piątek, 8 stycznia 2016

Migawki z Hiszpanii - Dobra zmiana


Dobra zmiana - takie hasło przyświeca nowo wybranej ekipie rządzącej. Dokonania dobrej zmiany upatrywalibyśmy w polskich placówkach dyplomatycznych, jak i w polskich komisjach wyborczych. Podczas naszego pobytu w Hiszpanii, w niedzielę 25 października 2015 roku, przypadał termin wyborów do polskiego Sejmu i Senatu. Wcześniej jeszcze przed wylotem z Polski, elektronicznie zarejestrowaliśmy się w Konsulacie Generalnym RP w Barcelonie (Avenida Diagonal 593-595).
Podczas naszego grupowego kilkunastoosobowego wejścia do budynku, w którym mieści się konsulat odczuliśmy, ku naszemu zaskoczeniu, że nie znaleźliśmy się na małym skrawku naszego rodzimego kraju. Zabroniono nam wejścia do środka, czy choćby w holu na parterze zająć wolne miejsca siedzące.



Owszem wpuszczano nas do windy, ale tylko po kilka osób, zaś pozostali musieli czekać na zewnątrz dużego budynku.
W sali na piętrze, oprócz zasiadającej komisji wyborczej, na oddzielnym stole stała niewielkich rozmiarów urna. Po otrzymani kart do głosowania, niestety zabrakło ołówków do zakreślenia dwóch krzyżyków, po jednym na kandydata do Sejmu i Senatu. Trzeba było nieco odczekać aż... zwolnią się użyczane sobie wzajemnie ołówki.
Wreszcie przyszedł czas na wrzucenie wypełnionych kart wyborczych do zbyt małej jak na nasze oko urny wyborczej. W tym momencie dwie młode blondynki stanowczo zabroniły nam na zrobienie sobie wzajemnie zdjęcia podczas wrzucania wypełnionych formularzy do urny wyborczej. Na nic zdały się ukazane nasze międzynarodowe legitymacje prasowe. Usłyszeliśmy stanowcze: - Nie wolno robić zdjęć w konsulacie! Takie są przepisy!


Przez te przepisy nie możemy teraz udowodnić rodzinie i znajomym, że głosowaliśmy podczas pobytu w Barcelonie. Chyba że takim dowodem będzie tabliczka konsulatu umieszczona u wejścia do dużego budynku mieszczącego wiele innych firm i instytucji.
Państwowa Komisja Wyborcza wydała wytyczne dla obwodowych komisji wyborczych zawierające zakaz fotografowania i filmowania skierowany do mężów zaufania. Ten pochodzący jeszcze z czasów komunistycznych zakaz jest dla nas, jako dziennikarzy, a nawet jako wyborców, potężnym kneblem nie pozwalającym na udokumentowanie, jak i na zilustrowanie bardzo ważnego aktu wyborczego. Te przestarzałe procedury wymagają chyba pilnego unormowania. Bo ten zakaz nie ma podstawy w jakiejkolwiek ustawie. Jest to autorski i chyba całkowicie nielegalny pomysł naszej polskiej Państwowej Komisji Wyborczej.
Chociaż jest jej i taki zapis, że dziennikarze posiadający legitymację prasową mogą fotografować w lokalach wyborczych, ale w ograniczonym zakresie. Od lat korzystają z tego politycy i ważne persony oddające swoje głosy w świetle kamer i fleszy aparatów fotograficznych. Zwykły śmiertelnik nie ma na to przyzwolenia. Pytamy dlaczego?
A dziennikarze według wytycznych PKW mogą fotografować głosowanie i początek liczenia głosów, ale nie dalszy ciąg liczenia, przy którym w ogóle nie mogą być obecni. A czy to nie jest jeszcze bardziej intrygujące? Najwyższy czas na dobre zmiany!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz