W
pierwszej chwili pomyślałem, że to Donald Tusk w ramach
rozpoczętej w Polsce samorządowej kampanii wyborczej, dla poparcia
kandydatów Platformy Obywatelskiej, pod publiczkę zawisł na
alpinistycznych linach. I to akurat na wysokości okien mojego
mieszkania w 9-piętrowym wieżowcu na gdańskiej Zaspie. Dzielnicy,
w której mieszkał kiedyś były prezydent RP Lech Wałęsa.
Mogłem
przecież tak pomyśleć, ponieważ Donald Tusk
w trudnych PRL-owskich czasach, był pracownikiem „Spółdzielni
Usług Wysokościowych Świetlik” w Gdańsku.
W
kościele widocznym na drugim planie, przewodniczący NSZZ
„Solidarność” Lech Wałęsa
– jak sobie przypominam - w 1982 roku chrzcił swoją córkę Marię
Wiktorię.
Na
wysokości mego okna na siódmym piętrze, oprócz chyba byłego
premiera, na alpinistycznych linach zawisł też jakiś inny osobnik.
Jak
pisał w swoich wspomnieniach Marek H. Kotlarz, to
w „Świetliku” oprócz Donalda Tuska znaleźli swoje miejsce także m.in. Janusz
Błaszkiewicz, Stanisław
Borowczak, Wojciech
Jankowski (organizacja Wolność
i Pokój), Antoni Grabarczyk, Lech Kosiak,
obecny radny Gdańska Andrzej Kowalczys,
senator RP Sławomir
i Arkadiusz Rybiccy (zginął
w katastrofie smoleńskiej), Jan Turowiecki
(zdobywca wielu szczytów na wszystkich niemal kontynentach) i
dziesiątki innych osób, które przyczyniły się do tego, iż w
roku 1989 upadać zaczął system komunistyczny.
Jak
tajemniczy alpinista znalazł się na wysokości moich oczu,
otworzyłem okno i zapytałem o jego imię. Odparł, że nazywa się
Andrei i pochodzi z...
Białorusi. Był na tyle przystępny, że nawet napisał mi na kartce
swój adres mailowy z prośbą o podesłanie wykonanych mu zdjęć.
Jak
tak spojrzałem w dół, to omal nie zakręciło mi się w głowie.
Jak zatem dawał sobie radę z taką pracą na wysokościach pierwszy
prezes zarządu „Świetlika” Maciej
Płażyński, który
sprawował tę funkcję do chwili objęcia stanowiska wojewody
gdańskiego w 1990 roku?
Musiałem
zjechać windą przed mój 7-klatkowy blok, aby zobaczyć z dołu w jaki
sposób czyszczą elewację zawieszeni na linach alpiniści.
Każdy
z alpinistów był ubrany w strój nieprzemakalny z kapturem i trudno było ich
rozpoznać. Z góry od strumieniowych dysz po czyszczonej elewacji ciekła woda.
Jak
kilku z nich zjechało po linach na ziemię, dowiedziałem się, że
są pracownikami firmy Monolit z Koszalina, która istnieje na rynku
od 11 lat. Zrealizowała dotychczas 1286 zleceń dla 398 klientów.
Specjalizuje się ona w pracach wysokościowych, do których wykorzystuje
techniki alpinistyczne, docierając do miejsc trudno dostępnych.
Załoga
w wolnych chwilach uprawia sporty ekstremalne, takie jak wspinaczki,
speleologia i alpinizm. Praca na wysokościach na atestowanym
sprzęcie jest dla nich wyzwaniem realizowanym z pasją.
Gdy
spytałem ich, czy słyszeli coś o gdańskiej firmie wysokościowej „Świetlik”
i pracującym w niej byłym premierze Donaldzie Tusku,
chóralnie odpowiedzieli, że nie!
Monolit
z Koszalina ma oczyścić tego lata elewacje 6 budynków na gdańskim
osiedlu Zaspa Rozstaje, jeszcze przy ulicach Burzyńskiego 8,
Meissnera 12, 19, Żwirki i Wigury 3, 5. Każdy budynek - w
zależności od wielkości - zajmuje od 3 do 6 dni.
Podziwiam osoby, które myją okna na takich wysokościach. Trzeba dużej odwagi, aby zachować zimną krew w takich warunkach.
OdpowiedzUsuń