wtorek, 5 maja 2020

Pierwszy koronawirusowy debel


Dla polskiego tenisa w kontekście panującej obecnie epidemii koronawirusa, bardzo istotną stała się data 4 maja 2020. Od tego dnia, co widać na powyższym zdjęciu, do gry powrócili zarówno amatorzy, jak i zawodowcy. Po dłuższej przerwie jest to pierwszy etap otwierania sportu w naszym kraju, na co dała zgodę minister Danuta Dmowska-Andrzejczuk. 
To właśnie do niej, jak i do ministra zdrowia, przedstawiciele trzech polskich związków Tenisowego, Jeździeckiego i Golfa, 16 kwietnia 2020 złożyli pisemną prośbę o wzięcie pod uwagę możliwości zniesienia ograniczeń rekreacyjnego uprawiania tych dyscyplin. 
Dyscyplin, tych najbardziej popularnych w świecie, które nie wymagają zbliżania się do siebie na odległość bliższą niż kilka metrów. Sygnatariusze pisma uzasadniali, iż uprawianie tenisa, jeździectwa i golfa, wydaje się być w obecnej sytuacji, nieporównywalnie bezpieczniejsze od spaceru po ulicy, zakupów w sklepie, korzystania z komunikacji miejskiej, czy podczas typowej pracy biurowej. Na powyższym zdjęciu od lewej Witold Mokrzycki (Gdańsk Osowa) wita się poprzez dotyk łokciem z Markiem Kurantem (Gdańsk Wzgórze Mickiewicza) przed rozpoczęciem dwugodzinnego turnieju deblowego rozegranego pod balonem we Wrzeszczu.
Puszkę czterech nowych piłek tenisowych otworzył Marek Kurant i umiejętnie przełożył na rakietę Witka Mokrzyckiego.
Język wystawił z wrażenia Witold Mokrzycki, jak na jego rakiecie jednocześnie spoczywały cztery nowe piłki tenisowe. O ich marce nie wspomnę, ale wiążą się z Paryżem, w którym wspólnie byliśmy na turnieju wielkoszlemowym i które to miasta do dzisiaj jest nam winne pieniądze za dwa bilety zwrócone zgodnie z procedurą i w terminie.
Najpóźniej do Wrzeszcza z Sopotu Kamiennego Potoku na deblowy turniej dojechał Mirosław Seidel. Miał prawie studenckie (kwadransowe) spóźnienie. No, ale nie ma się czemu dziwić, bo wiele lat przepracował na gdańskiej uczelni sportowej i chyba przejął nawyki studenckie.  
Witek Mokrzycki (Pan Fotograf w Oliwie) od momentu wymyślenia przez siebie przed kilku miesiącami fotograficzno kasetowych losów, przed każdym turniejem zajmuje się rozlosowaniem tenisowych par deblowych. Po pierwszym losowaniu Włodzimierz Amerski zagrał w parze z Markiem Kurantem (kiedyś bliscy sąsiedzi z klatki na Zaspie Rozstajach), przeciw parze Mokrzycki/Seidel. Ci drudzy czyli Osowa i Sopot Kamienny Potok wygrali 6:4.
Po drugim przeprowadzonym losowaniu Witold Mokrzycki cieszył się z faktu, że tym razem w parze zagra z Włodzimierzem Amerskim. Jego przedwczesne zadowolenie było w pełni uzasadnione, gdyż pokonali oni parę Kurant/Seidel 6:3.
Przed trzecim, jak się okazało najbardziej wyrównanym meczem, tenisiści nieco dłużej odpoczęli siadając na ławeczce. Od lewej: Mokrzycki,
Seidel i Kurant.
Barbara żona Marka Kuranta dowiedziawszy się, że jej mąż doprowadził do remisu 6:6 mając w trzecim meczu deblowym dwie piłki meczowe, grając w parze z Witkiem Mokrzyckim, natychmiast do niego zadzwoniła i udzieliła reprymendy.
Reprymenda okazała się skuteczna, jak i dopingowe wzmocnienie przez zajadającego jakieś słodycze Witka. Przy wyniku 6:6 w gemach doszło do tie-breaku. Ustaliliśmy, że gramy do 7 punktów.
Wzmocniony Witek zaserwował parze Amerski/Seidel kilka asów i znakomicie grał jednoręcznym bekhendem
Mirek Seidel mimo, że szybko machał tenisową rakietą, nie zdołał kilka razy odebrać silnych i celnych serwów Witka. Para Mokrzycki/Kurant wygrała z parą Amerski/Seidel w tie-breaku 7:3.
Na koniec deblowego dwugodzinnego meczu tenisowego, trenujący obok nas Maksymilian Walkowski zwany Maksem, zrobił nam wspólne zdjęcie. Ostateczna punktacja zdobytych gemów podczas trzech meczów: 1. Witold Mokrzycki - 19, 2. Włodzimierz Amerski - 16, 3. Mirosław Seidel - 15 i 4. Marek Kurant - 14. Po dłuższym okresie suszy, wreszcie opadające na balon duże krople deszczu dawały ciekawe efekty dźwiękowe.
    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz