środa, 9 marca 2016

Ekwador wzdłuż i wszerz, cz. 5

Nadal kierujemy się na południe Ekwadoru. Wygodnym autokarem docieramy do Cuency. Według opinii wielu Ekwadorczyków, Cuenca jest najpiękniejszym miastem Ekwadoru. Jest ona trzecim co do wielkości miastem tego państwa. Liczy ok. 600 tys mieszkańców. Miasto i region słyną z wyrobu ceramiki, kapeluszy panama, złotej i srebrnej biżuterii. Na miejscowych bazarach kupiliśmy na prezenty ekwadorskie wyroby /szale, czapeczki, poncza i inne drobiazgi/.

Z architektury największe dla nas wrażenie robi Nowa Katedra ze swoimi błękitnymi kopulami. 

Nawa główna ma ponad 130 m długości. Mieści ona swobodnie w swoim wnętrzu ponad  10 tys wiernych. 
 
Klimat miasta tworzą liczne pokolumbijskie stare uliczki, przy których stoją domy o bogatych fasadach, przyozdobione fantazyjnymi i ukwieconymi balkonami. 

 Spore wrażenie robi na nas Ratusz Miejski z licznymi portretami władców tego regionu. 


Stare Miasto niemal w całości zachowało postkolonialny charakter. Dolne Miasto, to nowoczesna infrastruktura i architektura, wkomponowana w cztery rzeki, przepływające przez miasto. Jest ono wyjątkowo czyste i dyskretnie monitorowane przez służby porządkowe i sieć kamer. 

Nieopodal Cuency, w odległości 62 km,/znajduje się Park Narodowy Cajas, jeden z 10-ciu w Ekwadorze. Do Cajas zafundowaliśmy sobie całodniową wycieczkę miejskim autokarem. Początkowo zamierzaliśmy wynająć przewodnika wraz z transportem i posiłkiem, co kosztowałoby nas - bagatela - po 50 USD. Koszt komunikacją miejską wyniósł nas tylko po... pięć dolarów.
Narodowe parki w Ekwadorze są co prawda bezpłatne, ale niestety mają słabo oznaczone szlaki turystyczne w porównaniu do polskich. 

Doświadczył tego Janusz Nowak, który się zagubił i klucząc pokonał pieszo aż 18 km, doprowadzając swój organizm niemal do wycieńczenia. 


W parku Cajas podziwialiśmy liczne górskie jeziora, kaskady, ciekawą florę i faunę. 
Główną atrakcją są swobodnie pasące się lamy. Na szczególną uwagę zasługują karłowate, fantazyjnie powyginane pnie drzew lasów deszczowych. 
Wstępując do Parku Narodowego. strażnicy rejestrują turystów, spisując ich dane z paszportów. Czynią tak dlatego, aby w razie zaginięcia, nieść pomoc konkretnie potrzebującym.
Park Narodowy Cajas najczęściej tonie we mgle. Rzadko tu przebija się słońce, co nie znaczy że park nie jest atrakcyjny.
Konsekwentnie zmierzamy na południe, ku granicy z Peru. Autokarem docieramy do miejscowości Loja, stolicy prowincji o tej samej nazwie. Liczy ona 130 tys. mieszkańców i posiada dwa uniwersytety. Mieszkamy w skromnym hostelu w samym centrum. Wrażenie robi pobliski rynek z ogromnymi palmami i kwitnącymi wielobarwnymi krzewami. 


W rynku usadowili się pucybuty, zatrudniani przez miejscowych elegantów.
Loja położona jest na wysokości 2225 m npm i stanowi rodzaj wrót do dżungli. O świcie obudził nas szum intensywnej ulewy.  

Mimo tego, nie rezygnujemy z kolejnej zaplanowanej wycieczki do Vilcabamby. Jest to fascynująca zielona dolina o przyjaznym i stabilnym klimacie. Cieszy ona oko niezapomnianymi widokami. Droga do Vilcabamby kręci karkołomnymi serpentynami. Miasteczko wita urokliwym parkowym centrum. Znajdują się tu liczne restauracyjki i kafejki.
W Informacji Turystycznej dowiadujemy się, że możemy na piechotę udać się do pobliskiego lasu deszczowego usytuowanego wzdłuż rzeki. 

Czujemy się w nim jak w dżungli. Napotykamy tropikalne drzewa, bananowce, fikusy, kaktusy i inne.
Atrakcyjność miejscowości, jej rajski klimat, spowodowały napływ wielu turystów, zwłaszcza emerytów, głównie z USA. Na własność wykupują oni działki pod zabudowę fantazyjnych domów. 

Są one jednak ogrodzone niestety kiczowatymi metalowymi plotami.
O dolinie krąży opinia, że zamieszkujący ją ludzie dożywają późnej starości. Z pewnością sprzyja temu dogodny klimat i niski poziom stresu.

Refleksja nasza - to chęć pomieszkania tu na emeryturze. Przeliczaliśmy, stać by nas było na wynajęcie mieszkania. Spory koszt, to cena przelotu.
Z żalem pomału opuszczamy Andy, kierując się już na zachód, do Guayaquil - największego miasta w Ekwadorze /około 3 mln mieszkańców/. Jest najważniejszym portem kraju. Położone u ujścia rzeki Guayas, która wpada do Zatoki Guayaquil. 
Podczas jazdy  autobusem śledzimy wyświetlaną na bieżąco nad kabiną kierowcy temperaturę, jaka jest na zewnątrz. Systematycznie ona rośnie  

Na początku jazdy w Loja było 26 stopni, a w Guayaquil wzrosła o ponad 10 stopni, tj. do... 36,1 stopni C. Odczuwa się to bardzo, bo pot leje się po ciele, a wszystkie ruchy stają się znacznie powolniejsze. 


Z okien autokaru oglądamy niezliczone plantacje bananów, kakao, trzciny cukrowej, ryżowych pól  na tle zanikających Andów. Widoki w zachodzącym słońcu są urzekające.
PS. Sorry, ale foto następnym razem, W Ekwadorze mamy duże trudności z wszelką komunikacją telefoniczną i internetową. W kafejce z której korzystamy jest ponad 40 st. C, pot z nas spływa strugami... (cdn)


Włodzimierz Amerski i Janusz Marek Nowak


1 komentarz:

  1. Włodek ale zrobiłeś sobie super wyprawę. Rewelacyjne zdjęcia z opisem danej miejscowości. Czytając to zazdrościłem Tobie, że ja tu siedzę i cieszę się jazdą po obrzeżach trójmiasta a jak się okazuje, że są na świecie piękne krajobrazy. Gratuluję wytrwałości zwłaszcza w tak wysokiej temperaturze.

    OdpowiedzUsuń