Jeśli
mimo nagłego ataku zimy 5 stycznia 2017, w Atom Club Stadion Energa
Gdańsk zgromadziło się około 140 smakoszy dobrego jedzenia,
którym dogadzało aż 14 kulinarnych specjalistów, musiała to być
znakomita impreza. Była to wykwintna kolacja, z której dochód
został przekazany dla Fundacji Kawałek
Nieba z Rumi, celem dofinansowania posiłków dla dzieci z
najuboższych rodzin.
Na
wejściu nadchodzących z opóźnieniem gości, Finger Food
przygotował szef kuchni ze Stadionu Energa - Tomasz
Pytaszyński. Częstują
się od prawej - sponsorka imprezy Zosia
Zienkiewicz
Ogrodnictwo Lawenda w Gdańsku Oruni, Andrzej
Wendt
i partnerująca mu Aleksandra
Duda,
oboje z firmy Invest Fitness. Od trzech lat mieszkają w Gdyni i
tutaj za 1,5 roku w Nowej Marinie powstającej na Skwerze Kościuszki
planują uruchomić swój kolejny salon Fitness. Częstuje gości
jedna z kilku hostess Ewa
Komin.
Z powodu nadmiernego opadu śniegu,
przez godzinę czekano na przybycie wszystkich gości, ale ten czas
pozostawiono na degustację regionalnych potraw. Właściciel
Gospodarstwa „Kaszubska Koza” w Robaczkowie koło Wiela Tomasz
Strubiński zachęcał do skosztowania prawdziwych serów
wykonanych z koziego mleka.
Można
było też się poczęstować wędzonymi rybami pochodzącymi z
Gospodarstwa Rybackiego Zielenica, zajmującego się ekologiczną
hodowlą pstrąga tęczowego.
Degustowano
również ekologiczne przetwory i nalewki z Royal Nature Plantacja
Aronii Czarnoowocowej Paweł Dziel, a także różnorodne piwa
produkcji AleBrowar Gdynia.
W
kolacyjnym menu znalazło się siedem dań. Do ich przygotowania,
poprzez losowanie, dobrano po kilku kucharzy. To oni już sami
zadecydowali, co konkretnie zostanie podane na każde danie. Tuż
przed rozpoczęciem serwowania dań, pod komendą kucharza Rafała
Wałęsy przeprowadzono generalną próbę, co do tego - w jakiej
kolejności, kto i co będzie nakładał na talerze.
Dopiero
kwadrans po godzinie 19, z uwagi na spóźnialskich gości, ruszyły
pierwsze dania – amuse bouche. Bacznie przyglądał im się
kierownik sali Paweł Wiercioch (na zdjęciu z lewej),
pracujący w Pałacu Ciekocinko koło Łeby. To on decydował, do
jakich kolejnych dużych stołów, ubrani na czarno kelnerzy będą
podawać poszczególne dania.
Gościem
specjalnym kolacji, który zaserwował amuse-bouche był Ernest
Jagodziński
(na zdjęciu z lewej) - zwycięzca wielu kulinarnych konkursów m.in.
L'Art de la Cuisine Martell czy Kucharz - odkrycie roku. Od 2009 r.
aktywny uczestnik programu promującego polskie mięso na rynkach
zagranicznych "Meat in Europe". Zdobywca III czapek i
tegorocznego tytułu "Szef Jutra 2017" - wg Przewodnika
Gault&Millau.
Jego
niewielkich rozmiarów danie, to gęsia wątróbka na biszkopcie
bananowym z curry i ozdobnymi
kleksami
z wiśni. Ernest od 2012 r. jest szefem kuchni w poznańskiej
Restauracji Cucina. W kuchni zakochał
się już na praktykach w Hotelu Marriott, gdzie miał okazję poznać
kuchnię z innej strony - inne było podejście do produktu, do
ułożenia na talerzu i do obsługi gościa.
Kelnerzy
podawali gościom jego danie, a on opowiadał, że pracował też w
innych warszawskich restauracjach, w tym w Restauracji 99. Tamtejsi
szefowie kuchni utwierdzili go w przekonaniu, że chce być
kucharzem, ale jak sam twierdzi nie było to takie trudne. W całym
swoim gastronomicznym życiu trafiał na wspaniałych ludzi, którzy
na wielu płaszczyznach uczyli go, wspierali radą i pokazywali jak
wspaniałą rzeczą jest gotowanie.
W
gotowaniu – jak wyznał Ernest
Jagodziński -
kocha najbardziej wymyślanie nowych potraw, szukanie nowych smaków,
zadowolenie i uśmiech gości. Praca ta daje mu również satysfakcję
dzięki możliwości nauczania innych, młodszych i zaszczepianie w
nich bakcyla, którego ktoś inny kiedyś w nim zaszczepił. To jest
to co kocha, co daje mu powera do tego, żeby tworzyć i wymyślać
coś nowego.
Przygotowywanie
przez kucharzy i ich pomocników drugiego dania, czyli przystawki zimnej. Aby podać
niemal jednocześnie 140 dań, każdy kucharz musiał dokładnie
wiedzieć co ma robić.
W
zakąsce zimnej wykorzystano ogórki i koperek dostarczone w ramach
sponsoringu przez Zosię
Zienkiewicz
z Ogrodnictwa Lawenda w Gdańsku Oruni.
O
przystawkę zimną zadbali Rafał
Wałęsa (na
zdjęciu pierwszy z lewej) i Damian
Mazurowski.
Rafała
Wałęsę do szkoły gastronomicznej zapisali rodzice, by kontynuował
rodzinną tradycję - jego Tata był cukiernikiem. Jednak dopiero
pracując w Irlandii (w dwóch 5 gwiazdkowych hotelach) zrozumiał,
że gotowanie to dla niego nie tylko pasja, której się oddał, ale
i sztuka. Gdy wrócił do kraju, w Centrum Gdyni otworzył niewielką
Restaurację Sztuczka.
Rafał
Wałęsa
nie
skupia się na kulinariach konkretnego regionu, ale bierze z nich
inspiracje. Ceniąc odkrywczość, unikalność, rozwojowość
czerpie radość z klasyki. Aktualnie całą swoją energię wkłada
w otwarcie nowego miejsca - sopockiej Sztuczka Bistro.
Przystawka
zimna, to pstrąg podany z... twarogiem, ogórkiem, koperkiem i
tartym chrzanem. Jej
współtwórca, to Damian
Mazurowski,
który swoją przygodę z kuchnią rozpoczął jako
nastolatek.Pierwszym miejscem jego pracy była Restauracja Pod
Łososiem na ul. Szerokiej, gdzie spędził blisko 15 lat. Trafił
tam na znakomitego szefa kuchni – Jerzego
Kosidło,
który nauczył go zarówno podstaw gastronomii jak i tego, w jaki
sposób dbać o gości i kuchnię. Pokazał mu kuchnię starogdańską
w najlepszym wydaniu.
Te
15 lat dało Damianowi
Mazurowskiemu,
wiele okazji do gotowania dla wyjątkowych ludzi (m.in. Papieża Jana
Pawła II czy Prezydentów,
Premierów)
i ułatwiło mu – jak sam mówi - dalszą karierę. Kolejnym
miejscem pracy Damiana był Hotel Gdańsk, który zatrzymał go na
kolejne 5 lat. To tutaj nauczył się jak to jest być Szefem, ale i
przede wszystkim dobrym menadżerem.
W
restauracji Kubicki
–
gdzie pracuje do dziś - rozpoczął pracę w 2012 r, kiedy zmieniła
ona właściciela
i
zaczęła nabierać nowego blasku. Patrząc na jego karierę nie
sposób nie zauważyć, że jest “stały w uczuciach”. W
restauracji tej Damian stara się utrzymać pewną tradycję, a na
pewno najważniejsze dla niego jest to, aby gotować wszystko od
podstaw, bez półśrodków i „chodzenia na skróty”. Bardzo
ważne w jego pracy jest również to, aby wykorzystać każdy
produkt do końca, niczego nie marnując.
Jak
sam mówi Damian
Mazurowski,
jego kuchnia to przede wszystkim kuchnia tradycyjna, ale nie
odrealniona od tego, co się dzieje w świecie. Stara się korzystać
z produktów kuchni tradycyjnej, ale przełamując je np. nowoczesnym
sposobem przyrządzania. Stara się śledzić trendy, ale ślepo im
nie ulegać, bo to co teraz modne nie zawsze jest zgodne z jego
filozofią. Dodaje, że tak naprawdę wyznacznikiem sukcesu kucharza
nie jest ilość nagród, które otrzymuje, ale ilość gości
odwiedzających jego restaurację i co najważniejsze – do niej
powracających.
Podczas
kolacji, której koordynatorką była Beata
Abramowska,
trwającej od godziny 18 do 24, czyli aż sześć godzin, podano siedem
różnych dań. Przeprowadzono także licytację, m.in. o weekend
z Leksusem. Szczegóły w kolejnym odcinku.
Fotorelacja:
Włodzimierz Amerski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz