wtorek, 21 sierpnia 2018

To nie Donald Tusk, a Andrei z... Białorusi


W pierwszej chwili pomyślałem, że to Donald Tusk w ramach rozpoczętej w Polsce samorządowej kampanii wyborczej, dla poparcia kandydatów Platformy Obywatelskiej, pod publiczkę zawisł na alpinistycznych linach. I to akurat na wysokości okien mojego mieszkania w 9-piętrowym wieżowcu na gdańskiej Zaspie. Dzielnicy, w której mieszkał kiedyś były prezydent RP Lech Wałęsa.
Mogłem przecież tak pomyśleć, ponieważ Donald Tusk w trudnych PRL-owskich czasach, był pracownikiem „Spółdzielni Usług Wysokościowych Świetlik” w Gdańsku.
W kościele widocznym na drugim planie, przewodniczący NSZZ „Solidarność” Lech Wałęsa – jak sobie przypominam - w 1982 roku chrzcił swoją córkę Marię Wiktorię.
Na wysokości mego okna na siódmym piętrze, oprócz chyba byłego premiera, na alpinistycznych linach zawisł też jakiś inny osobnik.
Jak pisał w swoich wspomnieniach Marek H. Kotlarz, to w „Świetliku” oprócz Donalda Tuska znaleźli swoje miejsce także m.in. Janusz Błaszkiewicz, Stanisław Borowczak, Wojciech Jankowski (organizacja Wolność i Pokój), Antoni Grabarczyk, Lech Kosiak, obecny radny Gdańska Andrzej Kowalczys, senator RP Sławomir i Arkadiusz Rybiccy (zginął w katastrofie smoleńskiej), Jan Turowiecki (zdobywca wielu szczytów na wszystkich niemal kontynentach) i dziesiątki innych osób, które przyczyniły się do tego, iż w roku 1989 upadać zaczął system komunistyczny.
Jak tajemniczy alpinista znalazł się na wysokości moich oczu, otworzyłem okno i zapytałem o jego imię. Odparł, że nazywa się Andrei i pochodzi z... Białorusi. Był na tyle przystępny, że nawet napisał mi na kartce swój adres mailowy z prośbą o podesłanie wykonanych mu zdjęć.
Jak tak spojrzałem w dół, to omal nie zakręciło mi się w głowie. Jak zatem dawał sobie radę z taką pracą na wysokościach pierwszy prezes zarządu „Świetlika” Maciej Płażyński, który sprawował tę funkcję do chwili objęcia stanowiska wojewody gdańskiego w 1990 roku?
Musiałem zjechać windą przed mój 7-klatkowy blok, aby zobaczyć z dołu w jaki sposób czyszczą elewację zawieszeni na linach alpiniści.
Każdy z alpinistów był ubrany w strój nieprzemakalny z kapturem i trudno było ich rozpoznać. Z góry od strumieniowych dysz po czyszczonej elewacji ciekła woda.
Jak kilku z nich zjechało po linach na ziemię, dowiedziałem się, że są pracownikami firmy Monolit z Koszalina, która istnieje na rynku od 11 lat. Zrealizowała dotychczas 1286 zleceń dla 398 klientów. Specjalizuje się ona w pracach wysokościowych, do których wykorzystuje techniki alpinistyczne, docierając do miejsc trudno dostępnych.
Załoga w wolnych chwilach uprawia sporty ekstremalne, takie jak wspinaczki, speleologia i alpinizm. Praca na wysokościach na atestowanym sprzęcie jest dla nich wyzwaniem realizowanym z pasją.
Gdy spytałem ich, czy słyszeli coś o gdańskiej firmie wysokościowej „Świetlik” i pracującym w niej byłym premierze Donaldzie Tusku, chóralnie odpowiedzieli, że nie!
Monolit z Koszalina ma oczyścić tego lata elewacje 6 budynków na gdańskim osiedlu Zaspa Rozstaje, jeszcze przy ulicach Burzyńskiego 8, Meissnera 12, 19, Żwirki i Wigury 3, 5. Każdy budynek - w zależności od wielkości - zajmuje od 3 do 6 dni.

1 komentarz:

  1. Podziwiam osoby, które myją okna na takich wysokościach. Trzeba dużej odwagi, aby zachować zimną krew w takich warunkach.

    OdpowiedzUsuń