Po miesiącu pobytu w Ekwadorze, w
poniedziałek 14 marca 2016 roku, opuściliśmy hostel Rosa Mar, w
którym mieszkaliśmy przez trzy doby i taksówką, za uzgodnione 2
dolary dojechaliśmy na terminal autobusowy w centrum Manty.
Jak zwykle było
to najbardziej oblegane miejsce w mieście liczącym około 222 tys.
mieszkańców.
Rodzice z dziećmi
podążali w obranym kierunku, aby udać się w podróż autobusem,
bo jest on głównym środkiem transportu w tym
południowoamerykańskim państwie.
Ledwo co
wyjechaliśmy, a z lewej strony ukazał nam się widok stoczni
remontującej łodzie rybackie i wielki teren bazarowy. Oj,
żałowaliśmy, że podczas kilkudniowego pobytu w Mancie nie
dotarliśmy w to miejsce.
Za 85-km trasę z
Manty na północ do Bahia de Caraquez, tj, półtorej godziny jazdy,
za trzy osoby zapłaciliśmy zaledwie 5 dolarów i 70 centów
amerykańskich, bo taka waluta obowiązuje w Ekwadorze. Kobiety z
dziećmi mają ulgę i one na tej trasie najczęściej się
wymieniały.
Jak jedne
wysiadały, to drugie wsiadały, nawet z kilkutygodniowymi
maleństwami.
W Ekwadorze nie
obowiązują tak jak u nas wyznaczone przystanki. Owszem są takowe
przy zabudowaniach lub większych skrzyżowaniach, ale jeśli przy
drodze stoi człowiek i macha ręką na autobus, to kierowca się
zatrzymuje i chętnie go zabiera do środka pojazdu. Z tego to
wynika, że linie autobusowe obsługiwane są w większości przez
prywatne firmy i w ich interesie jest, aby jak najwięcej zarobić na
pasażerach.
Tylko na
niektórych liniach wydawane są bilety. Przeważnie pomocnicy
kierowców pobierają ustalone opłaty za przejazd na danym odcinku
trasy i drobne pieniądze chowają do kieszeni. Banknoty w
charakterystyczny sposób trzymają w dłoni poprzeplatane pomiędzy
palcami.
Pomocnik kierowcy
naszego autobusu jadącego do Bahia de Caraquez, po zatrzymaniu się
poza przystankiem, przebiegł na drugą stronę ulicy, aby kupić
sobie... całego arbuza. I nikt z pasażerów temu się nie
sprzeciwił. U nas w kraju kierowca niech by spróbował, to dopiero
była by awantura. Ale takie dowolne kupowanie na trasie jest u nas
chyba niedozwolone.
Po
dotarciu do autobusowego dworca w Bahia de Caraquez, pomocnik
kierowcy wydobył z tylnego bagażnika nasze trzy plecaki. Były tak
bardzo zakurzone od drogowego pyłu, że z obrzydzeniem je
przenieśliśmy do poczekalni. W niej znajdował się niewielki punkt
handlowy, w którym można było kupić gazetę z relacją na
pierwszej stronie z piłkarskiego meczu i dużym tytułem mówiącym
o tym, że fundusze bezrobocia byłyby finansowane przez
stowarzyszonych.
U
niepełnoletniej sprzedawczyni, która pod opieką miała małe
dziecko, można też było kupić lokalne słodkości zapakowane w
plastikowe pudełeczka.
Z kolei obok u
młodocianej równie urokliwej dziewczyny, kierowcy składali jakieś
zamówienia i dokonywali opłat z góry.
Z dworca taksówką
pojechaliśmy do centrum pod wskazany adres hostelu Casa hej-Sol.
Taksówkarz nie mógł jednak do niego trafić, mimo dopytywań przez
telefon w swojej centrali. Zaczepiliśmy przechodnia i on mówiąc po
angielsku wskazał nam drogę do innego hostelu Bahia de Coraquez.
Jak dowiedział się, że jesteśmy z Polski, uśmiechnął się i
powiedział, że w swoim życiu miał jedną cudowną przygodę
miłosną z wyjątkowo kochliwą Polką.
Podjechaliśmy pod
wskazany adres i okazało się, że nie ma wolnych miejsc.
Janusz Nowak od
razu zaczął pytać napotkanych turystów amerykańskich, gdzie w
najbliższej okolicy można znaleźć tanie zakwaterowanie. Owszem w
Bahia de Coraquez. jak wyczytaliśmy w folderze, jest jedenaście
hoteli, mają nawet wolne miejsca, ale kilka spędzonych w nich dób,
szybko wyczerpałyby nasz cały turystyczny budżet.
Amerykańskie
małżeństwo pochodzące z Waszyngtonu, w obecności kierowcy
taksówki, doradziło nam pojechać w ogóle gdzie indziej. Do
odległej aż o 25 km miejscowości Canoe, leżącej nad samym
Oceanem Spokojnym. Kierowca zgodził się na tak odległą trasę
ustalając z góry koszty na 13 dolarów.
Już ruszaliśmy
dalej szukając noclegowej bazy, to za nami wybiegło amerykańskie
małżeństwo. Co się stało u licha? Czyżby tutaj raptem znalazło
się wolne miejsce? A może pomyłkowo wskazali nam zły adres?
Starsza pani niosła w dłoniach... czerwoną czapeczkę i okulary
Janusza pozostawione na stole.
1
Ruszywszy w drogę
najpierw musieliśmy pokonać długi most, a następnie pojechać
wzdłuż wybrzeża na północny wschód Jadąc przez tereny prawie
niezabudowane, wreszcie dotarliśmy do miejscowości Canoa. Taksówka
zatrzymała się przed hostelem o nazwie Coco Loco.
Janusz był cały
szczęśliwy, bo dogadał się z amerykańską właścicielką
hostelu (na zdjęciu powyższym z lewej), że na piętrze jest wolny pokój i zapłacimy za niego
tylko 20 dolarów za dobę. Nie ma tego złego, co by na dobre nie
wyszło. Z braku wolnych miejsc nie zamieszkaliśmy w zabetonowanym
mieście, ale tuż przy plaży w niewielkim hostelu zmontowanym
głównie z drewna.
Obiekt był wtopiony w zieleń, co przy prażącym słońcu okazało się zbawienne. Mniejsze też były o 10 dolarów dobowe koszty naszego pobytu w Canoa.
Obiekt był wtopiony w zieleń, co przy prażącym słońcu okazało się zbawienne. Mniejsze też były o 10 dolarów dobowe koszty naszego pobytu w Canoa.
Po wzięciu tuszu
i małej przekąsce, jako człowiek wychowany nad bałtyckim morzem w Gdańsku
Brzeźnie, z aparatem fotograficznym udałem się nad brzeg
oceaniczny. Moim oczom ukazał się cudowny widok. Podobny do tego z
dzieciństwa, kiedy właśnie na plaży w Brzeźnie rybacy powracali z łowisk i kotwicząc
żółtymi łodziami, suszyli sieci rozpostarte na drewnianych słupach.
W ekwadorskim
Canoa oceaniczne fale są o wiele wyższe i dłuższe od tych
bałtyckich. Ponadto są odpływy i przypływy, odsłaniające plażę
nawet do szerokości stu metrów.
Po przepchnięciu
rybackiej łodzi na brzeg, z rufy odczepiany jest silnik firmy
yamaha, zwijane są sieci, które rybacy zanoszą do swoich
pobliskich domostw. Odłowione ryby, bezpośrednio z łodzi oferowane
są do kupienia.
Oferowane do kupna
ryby są różnego gatunku, co uzależnione jest chyba od tego, na
którym łowisku rybak je łowił.
Tak podglądając
i utrwalając w miejscowości Canoa pracę ekwadorskich rybaków,
zauważyłem coś dziwnego. Już wtedy robiąc zbliżeniowe zdjęcie
pomyślałem o zagadce, którą teraz zadaję Czytelnikom swego bloga.
Co przedstawia powyższe zdjęcie?
Odpowiedzi można nadsyłać na mailowy adres amerski49@wp.pl
W następnym odcinku podam rozwiązanie.
Co przedstawia powyższe zdjęcie?
Odpowiedzi można nadsyłać na mailowy adres amerski49@wp.pl
W następnym odcinku podam rozwiązanie.
Ekwadorscy rybacy
jak wracali po południu z łowisk, najczęściej był odpływ i
trzeba było łodzie przetaczać po piaszczystej plaży do góry.
Do tego celu używa
się okrągłych drewnianych drągów, które na zmianę podkłada
się pod łódkę. Najtrudniej jest wepchnąć ją pod uformowane
naturalnie od fal wzniesienie. W pojedynkę nie da się tego zrobić.
Potrzebnych jest wiele ludzkich rąk.
Tego dnia w
poniedziałek 14 marca 2016, jak tak oceniam nasz czterodniowy pobyt
w Canoa, rybacy mieli najbardziej obfity połów. Sprzedali sporo
skrzynek kilka gatunków ryb. Wśród nich były ryby koloru czerwonego.
Położona z
dziecięcej ciekawości pojedynczo na wadze czerwona ryba, ważyła
ponad kilogram.
Odłowione
ryby były też ważone w specjalnych plastikowych skrzynkach. Każdy
ich gatunek był ważony i rozliczany przez hurtowego nabywcę
oddzielnie. Jak tak zdołałem się zorientować, za 30 kilogramów,
rybak otrzymywał wynagrodzenie w wysokości 140 dolarów. Czyli za
jeden kilogram wychodzi niespełna pięć dolarów.
Myśmy tyle płacili, ale za około 150-200 gramową porcję smażonej ryby w miejscowości Puerto Lopez, co jest opisane w części siódmej tej ekwadorskiej relacji. (cdn)
Myśmy tyle płacili, ale za około 150-200 gramową porcję smażonej ryby w miejscowości Puerto Lopez, co jest opisane w części siódmej tej ekwadorskiej relacji. (cdn)
Skoro tam niedawno temu
byliśmy przez sześć tygodni, to nadal nas ciekawią skutki
trzęsienia ziemi o sile 7,8
stopnia Richerta, do którego doszło 17 kwietnia 2016 roku. Liczba
ofiar śmiertelnych po tygodniu poszukiwań wzrosła do ponad 650 osób, a rannych jest już
ponad 12 tysięcy, zaś 58 osób uważa się za zaginione. Ponad 25
tys. poszkodowanych pozostaje w tymczasowych schroniskach.
- Caritas Polska, odpowiadając na apel skierowany do wspólnoty międzynarodowej przez Caritas Ekwador i Caritas Internationalis, rozpoczęła zbiórkę w związku z tą tragedią. Przekazano już kwotę 20 tys. euro.
Aby pomóc ofiarom kataklizmu w Ekwadorze, należy wysłać SMS
z hasłem POMAGAM na numer 72052 (2,46 zł z VAT) lub dokonać wpłaty
na konto Caritas Polska z dopiskiem EKWADOR.
Zbiórka poprzez SMS prowadzona będzie do 18 maja 2016.
Zbiórka poprzez SMS prowadzona będzie do 18 maja 2016.
Tekst i zdjęcia: Włodzimierz
Amerski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz