Podczas tygodniowej wycieczki zagranicznej o wymyślonym przez Itakę haśle: Kto pokocha Włocha?, co rusz natrafiałem na ładne twarze zarówno męskie jak i żeńskie. Z przyjemnością je uwieczniałem, publikując po powrocie do Gdańska.
W drodze powrotnej z
Wenecji do hotelu na Riwierze Adriatyckiej, zajechaliśmy do jednej z
fattorii w okolicy Rimini. Ta 18-hektarowa fattoria, sięgająca
początków od 1861 roku, nazywa się Kotlina Poeti. W niej odbyła
się degustacja różnych lokalnych wyrobów. Gospodarz o imieniu
Sauro rozpoczął od rozlania do kieliszków wina musującego, a
następnie wystawienia na podłużny stół własnych wyrobów
mięsnych i serowych.
Gospodyni, jak się
przedstawiła, o imieniu Barbara, po oprowadzeniu nas po jej
fattorii, zaznajomiła nas z rodzajami win jakie produkują. W takiej
włoskiej fattorii chętnie bym spędził kilka lat życia. Dzięki
uprzejmości pilotki naszej wycieczki Elżbiety
Kochanek,
mieszkanki Podkarpacia, dopytałem więc czy mają kogoś na wydaniu?
Bo przecież uczestnicząc w wycieczce przyświecało nam hasło
Itaki: Kto pokocha Włocha? Usłyszałem odpowiedź, że owszem nawet
i mają kogoś na wydaniu. Moje serce jakby mocniej zaczęło
pulsować. No, no i kogo macie na wydaniu? Pani Barbara spojrzała na
mnie wymownie i powiedziała, ano i mamy... 42-letniego starego
kawalera. Ma tutaj tyle pracy, że nie miał jak dotychczas czasu na
znalezienie sobie panny. Owszem wczoraj obsługiwał młodą pannę,
ale na odprawianym u nas weselu.
Plan zamieszkania we
Włoszech prysnął. Następnym etapem naszej wycieczki było San
Marino. Podczas spaceru trasą turystyczną po najstarszej na
świecie republiki, stanowiącej enklawę na terenie Włoch, nasze
wycieczkowiczki były zachwycone przystojnymi żołnierzami
stojącym na warcie. Robiły sobie z nimi wspólne zdjęcia. Żadna
jednak nie miała odwagi spytać, czy są w stanie wolnym?
Polskie wycieczkowiczki
nie miały też odwagi podejść i zrobić sobie wspólne zdjęcie z
równie przystojnym dyspozytorem ruchu na głównej ulicy San Marino.
Miejscowości wpisanej na listę UNESCO, mającej granicę o długości
38 km i powierzchni 62 km kw, odwiedzanej rocznie przez około 3,5
mln turystów.
Duże wrażenie zrobiła
na nas wizyta w LORETO, jednym z najważniejszych na świecie
sanktuariów maryjnych – miejscu, gdzie według legendy
przechowywany jest nazaretański dom Maryi. Odwiedza go rocznie około
3 mln turystów. W Loreto 8 września 1979 roku przebywał papież
Jan Paweł II przed swoją pielgrzymką do USA.
Na powyższym zdjęciu
włoscy wycieczkowicze w skupieniu wsłuchiwali się co ma do
powiedzenia ich przewodnik. W tej grupie byli zarówno zakonnicy jak
i cywile, na których z zainteresowaniem patrzyły nasze wycieczkowe
Polki. Wzdychały, że w takich przystojnych młodzieńcach łatwo
byłoby się zakochać!
Po Loreto autokarem
dojechaliśmy do odległego o 60 km SAN BENEDETTO DEL TRONTO,
najsłynniejszego kurortu regionu Marche. Był wolny czas na spacer
po nadmorskiej promenadzie z tysiącami palm, na popływanie w
Adriatyku, jak i na pamiątkowe zdjęcia. Co rusz mijali nas biegacze
i rowerzyści, mający nadmorską ścieżkę, podobną do naszej, tej
od Brzeźna do Sopotu Dbający poprzez ruch o swoje zdrowie Włosi
rozglądali się za naszymi polskimi wycieczkowiczkami.
Kolejny przejazd, to 30
km do hotelu Charły Residence w okolicy Ascoli Piceno. Już samo
zakwaterowanie przez dwie urocze recepcjonistki było miłym
przeżyciem. Podczas całej objazdowej wycieczki był to najlepszy
hotel, z doskonałym jedzeniem i kelnerską obsługą. No i wreszcie
spanie na wygodnych szerokich łóżkach.
Następnego dnia z rana
dojechaliśmy do liczącego 40 tys. mieszkańców ASCOLI PICENO,
gdzie zabytki architektury w różnych stylach tworzą harmonijną
całość, a główny plac miasta, Piazza del Popolo, uważany jest
za najpiękniejszy we Włoszech. Po zwiedzaniu przepięknej katedry
św. Emigiusza, kościoła dominikanów San Francesco, był czas na
zrobienie zdjęć na lokalnym targowisku. Moją uwagę na jednym ze
stoisk przykuła włoska sprzedawczyni, blondynka.
Tego samego dnia po
południu dojechaliśmy do TIVOLI. Ogromną przyjemnością było
zwiedzanie Willi d'Este i przyległych do niej ogrodów wpisanych na
listę UNESCO. Arcydzieła architektury, przykładu najwybitniejszego
włoskiego ogrodu renesansowego. Willa została wzniesiona w XV w.
przez biskupa Hipolita d'Este na wzgórzu, skąd roztacza się piękny
widok, a przy dobrej pogodzie nawet widać Rzym. Ja zamiast Wiecznego
Miasta, dostrzegłem o fotogenicznej urodzie twarz Włoszki z oczami
zakrytymi niebieskimi okularami i w białym kapeluszu. Akurat
odwróciła głowę w moim kierunku, jak ja z wyjątkowym refleksem
nacisnąłem spust aparatu fotograficznego. Nie zaprotestowała. Tuż
za mną stał jej towarzysz życia, bo podał jej ramię przy
schodzeniu po schodach.
W Tivoli był czas na
posiłek. W pobliżu Willi d'Este znajdowała się Futbol Piza. Ceny
w niej były całkiem przystępne. Obsłużył nas przystojny i
mówiący po angielsku kelner o imieniu Ezio. Jak nam powiedział, w
Polsce był tylko kilka lat temu tylko w Krakowie. Chętnie przyjedzie do
Gdańska. Zrobiłem zdjęcie jemu jak i dwóm kobietom idącymi
naprzeciw nas z małym dzieckiem. Typowe czarnule Włoszki, ubrane w
długie spodnie, bo przy temperaturze plus 25 st. C. było im już
zimno.
Kolejne dwa dni
spędziliśmy w Rzymie, w którym jest aż 450 kościołów. Tuż po
wyjściu z metra zielonej trasy B o długości 23 km, na schodach
bazyliki Santa Maria del Popolo, naukę rysowania przez szkolne
dzieci prowadziły szczupłe wychowawczynie. Założę się, że
niektóre z nich są stanu wolnego i warto się w nich zakochać.
Każda z wycieczek jest
prowadzona na pobliski punkt widokowy, z którego u stóp ma się
niemal cały Rzym. W tym punkcie niemal każdy chce mieć zrobione
pamiątkowe zdjęcie. Młodą Włoszkę upamiętniała jej mama. Obie
kobiety były urokliwe.
Idąc w kierunku
bazyliki św. Piotra mijaliśmy różnych grajków. Jeden z nich
wydobywał ze strun gitary tak znakomite dźwięki, że zasługiwał
na pieniężne datki. On z uwagi na swoją urodę, jak i muzyczne
umiejętności, znakomicie odpowiadał realizacji wycieczkowego
hasła: Kto pokocha Włocha?
Było tak ciepło, a
także tłoczno na ulicach we Włoszech, że niemal podstawowym i
najszybszym środkiem komunikacji są skutery i motory. To one jako
pierwsze ruszają po postoju na czerwonych światłach i oczywiście się
ścigają. Można dostrzec, jak zza kasków cykliści rozglądają
się za przechodniami płci żeńskiej.
W okolicach Panteon w
Rzymie, tej okrągłej świątyni na Polu Marsowym, ufundowanej przez
cesarza Hadriana w roku 125 na miejscu wcześniejszej z 27 r. p.n.e.,
a zniszczonej w pożarze w 80 r. n.e. znajduje się pizzeria i sklep spożywczy.
Ekspedientka wyszła na zewnątrz w poszukiwaniu klienta, który
zapomniał wziąć reszty. Czyż nie jest ona godna zainteresowania?
Na placu w okolicach
Panteonu można wynająć sobie konną bryczkę. Jej woźnica też
przyciąga wzrok licznych turystek.
Na placu Piazza Navona,
powstałego na ruinach starożytnego stadionu Domicjana, uwagę
przykuwali różni artyści, w tym głównie malarze oferujący do
kupna swoje obrazy. Widać, że potrafią oni szybko ocenić
potencjalnego klienta, no i potencjalną wybrankę swojego serca.
Czule, zaglądając
głęboko w żeńskie oczy, na placu Piazza Navona śpiewał
romantyczne piosenki samozwańczy wykonawca. Miał on sporo
wycieczkowych zwolenniczek.
Najbardziej przystojni
we Włoszech są karabinierzy. Można nawet z nimi porozmawiać i
nawiązać obiecujący kontakt.
Znajomości można by
ewentualnie zawrzeć w rzymskim metro linii A i B, jednak większość pasażerów
pochłonięta jest swoimi telefonami komórkowymi.
Ale niektórym udaje się
nawiązać we Włoszech osobisty kontakt, a nawet zakochać się
wzajemnie. W efekcie doprowadzając do zawarcia związku małżeńskiego
w Rzymie i szukania do wykonania pamiątkowych zdjęć ślubnych
ciekawych plenerów w okolicach Forum Romanum.
Zdjęcia: Włodzimierz Amerski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz