wtorek, 4 października 2016

Kto pokocha Włocha? (cz.2)

Podczas tygodniowej wycieczki zagranicznej o wymyślonym przez Itakę haśle: Kto pokocha Włocha?, co rusz natrafiałem na ładne twarze zarówno męskie jak i żeńskie. Z przyjemnością je uwieczniałem, publikując po powrocie do Gdańska.

W drodze powrotnej z Wenecji do hotelu na Riwierze Adriatyckiej, zajechaliśmy do jednej z fattorii w okolicy Rimini. Ta 18-hektarowa fattoria, sięgająca początków od 1861 roku, nazywa się Kotlina Poeti. W niej odbyła się degustacja różnych lokalnych wyrobów. Gospodarz o imieniu Sauro rozpoczął od rozlania do kieliszków wina musującego, a następnie wystawienia na podłużny stół własnych wyrobów mięsnych i serowych.
Gospodyni, jak się przedstawiła, o imieniu Barbara, po oprowadzeniu nas po jej fattorii, zaznajomiła nas z rodzajami win jakie produkują. W takiej włoskiej fattorii chętnie bym spędził kilka lat życia. Dzięki uprzejmości pilotki naszej wycieczki Elżbiety Kochanek, mieszkanki Podkarpacia, dopytałem więc czy mają kogoś na wydaniu? Bo przecież uczestnicząc w wycieczce przyświecało nam hasło Itaki: Kto pokocha Włocha? Usłyszałem odpowiedź, że owszem nawet i mają kogoś na wydaniu. Moje serce jakby mocniej zaczęło pulsować. No, no i kogo macie na wydaniu? Pani Barbara spojrzała na mnie wymownie i powiedziała, ano i mamy... 42-letniego starego kawalera. Ma tutaj tyle pracy, że nie miał jak dotychczas czasu na znalezienie sobie panny. Owszem wczoraj obsługiwał młodą pannę, ale na odprawianym u nas weselu.
Plan zamieszkania we Włoszech prysnął. Następnym etapem naszej wycieczki było San Marino. Podczas spaceru trasą turystyczną po najstarszej na świecie republiki, stanowiącej enklawę na terenie Włoch, nasze wycieczkowiczki były zachwycone przystojnymi żołnierzami stojącym na warcie. Robiły sobie z nimi wspólne zdjęcia. Żadna jednak nie miała odwagi spytać, czy są w stanie wolnym?
Polskie wycieczkowiczki nie miały też odwagi podejść i zrobić sobie wspólne zdjęcie z równie przystojnym dyspozytorem ruchu na głównej ulicy San Marino. Miejscowości wpisanej na listę UNESCO, mającej granicę o długości 38 km i powierzchni 62 km kw, odwiedzanej rocznie przez około 3,5 mln turystów.
Duże wrażenie zrobiła na nas wizyta w LORETO, jednym z najważniejszych na świecie sanktuariów maryjnych – miejscu, gdzie według legendy przechowywany jest nazaretański dom Maryi. Odwiedza go rocznie około 3 mln turystów. W Loreto 8 września 1979 roku przebywał papież Jan Paweł II przed swoją pielgrzymką do USA.  
Na powyższym zdjęciu włoscy wycieczkowicze w skupieniu wsłuchiwali się co ma do powiedzenia ich przewodnik. W tej grupie byli zarówno zakonnicy jak i cywile, na których z zainteresowaniem patrzyły nasze wycieczkowe Polki. Wzdychały, że w takich przystojnych młodzieńcach łatwo byłoby się zakochać!
Po Loreto autokarem dojechaliśmy do odległego o 60 km SAN BENEDETTO DEL TRONTO, najsłynniejszego kurortu regionu Marche. Był wolny czas na spacer po nadmorskiej promenadzie z tysiącami palm, na popływanie w Adriatyku, jak i na pamiątkowe zdjęcia. Co rusz mijali nas biegacze i rowerzyści, mający nadmorską ścieżkę, podobną do naszej, tej od Brzeźna do Sopotu Dbający poprzez ruch o swoje zdrowie Włosi rozglądali się za naszymi polskimi wycieczkowiczkami.
Kolejny przejazd, to 30 km do hotelu Charły Residence w okolicy Ascoli Piceno. Już samo zakwaterowanie przez dwie urocze recepcjonistki było miłym przeżyciem. Podczas całej objazdowej wycieczki był to najlepszy hotel, z doskonałym jedzeniem i kelnerską obsługą. No i wreszcie spanie na wygodnych szerokich łóżkach.
Następnego dnia z rana dojechaliśmy do liczącego 40 tys. mieszkańców ASCOLI PICENO, gdzie zabytki architektury w różnych stylach tworzą harmonijną całość, a główny plac miasta, Piazza del Popolo, uważany jest za najpiękniejszy we Włoszech. Po zwiedzaniu przepięknej katedry św. Emigiusza, kościoła dominikanów San Francesco, był czas na zrobienie zdjęć na lokalnym targowisku. Moją uwagę na jednym ze stoisk przykuła włoska sprzedawczyni, blondynka.
Tego samego dnia po południu dojechaliśmy do TIVOLI. Ogromną przyjemnością było zwiedzanie Willi d'Este i przyległych do niej ogrodów wpisanych na listę UNESCO. Arcydzieła architektury, przykładu najwybitniejszego włoskiego ogrodu renesansowego. Willa została wzniesiona w XV w. przez biskupa Hipolita d'Este na wzgórzu, skąd roztacza się piękny widok, a przy dobrej pogodzie nawet widać Rzym. Ja zamiast Wiecznego Miasta, dostrzegłem o fotogenicznej urodzie twarz Włoszki z oczami zakrytymi niebieskimi okularami i w białym kapeluszu. Akurat odwróciła głowę w moim kierunku, jak ja z wyjątkowym refleksem nacisnąłem spust aparatu fotograficznego. Nie zaprotestowała. Tuż za mną stał jej towarzysz życia, bo podał jej ramię przy schodzeniu po schodach.
W Tivoli był czas na posiłek. W pobliżu Willi d'Este znajdowała się Futbol Piza. Ceny w niej były całkiem przystępne. Obsłużył nas przystojny i mówiący po angielsku kelner o imieniu Ezio. Jak nam powiedział, w Polsce był tylko kilka lat temu tylko w Krakowie. Chętnie przyjedzie do Gdańska. Zrobiłem zdjęcie jemu jak i dwóm kobietom idącymi naprzeciw nas z małym dzieckiem. Typowe czarnule Włoszki, ubrane w długie spodnie, bo przy temperaturze plus 25 st. C. było im już zimno.
Kolejne dwa dni spędziliśmy w Rzymie, w którym jest aż 450 kościołów. Tuż po wyjściu z metra zielonej trasy B o długości 23 km, na schodach bazyliki Santa Maria del Popolo, naukę rysowania przez szkolne dzieci prowadziły szczupłe wychowawczynie. Założę się, że niektóre z nich są stanu wolnego i warto się w nich zakochać.
Każda z wycieczek jest prowadzona na pobliski punkt widokowy, z którego u stóp ma się niemal cały Rzym. W tym punkcie niemal każdy chce mieć zrobione pamiątkowe zdjęcie. Młodą Włoszkę upamiętniała jej mama. Obie kobiety były urokliwe.
Idąc w kierunku bazyliki św. Piotra mijaliśmy różnych grajków. Jeden z nich wydobywał ze strun gitary tak znakomite dźwięki, że zasługiwał na pieniężne datki. On z uwagi na swoją urodę, jak i muzyczne umiejętności, znakomicie odpowiadał realizacji wycieczkowego hasła: Kto pokocha Włocha?
Było tak ciepło, a także tłoczno na ulicach we Włoszech, że niemal podstawowym i najszybszym środkiem komunikacji są skutery i motory. To one jako pierwsze ruszają po postoju na czerwonych światłach i oczywiście się ścigają. Można dostrzec, jak zza kasków cykliści rozglądają się za przechodniami płci żeńskiej.
W okolicach Panteon w Rzymie, tej okrągłej świątyni na Polu Marsowym, ufundowanej przez cesarza Hadriana w roku 125 na miejscu wcześniejszej z 27 r. p.n.e., a zniszczonej w pożarze w 80 r. n.e. znajduje się pizzeria i sklep spożywczy. Ekspedientka wyszła na zewnątrz w poszukiwaniu klienta, który zapomniał wziąć reszty. Czyż nie jest ona godna zainteresowania?
Na placu w okolicach Panteonu można wynająć sobie konną bryczkę. Jej woźnica też przyciąga wzrok licznych turystek.
Na placu Piazza Navona, powstałego na ruinach starożytnego stadionu Domicjana, uwagę przykuwali różni artyści, w tym głównie malarze oferujący do kupna swoje obrazy. Widać, że potrafią oni szybko ocenić potencjalnego klienta, no i potencjalną wybrankę swojego serca.
Czule, zaglądając głęboko w żeńskie oczy, na placu Piazza Navona śpiewał romantyczne piosenki samozwańczy wykonawca. Miał on sporo wycieczkowych zwolenniczek.
Najbardziej przystojni we Włoszech są karabinierzy. Można nawet z nimi porozmawiać i nawiązać obiecujący kontakt.
Znajomości można by ewentualnie zawrzeć w rzymskim metro linii A i B, jednak większość pasażerów pochłonięta jest swoimi telefonami komórkowymi.
Ale niektórym udaje się nawiązać we Włoszech osobisty kontakt, a nawet zakochać się wzajemnie. W efekcie doprowadzając do zawarcia związku małżeńskiego w Rzymie i szukania do wykonania pamiątkowych zdjęć ślubnych ciekawych plenerów w okolicach Forum Romanum.

Zdjęcia: Włodzimierz Amerski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz