, no i takich zawodowców. Nasze
dziewczyny z wycieczki Polki były bardzo zauroczone ich muskulaturą. Obiektami, jak twierdziły, godnymi... pożądania.
Po Asyżu pojechaliśmy
do Gengi. W parku narodowym w regionie Marche zwiedziliśmy słynne
GROTY FRASASSI,. Jest to system połączonych jaskiń ze
spektakularnymi formami nacieków, małymi jeziorkami i pięknymi
salami sięgającymi rozmiarów 120 x 180 m, przy wysokości 200 m.
Odpowiednie podświetlenie sprawia, że gra światła, wody i
półcieni wprawia w zachwyt odwiedzających.
Już przy wejściu
stawiany jest wszystkim zwiedzającym kategoryczny warunek,
niemożliwości robienia zdjęć fotograficznych. Nawet takich bez
flesza!
Zdjęcie we wnętrzu
odkrytej przypadkowo w 1971 roku Groty Frasassi owszem można sobie zrobić ale
jedynie odpłatnie. Po zwiedzeniu groty przy wyjściu zdjęcie jest
do odbioru w cenie 7 lub 9 euro, w zależności od zamówionego
formatu. Delikatna z urody szatynka ledwie co nadążała z ich
wydawaniem, bo chętnych na taką fotograficzną pamiątkę jest
wielu.
Po przyjeździe do
WENECJI na parking Tronchetto w godzinach przedpołudniowych i rejsie
statkiem turystycznym słynnymi kanałami weneckimi, dwie przepięknie
ubrane w długie suknie wenecjanki przywitały nas w drodze do placu św.
Marka.
Na placu św. Marka w
ramach przerwy lunchowej, jakaś włoska ekipa filmowa była
obsługiwana przez kilku kelnerów. Oj, było w kim wybierać! No i było w kim się zakochać!
Po obejściu placu św.
Marka skierowaliśmy się w wąskie uliczki weneckie. Na jednej z
nich obok policjanta szła zajęta swoją „komórką” jakże
cudownie opalona Włoszka.
Z pewnością niewiele
czasu na opalanie miała pracownica (z włosami spiętymi w koczek)
jednego z weneckich kantorów obsługująca wielu zagranicznych
turystów. A jest ich rocznie – jak się szacuje – bagatela, aż... około 25 milionów.
Wśród tych licznych
turystów są również urokliwe Włoszki, najchętniej odwiedzające weneckie sklepiki.
W jednej z weneckich
uliczek włoski sprzedawca zachęca do kupna owoców i warzyw, z
których witrynową dekorację stanowił podwieszony do sufitu czosnek.
Sprzedawca tak
umiejętnie zachęcał do kupna oferowanych owoców, że włoskie
małżeństwo odpowiedziało grzecznościowym uśmiechem na te
zachęty.
Czynnie funkcjonuje w
Wenecji wodna policja zatrudniająca bardzo dobrze zbudowanych
facetów.
Idąc szybko nabrzeżem
z powrotem na turystyczny statek, dosłownie natknąłem się na
takie przepiękne usta i piersi. Z braku czasu nie udało mi się ustalić
do kogo należą, do Włoszki czy do Rosjanki? A może do Polki? Ten
dylemat nadal mnie nurtuje...
Zdjęcia: Włodzimierz Amerski
32 yr old Systems Administrator II Hobey Gaylord, hailing from Haliburton enjoys watching movies like "See Here, Private Hargrove" and Surfing. Took a trip to Historic Town of Goslar and drives a G-Class. swietny post do poczytania
OdpowiedzUsuń