Wychował
ponad setkę biegaczy i tak prawdę powiedziawszy został swatem
około dwudziestu par małżeńskich spośród podległych mu
zawodników i zawodniczek. Trener Henryk Tokarski dla wielu z nich
spełniał też rolę ojca, bo ich wychowywał, uczył w sporcie jak
i w życiu zwyciężać, ale co równie istotne także i przegrywać.
W dniu
90-urodzin i imienin trenera „królowej sportu” Henryka
Tokarskiego, byli jego
zawodnicy złożyli mu
serdeczne podziękowania za to, co dla nich uczynił. Z nim zrobili
też sobie wspólne pamiątkowe zdjęcie.
Kiedy
spytałem ich, który z jego wychowanków był najbardziej
utytułowanym zawodnikiem, chórem odpowiedzieli, że Leszek
Boguszewicz. - Dlaczego? - Bo startował
na 5000 m podczas igrzysk olimpijskich w Tokio w 1964 roku. Traw
chciał, że w drugim biegu eliminacyjnym Boguszewicz
zajął czwarte miejsce w stawce 13 zawodników, a jego wynik
(13:52,8 min) był siódmym rezultatem całych eliminacji. Jednak
awans uzyskiwało jedynie trzech pierwszych biegaczy z każdego biegu
i nasz polski reprezentant z sopockiego klubu nie awansował do
finału. Był za to kilkukrotnym mistrzem Polski na dystansie 5 tys.
metrów.
Dopytując,
kto jeszcze sięgnął po tytuły mistrzowskie, usłyszałem
odpowiedź, że oczywiście Wojciech Ratkowski, rocznik
54. Został on mistrzem Polski w maratonie w 1984 roku z
rekordem życiowym 2:12:49.
Na trasie
maratonu w Dębnie – jak powiedział mi Ryszard Różycki -
pomagali mu w uzyskaniu tego mistrzowskiego tytułu klubowi koledzy
Waldemar Szaniawski i Ryszard Urbanek. Jednocześnie
Ratkowski wywalczył nominacje na Igrzyska Olimpijskie w Los Angeles,
ale ze względu na bojkot igrzysk na nie nie pojechał. Obecnie prof.
nadzw. dr hab. Wojciech
Ratkowski,
Dziekan Wydział Turystyki i Rekreacji AWFiS
Gdańsk, wcześniej regularnie biegał na 5 tys. i 10
tys. metrów. Podczas jubileuszowej 90-ki Henryka Tokarskiego
osobiście złożył swemu trenerowi podziękowania i go wycałował
oraz mocno wyściskał.
Jubilata
mocno też wyściskał nieco spóźniony prof. Zbigniew
Mroczyński, W latach 1960–1972 trener kadry narodowej Polski w
lekkiej atletyce (biegi sprinterskie, skok w dal, trójskok). Od 1969
roku pracownik gdańskiej uczelni sportowej.
Zbigniew
Mroczyński wspominał, jak to w okresie 1987–1990 był
prorektorem do spraw nauki, a w latach 1990–1996 rektorem gdańskiej
AWF. Przypomniał, że podczas jego kadencji udało się oddać do
użytku baseny wioślarski i kajakowy, zaczął też działać –
jako pierwsza placówka w kraju – Ośrodek Promocji Zdrowia i
Sprawności Dziecka, nawiązano współpracę ze Stowarzyszeniem
Naukowców Polskich w Wilnie oraz Uniwersytetem Gdańskim..
Niektórzy
znani mi z różnych lekkoatletycznych stadionów zawodnicy, w końcu
byłem sprinterem klubu AZS Gdańsk, przypomnieli mi innych
znamienitych wychowanków trenera Tokarskiego. Byli nimi m.in.
Bogdan Dulleck, który
specjalizował się w biegu na 3 tys. metrów z przeszkodami, czy
Leszek Chludziński
(na powyższym zdjęciu ten w czerwonym pulowerze), mój sąsiad z
Zaspy Rozstaje.
Leszek
Chludziński podczas studiów
na WSWF Gdańsk (pierwszego rocznika 1969), byliśmy w jednej grupie
wraz ze słynnym później spikerem telewizyjnym Dariuszem
Szpakowskim. „Chluda”
specjalizował się w biegu na 400 metrów. Po studiach pracował
przez wiele lat w Zakładzie Lekkoatletyki oliwskiej uczelni
sportowej. Ma ksywę „Znikający punkt”, bo gubił podczas zajęć
z LA biegnące za nim grupy studentów.
Inny
wychowanek trenera Tokarskiego, to mistrz Polski w przełajach w
latach 60-tych Czesław Wajda. Wtedy mistrzem
Polski na 5 km został też Wojciech Jaworski, niestety
zmarł w 2015 roku w Berlinie.
Z
ciekawością wysłuchałem, jak to sportowy spiker Ryszard
Różycki (na zdjęciu z lewej)
i kierownik zakładu LA w AWFiS Gdańsk Wojciech
Ratkowski, 17 grudnia 1983 roku po złożeniu kwiatów przy
pomniku ofiar grudnia 1970 roku w Gdyni, zostali aresztowani na 24
godziny. Zanim ich jednak osadzono w celi, zawieziono ich do szpitala
gdzie przeszli badania, czy czasem nie mają śladów po pobiciu
przez milicję.
- Jak
tylko zostałem wypuszczony z aresztu, najpierw zadzwoniłem z
ulicznej butki telefonicznej do rodziców, uspokajając ich, że żyję
– opowiadał Wojtek Ratkowski. - Byłem w tak dużym
stresie, że aby odreagować pojechałem do sopockiego klubu,
przebrałem się w strój sportowy i pobiegłem do lasu. Jak tak
sobie przypomina, to miałem w sobie tyk dużo stresowej energii, że
chyba właśnie wtedy biegałem najszybciej w swoim życiu.
Od Renaty
Walendziak dowiedziałem się, że dzięki trenerowi Tokarskiemu
zdobyła wysokie siódme miejsce wśród pań w maratonie w Nowym
Jorku w 1985 roku. Uczestniczyło w nim 50 tys. zawodników. Trasa
tego maratonu jest dość ciężka, bo jest sporo podbiegów,
miejskich mostów, a najgorsza jest końcówka przed metą znajdującą
się na długim wzniesieniu. Podczas tego maratonu nagrody pieniężne
otrzymali zawodnicy i zawodniczki pierwszej dziesiątki, bez
zróżnicowania na płeć, jak to zwyczajowo przez długie lata było
w Europie i Polsce.
Rozmawiając
w grupce wraz z Andrzejem Magierem i Januszem
Radwanem-Wiatrowskim dowiedziałem się, że Renata Walendziak
jako młoda zawodniczka w 1979 roku uczestniczyła w pierwszym
Maratonie Warszawskim komentowanym wówczas przez redaktora
sportowego TVP Tomasza Hopffera, niestety
już nie żyjącego. Uzyskała w tym biegu czas 2,50 godz. Ale
gdy miała już 26 lat, a było to w 1976 roku, zdobyła tytuł
mistrzyni Polski w przełajach. Zdobyła też tytuł mistrzyni Polski
w maratonie rozgrywanym w 1986 roku w Dębnie, gdzie uzyskała rekord
kraju czasem 2,32:30 godz.
W ocenie
Renaty Walendziak, trener Henryk Tokarski był bardzo
tolerancyjny, zawsze przed treningiem pytał o samopoczucie
zawodnika. Był z nią na biegu sylwestrowym, który był rozgrywany
o północy w Sau Paulo. Teraz pani Renata biega z pieskiem po
gdyńskiej plaży i bulwarze. Przez wiele lat była zawodniczką
klubu Bałtyk Gdynia, a trenowała w Sopocie u Henryka Tokarskiego
i dojeżdżała na stadion leśny w Sopocie.
Andrzej
Magier mistrz świata i Europy, z uśmiechem wspominał swój
bieg na 100 km w Kaliszu w 1991 roku, w którym uczestniczyło 300
zawodników. Pokonanie tej długiej trasy zajęło mu około 6,30
godzin Nagrodę główną stanowił samochód osobowy marki fiat
126p. Kolejne kilometry pokonywał w czasie po 3 minuty i 46 sekund.
Ale przypomina też sobie, że wcześniej w jakimś wywiadzie swoje
bieganie na długich dystansach uzasadnił tym, że w ten sposób
szuka żony. - I to co mnie najbardziej zdziwiło – powiedział z
uśmiechem - że na trasie w Kaliszu i na mecie stało wiele bardzo
ładnych dziewcząt uśmiechających się do niego.
Miło
było słuchać, że Andrzej Magier, to supermaratończyk.
Brązowy medalista World Challenge (nieoficjalne mistrzostwa świata)
w biegu na 100 km (1997), srebrny (1994) i brązowy medalista
mistrzostw Europy na tym dystansie (1995, 1996), a także dwukrotny
złoty (1994, 1996) oraz srebrny medalista ME w drużynie (1995).
Czterokrotny zwycięzca Supermaratonu Calisia w Kaliszu (1991, 1994,
1996, 1999), trzykrotny zwycięzca supermaratonu w Winschoten (1996,
1998, 2003). Rekord życiowy w biegu na 100 km – 6:24:11 (1996).
Wiele
serdeczności wymienili między sobą trener Henryk Tokarski i
jego wychowanek młodszego pokolenia Leszek Zblewski ze
Starogardu Gdańskiego. Leszka obfotografowywałem i pisałem o nim
na kilku mistrzowskich zawodach. Specjalnie przyjechał z Kociewia do
Gdańska na jubileusz swego trenera, aby dać też przykład młodym
sportowcom, że nie można zapominać o swoich wychowawcach.
Na
koniec pobytu w mojej również macierzystej uczelni, spytałem
Janusza Radwana-Wiatrowskiego,
czy może mi podać jakiś przykład lekkoatletycznego małżeństwa.
Prężnie stanął obok jak ich przedstawił Małgorzaty i
Grzegorza Szymańskich, mówiąc,
że jest to klubowe małżeństwo dyskoboli, które ma już
nawet dwoje wnucząt.
Tak
sobie wspominaliśmy nasze młodzieńcze sportowe lata, a
Henryk Tokarski co rusz
odbierał
telefoniczne życzenia
urodzinowe i imieninowe. Żegnając się ze mną powiedział, że
zawodników zaczął trenować w 1955 roku, a skończył z tym
zawodem dziesięć lat temu.
Parał
się zatem trenerką ponad pół wieku. Swoją opieką objął około
setki zawodników, w tym jedną piątą kobiet. Z tej setki zawiązało
się około dwadzieścia sportowych małżeństw.
Też miałem okazję trenować kilka lat pod opieką Pana Tokarskiego w latach 80 tych.
OdpowiedzUsuń