Kosmos Katmandu, taki tytuł
umieszczony na ulicznym plakacie, zachęcał wszystkich spragnionych
opowieści i wrażeń z pasjonującej wyprawy w Himalaje wokół
szczytu Annapurna. Na to spotkanie w oprawie magicznych dźwięków
hanga, zapraszało Grodzisko Owidz koło Starogardu Gdańskiego,
Departament Podróży oraz Krzysztof Lotting i Ziemowit Zaworski,
główny organizator wyprawy i przy okazji autor znakomitych ujęć
zdjęciowych.
Wieczór nepalski
rozpoczął się od magicznych dźwięków hanga, w wykonaniu
Krzysztofa Lottinga oraz Kingi Ulanowskiej, którzy
specjalnie przyjechali do Grodziska Owidz z Warszawy. Dźwięki i
niewielkie światło świec oraz popijana nepalska herbata massala
zrobiły swoje. Kilku uczestników, w tym i piszący te słowa,
odjechało, czyli przysnęło. Staliśmy się rzeczywistym dowodem na
to, że muzyką można leczyć. Członkowie zespołu Sound Love
Medicine właśnie w tym celu wykorzystują głębokie misy do
wydobywania dźwięków oddziałujących uspokajająco na nasze
zmysły, w tym i na zwolnienie bicia serca.
W wyprawie - jak powiedziała jej
uczestniczka Joanna Kotowska Główna Księgowa z Grodziska Owidz (na powyższym zdjęciu) – która odbyła
się na przełomie października i listopada 2016 roku,
tj. okresie najlepszym pod względem warunków pogodowych, udział
wzięło dziewięć osób, w tym cztery kobiety. Każdy dźwigał plecak o
wadze około 10 kg. Łącznie przeszli pieszo około 200 km, wznosząc
się na wysokości ponad 5 tys. m npm. W tym czasie średnia
temperatura za dnia wynosiła 30 st. C, a nocą spadała poniżej
zera, nawet do minus pięciu stopni. Każdy w swoim ekwipunku
obowiązkowo musiał mieć ciepły śpiwór.
Inny uczestnik wyprawy opowiadał, jak
to samolotem dolecieli do Katmandu, charakteryzującego się wąskimi
uliczkami i mnóstwem straganów. Aby wyjść w góry i do parku
narodowego, musieli wykupić dwa pozwolenia płacąc po około 30
dolarów od osoby. Przelicznik walutowy jest taki, że za jednego
dolara dostaje się 100 rupii. Zatem na wymienione pieniądze – jak
ktoś zażartował - musieli mieć oddzielną walizkę. Mieli
wcześniej zarezerwowane miejsca w małych schroniskach zlokalizowanych przy
turystycznych szlakach. Prowadziły one w pobliżu górskiej rzeki i
często trzeba było nad nią przechodzić po chwiejnych mostkach.
Im wchodzili wyżej, tym droższe były
noclegi i jedzenie. Głównie można było zjeść Dal Bhad, tj. ryż z bardzo ostrym sosem, czasem podawany z soczewicą lub z zapiekanymi ziemniakami
lub MoMo, tj. pierogi z mięsem lub warzywami. Po kilku dniach ta kulinarna
monotonia dla niektórych była nie do zjedzenia. Koszt takiego
posiłku, to około 1,5 dolara, a noclegu 8 dolarów. Brakowało do
wypicia kawy, co przy niskim górskim ciśnieniu jest nie do
zaaprobowania przez Europejczyków.
Woły były przydatne w górskim
rolnictwie. Uczestnicy wyprawy kawę dźwigali z
Katmandu w plecaku. Piwo o nazwie Everest było do nabycia w niektórych schroniskach.
Uczestnicy spotkania konsumując ciepłą
zupę wegańską dowiedzieli się, że wędrująca po Himalajach 9-osobowa grupa wybrała się bez namiotów, licząc jedynie na schroniska i prywatne domostwa Nepalczyków. Co do ich czystości miały
wiele krytycznych uwag zwłaszcza kobiety. Brakowało też czystych
sanitariatów.
Nie raz przyszło myć się i kąpać
pod źródlaną górską wodą.
Za dnia były przepiękne widoki,
zwłaszcza na masyw górki i na pola ryżowe oraz kukurydziane. Do
wysokości 2 tysięcy metrów, a więc zbliżonej do polskich Rysów,
było względnie ciepło. Im wyżej robiło się coraz bardziej
zimno.
Nepalczycy nie mają ograniczonej wokół
swoich domostw prywatności. Są pogodnymi z natury ludźmi, chociaż
w okresie zimowych miesięcy przez obfite opady deszczu lub śniegu
są całkowicie odcięci od świata. Dopiero od niedawna władze
Nepalu wprowadziły obowiązkowe nauczanie, w tym powszechnego w
użyciu języka nepalskiego i dodatkowo angielskiego.
Ten drugi język – o czym dowiedzieli
się uczestnicy spotkania - jest bardzo przydatny, gdyż szlakiem
wokół Annapurny rocznie przemieszcza się około 80 tys. turystów
najczęściej posługujących się właśnie językiem angielskim.
Tubylcom trzeba się jakoś z tymi turystami porozumieć. A jak się
ocenia, około 60 proc. Nepalczyków, to nadal analfabeci.
Uwidoczniony na powyższym zdjęciu
Janusz Nowak, mieszkający obok Grodziska Owidz, potwierdził
w luźnej rozmowie, że bardzo istotne jest powolne aklimatyzowanie
się na tak dużych wysokościach. Równo rok temu przez 1,5 miesiąca
w trójkę wędrował po Ekwadorze w Ameryce Południowej i
przemieszczał się przez szczyty Andów na podobnych wysokościach.
Fakt, nie można od razu wejść pieszo zbyt wysoko. Ale zdarzają
się i tacy bezmyślni śmiałkowie – jak mówiła Joanna Kotowska, Główna Księgowa Grodzisko Owidz - że niektórzy wjeżdżają jak najwyżej swoimi samochodami terenowymi i niemal natychmiast padają. Ich niezaadaptowane do
dużych wysokości i małej ilości tlenu organizmy, po prostu tego
nie wytrzymują. Takim delikwentom trzeba wówczas jak najszybciej
udzielić fachowej pomocy.
Uczestnicy 9-osobowej wyprawy wokół
szczytu Annapurna, na trasę wychodzili zaraz po śniadaniu, a do schroniska docierali o zmierzchu około godz. 16. Chodzenie po zmroku lub
po ciemku jest bardzo groźne, bo można zabłądzić i spaść w
przepaść.
Annapurna to ogromny masyw górski o
długości i szerokości około 50 km. W Nepalu o powierzchni 140 800
km kwadr., mieszka około 28 mln mieszkańców, z czego większość
w dolinach. Nepal jest demokratyczną republiką federalną w Azji
Południowej, w środkowej części Himalajów, graniczący na
północy z Chinami, zaś na południu, wschodzie i zachodzie z
Indiami. Jest to głównie górzysty kraj bez dostępu do morza.
Nepal określany
jest perłą Himalajów. Charakteryzują go ośnieżone szczyty i
trasy trekingowe, tradycyjna architektura oraz liczne stupy, kadzidła
i powiewające w wietrze chorągiewki.
Ponad 80 proc. powierzchni kraju
pokrywają góry o średniej wysokości ok. 6000 m npm. W północnej
części panuje klimat górski, a w południowej zwrotnikowy
monsunowy. Departament Podróży na
swoim portalu zachęca do odbycia takiej nepalskiej wyprawy.