sobota, 6 czerwca 2020

Zanosiło się na sensację w juniorkach Pomorza


Zanosiło się na nie lada sensację w sobotę 6.06.2020, podczas Tenisowych Mistrzostw Województwa Pomorskiego do lat 18. W żeńskim półfinale 15-letnia Emilia Amerski, dopiero 102 w rankingu PZT prowadziła równorzędną walkę z 17-letnią Martyną Szpakowską, 14 w rankingu PZT juniorów do lat 18.
W pierwszym secie Emilia Amerski z klubu Don Balon Gdańsk Wrzeszcz prowadziła już 2:0 w gemach i raptem się zablokowała.
Kolejne 6 gemów w pierwszym secie zdobyła Martyna Szpakowska z Klubu Tenisowego GAT Gdańsk OLiwa, wygrywając 6:2.
Drugi set jak za czarodziejską różdżką należał już do Emilii Amerski, chociaż pierwszego gema przegrała mając trzy razy przewagę.
Emilia dopiero po 9 gemie udanie minęła po raz pierwszy swoją przeciwniczkę. Wreszcie zaczęła grać bekhendowe skróty jednorącz, do których ją od początku jej gry w tenisa zachęcam. Jest to bardzo skuteczne, ale trzeba mocno piłkę podkręcić.
17-letnia Martyna Szpakowska również próbowała grać bekhendowe skróty, ale nie zawsze przechodziły piłki na drugą stronę siatki.
Te nieudane zagrania Martyny kończyły się uderzeniami rakietą o okalający płot, a także rzutami rakiety na kort i modłami w przysiadzie.
W drugim secie bardzo trudnym dla Martyny, dwa razy popełniła ona błąd serwisowy wywołany przez przeciwniczkę.
Emilia Amerski pokazywała Martynie odległość śladu piłki od białej linii serwowego kara. 
Takie błędy serwisowe jeszcze bardziej zdeprymowały 14-ą rakietę wśród polskich juniorek do lat 18. Młodsza o dwa lata Emilia Amerski (102 PZT) prowadziła już 4:1 i nadal napierała.
Kibice zasiadający na trybunie przecierali oczy ze zdziwienia, że po przegranym pierwszym secie 2:6, Emilia Amerski nabrała wiary w siebie i wygrała w drugim secie 6:2. 
Czyli w setach było 1:1. Łyk wody podczas przerwy i chwila przemyśleń do obrania taktyki rozegrania super tie-breaku do 10 punktów.
Emilia zaczęła obiecująco, bo objęła prowadzenie 1:0, ale niestety przegrała pod rząd kolejne pięć gemów i było już 1:5. Grała chyba zbyt ryzykownie, posyłając piłki na aut.
Przy stanie 2:6 grająca o wiele wolniej Martyna ponownie zrobiła kilka podwójnych błędów serwisowych i straciła swoje podanie na 3:6.
Emilia Amerski nie była o wiele dłużna, bo od razu się zrewanżowała przeciwniczce i teraz to ona popełniła serwisowe błędy, przegrywając gema na 3:7.
Kibice mieli jeszcze nikłe nadzieję na wygranie tego meczu przez 15-latkę.
Ostatecznie tie break wygrała 17-latka Martyna Szpakowska 10:4. Zawodniczki podziękowały sobie za zaciętą i stojącą na wysokim poziomie grę.  
Jako pierwszy z gratulacjami za udany mecz do Emilii Amerski, klubowej koleżanki z Don Balon Gdańsk Wrzeszcz, podbiegł Dominik Błażejczyk, który pomógł jej wyszczotkować kort, na którym ja grałem przez kilka dobrych lat podczas mojej pracy na AWFiS Gdańsk.

piątek, 5 czerwca 2020

Kitesurfing pozbawiłby nas brązu na XXX IO w Londynie


Spore zainteresowanie u moich znajomych, zwłaszcza z głębi lądu, wzbudziła moja niedawna relacja o kitesurfingu, czyli sporcie wodnym polegającym na poruszaniu się po wodzie na desce lub hydroskrzydle (foil) z pomocą pędnika - latawca (kite). Było to na przełomie maja i czerwca 2020 roku, kiedy przez kilka dni na Zatoce Gdańskiej silnie wiało od północy.
Warto wspomnieć, iż od igrzysk letnich w Rio de Janeiro w 2016 roku, kitesurfing miał dołączyć do konkurencji żeglarskich, zastępując tym samym polską specjalność jaką jest windsurfing. Jednak decyzją światowej federacji żeglarskiej ISAF dnia 10.11.2012 r. został skreślony z listy konkurencji na olimpiadzie w Rio na rzecz klasy RS:X. To właśnie w niej podczas XXX Letnich Igrzysk Olimpijskich w Londynie 2012, brązowy medal wywalczył Przemysław Miarczyński z SKŻ Sopot (na powyższym zdjęciu).
Na plaży w Gdańsku Brzeźnie znajdującej się tuż nad Zatoką Gdańską, przy wejściu oznaczonym numerem 48, gromadzą się miłośnicy tej dyscypliny sportu jaką jest kitesurfing. Wykorzystują każdy dzień, kiedy wieje w miarę silnie z kierunku północnego. 
Okazuje się, że kitesurfingowcy muszą się wykazywać sporymi umiejętnościami. Przy rozpoczęciu ślizgania się po wodzie już samo pokonanie przybrzeżnych fal jest nie lada wyzwaniem.
Nawet wytrawnym kitesurfingowcom przydarza się, że nie dają sobie rady z pokonaniem przybrzeżnych fal i deska ucieka im spod stóp. W internecie wyczytałem, że takie deski różniące się kształtem i ciężarem, produkowane z przeznaczeniem do kitesurfingu, mają niewielką wyporność i długość od 1 do 2 metrów, Najpopularniejsze deski to Twin-Tip – umożliwiające pływanie w dwóch kierunkach, gdzie dziób i rufa wyglądają identycznie oraz Directional czyli deski kierunkowe. Deski kitesurfingowe utrzymują się samodzielnie na wodzie, ale toną pod ciężarem człowieka. Podczas żeglowania utrzymują się na wodzie dzięki sile hydrodynamicznej. Konkretny kształt, długość i wyporność dobiera się do wagi, umiejętności i upodobań kitesurfera.
Latawiec, służący za źródło energii napędowej może mieć powierzchnię od kilku do ponad dwudziestu metrów kwadratowych. Wymiar jest podany zwykle na zewnętrznej części latawca.
Odpowiedni rozmiar dobiera się w zależności od siły wiatru. Decyduje też masa ciała, rodzaj deski i poziom zaawansowania kitesurfera.
Bar to element łączący latawiec z kitesurferem. Umożliwia kierować latawcem i przekazywać jego moc. Zawiera elementy bezpieczeństwa tj. zrywkę. Składa się z czterech lub pięciu (dawniej dwóch) linek długości rzędu około 25-30 metrów. A także Depowera - służącego do regulacji mocy latawca oraz Chicken Loopa, czyli pętli mocującej bar z linkami do trapezu (pasa), który posiada specjalnie profilowany hak umożliwiający podpięcie Chicken Loopa. Wyróżnia się trapezy siedzeniowe, których konstrukcja stanowi niejako siedzisko dla kitesurfera oraz trapezy taliowe, które obejmują kitesurfera w pasie, jak na powyższym zdjęciu.
Podstawową zasadą dobrania właściwego kite'a jest zasada: Im większy latawiec, tym większa jego moc. Większy latawiec przeważnie używają osoby cięższe oraz gdy wiatr jest słaby, mniejszy – osoby lżejsze jak i również gdy wiatr jest bardzo silny. Takie odpowiednie dobranie latawca pozwala zachować większe bezpieczeństwo.

czwartek, 4 czerwca 2020

Osowa pokonała Brzeźno i Zaspę Rozstaje


W nowym składzie rozegrano 4 czerwca 2020 kolejny turniej tenisowy debla na krytych kortach Don Balon w Gdańsku Wrzeszczu. Dla pocieszenia, po dwóch godzinach grania, w czwartym secie od lewej Włodek Amerski zagrał w parze z Witkiem Mokrzyckim przeciw bombardierom serwisowym  Markowi Małajowi i Adamowi Jaskólskiemu. Końcowy wynik w gemach był remisowy, chociaż cały czas prowadziliśmy i było nawet 4:2.
Postanowili zagrać dwaj mieszkańcy Osowej (Witold Mokrzycki i Adam Jaskólski) kontra para Brzeźno (Marek Małaj) i Zaspa Rozstaje (Włodek Amerski) i po dwóch godzinach zmagań wygrali w setach 3:0. 
Po kwadransowej rozgrzewce Witold Mokrzycki dokonał losowania, jaka para zaczyna serwować. Zaczęła Osowa i już w pierwszym gemie została przełamana.
Wygraliśmy też drugiego gema i zrobiło się 2:0. No, ale pokazali kunszt serwowania Adam Jaskólski i Witold Mokrzycki. Zdobyli sześć gemów pod rząd i wygrali pierwszego seta 6:2.
W drugim secie gra była bardziej wyrównana. Prowadziliśmy nawet 3:2 z bombardierami z Osowej. Poprawił serwy Marek Małaj, ale i rozdrażnieni bombardierzy dali o sobie znać.
Adam Jaskólski (na zdjęciu z lewej) zaczął silnie podkręcać serwy, a Witia stał się trudny do pokonania przy wymianie skrótów przy siatce. W efekcie tego przegraliśmy drugiego seta 4:6.
Ten drugi set kosztował sporo wysiłku czterech tenisistów. Adam opróżnił dwie butelki wody, a Witia podczas minutowych przerw przy nieparzystych sumarycznie wynikach, co rusz wycierał ręcznikiem pot z czoła.
Trzeci set nam tenisistom z Brzeźna i Zaspy Rozstaje całkowicie nie wyszedł. Brakowało kondycji. Marek Małaj co rusz popijał wodę, bo musieliśmy się sporo nabiegać po korcie.
Witold Mokrzycki w trzecim secie wybierał najlepsze do gry piłki. Takie, które pozwalały zagrywać precyzyjnie w te miejsca, gdzie nie było przeciwników. A to były udane loby, a to po chwili skróty.
Adam Jaskólski podczas minutowych przerw wysyłał swoim smartfonem do znajomych informacje o przebiegu meczu deblowego pomiędzy reprezentantami Osowej oraz Brzeźna i Zaspy Rozstaje. Poinformował o wygraniu – ku ich zadowoleniu - trzeciego seta 6:1.
No, niestety jakoś nie mogliśmy znaleźć sposobu na reprezentantów Osowej, którzy zliczając ich i nasze lata życia, byli od nas o 13 lat młodsi. I ta wiekowa różnica 127 do 140 zrobiła swoje...

wtorek, 2 czerwca 2020

Niczym Kargul z Pawlakiem przy tenisowej siatce...


Nieco zmieniona składem czwórka zagrała we wtorek 2 czerwca 2020 tenisowy turniej debla na krytych kortach, obok gdańskiej Szkoły Baletowej w Gdańsku Wrzeszczu. Imiona wszystkich czterech panów zaczynają się na literę M. Trzech Marków i jeden Mirek, ten z prawej.
Pierwszy mecz, w drodze losowania, zagrałem z Markiem Małajem z Brzeźna, który miał wyjątkowo silne uderzenie forhendem. Wygraliśmy dwa pierwsze gemy, po czym zrobiła się równowaga 2:2.
Po krótkim odpoczynku następnie wygraliśmy kolejne dwa gemy i pierwszy mecz zakończył się wynikiem 4:2. W czwartym gemie przy 2:1, prowadziliśmy już 40:0 i frajersko go przegraliśmy na ten jedyny remis 2:2.
W tym turnieju deblowym Marek Kurant każdą minutę przerwy wykorzystywał na leżeniu na plecach.
W drugim meczu para M. Amerski i M. Seidel, który w torbie niestety nie znalazł dopingowego cukierka, przegrała z parą M. Małaj i M. Kurant 1:4.
Dawno z nami nie grający Marek Małaj z Brzeźna, który awaryjnie zastąpił Witka Mokrzyckiego z Osowej, w ostatnim gemie popisał się trzema serwami asami pod rząd i tym sposobem Małaj i Kurant ograli nas 4:1. Chociaż przy naszych serwach dwa razy prowadziliśmy nawet 40:30 i niestety nie starczyło nam determinacji na silne i celne uderzenie.
No i po dwóch meczach nastał trzeci, ten decydujący o ostatecznym zwycięstwie. Każdy z nas zliczał sobie ugrane przez siebie gemy. Marek Małaj (drugi z lewej) nie chciał zdradzić, co na śniadanie podała mu jego żona Katarzyna, bo serwował wyjątkowo silnie i celnie.
Trzeci mecz był najbardziej zacięty. Grając w parze z Markiem Kurantem prowadziliśmy już 2:0.
Jednak przy silnych forhendach i serwach Marka Małaja, niczym Białego Konia z Brzeźna, nawet doszło na 2:1.
Małaj i Seidel, po wyniku 3:2 doprowadzili nawet do remisu 3:3. 
Marek Małaj niczym Kargul z Pawlakiem rozmawiając przez płot (siatkę),odgrażał się Kurantowi, że w decydującym siódmym gemie też nie odpuści, ale się niestety przeliczył.
Marek Kurant po łykach zimnej wody, jakoś wyjątkowo zamiast piwa, zachował zimną krew i kilka razy wyszły mu stop woleje. Wygraliśmy 4:3.
Zbierając piłki każdy z nas policzył swoje gemy. Najwięcej zdobył ich Marek Małaj - 11. Drugie miejsce zajął Marek Kurant ze Wzgórza Mickiewicza - 10 gemów. Trzeci był Marek Amerski z Zaspy Rozstaje - 8. Niestety na ostatnim miejscu z zaledwie 6 gemami wylądował Mirosław Seidel z Sopotu Kamiennego Potoku, niedawny król tych deblowych zmagań.