Podczas naszego grupowego
kilkunastoosobowego wejścia do budynku, w którym mieści się
konsulat odczuliśmy, ku naszemu zaskoczeniu, że nie znaleźliśmy
się na małym skrawku naszego rodzimego kraju. Zabroniono nam
wejścia do środka, czy choćby w holu na parterze zająć wolne
miejsca siedzące.
Owszem wpuszczano nas do windy, ale
tylko po kilka osób, zaś pozostali musieli czekać na zewnątrz
dużego budynku.
W sali na piętrze, oprócz
zasiadającej komisji wyborczej, na oddzielnym stole stała
niewielkich rozmiarów urna. Po otrzymani kart do głosowania,
niestety zabrakło ołówków do zakreślenia dwóch krzyżyków, po
jednym na kandydata do Sejmu i Senatu. Trzeba było nieco odczekać
aż... zwolnią się użyczane sobie wzajemnie ołówki.
Wreszcie przyszedł czas na wrzucenie
wypełnionych kart wyborczych do zbyt małej jak na nasze oko urny
wyborczej. W tym momencie dwie młode blondynki stanowczo zabroniły
nam na zrobienie sobie wzajemnie zdjęcia podczas wrzucania
wypełnionych formularzy do urny wyborczej. Na nic zdały się
ukazane nasze międzynarodowe legitymacje prasowe. Usłyszeliśmy
stanowcze: - Nie wolno robić zdjęć w konsulacie! Takie są
przepisy!
Przez te przepisy nie możemy teraz
udowodnić rodzinie i znajomym, że głosowaliśmy podczas pobytu w
Barcelonie. Chyba że takim dowodem będzie tabliczka konsulatu
umieszczona u wejścia do dużego budynku mieszczącego wiele innych
firm i instytucji.
Państwowa Komisja Wyborcza wydała
wytyczne dla obwodowych komisji wyborczych zawierające zakaz
fotografowania i filmowania skierowany do mężów zaufania. Ten
pochodzący jeszcze z czasów komunistycznych zakaz jest dla nas,
jako dziennikarzy, a nawet jako wyborców, potężnym kneblem nie
pozwalającym na udokumentowanie, jak i na zilustrowanie bardzo
ważnego aktu wyborczego. Te przestarzałe procedury wymagają chyba
pilnego unormowania. Bo ten zakaz nie ma podstawy w jakiejkolwiek
ustawie. Jest to autorski i chyba całkowicie nielegalny pomysł
naszej polskiej Państwowej Komisji Wyborczej.
Chociaż jest jej i taki zapis, że
dziennikarze posiadający legitymację prasową mogą fotografować w
lokalach wyborczych, ale w ograniczonym zakresie. Od lat korzystają
z tego politycy i ważne persony oddające swoje głosy w świetle
kamer i fleszy aparatów fotograficznych. Zwykły śmiertelnik nie ma
na to przyzwolenia. Pytamy dlaczego?
A dziennikarze według wytycznych PKW
mogą fotografować głosowanie i początek liczenia głosów, ale
nie dalszy ciąg liczenia, przy którym w ogóle nie mogą być
obecni. A czy to nie jest jeszcze bardziej intrygujące? Najwyższy
czas na dobre zmiany!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz