Lodową krę
na Wiśle sfotografowałem na wysokości Tczewa, po raz pierwszy
jadąc pociągiem pendolino z Warszawy do Gdańska. A to dlatego, bo
firma Polski Bus odwołała niektóre swoje autobusy, które w
rozkładzie jazdy jak wół nadal widnieją. W pendolino było drogo,
ale szybko i wygodnie. Całą drogę przegadałem z Tatjaną Wojciechowską, tłumaczką
przysięgłą języka słowackiego, która jechała na biznesowe
rozmowy w Politechnice Gdańskiej oraz z byłym kolejarzem,
mieszkańcem Gdyni, kierującym różnymi parowozami. Czesi i Słowacy
– jak się dowiedziałem - też mają bardzo złożoną i burzliwą
historię.
Dreszcze
zaś mnie przeszyły, jak kolejarz wspomniał o dwóch przypadkach
samobójczych osób leżących na szynach. Rozpędzony pociąg nie
jest w stanie raptem się zatrzymać. Widok jest przerażający, bo
przejeżdżasz kołami żywego człowieka. W naszym kraju dochodzi do...
5,5 tysiąca samobójstw rocznie, w większości mężczyzn.
Na
Wiśle z powodu utrzymujących się niskich temperatur zrobiło się
bardzo niebezpiecznie. Królowa naszych rzek już w 80 procentach
pokryta jest krą, która niestety już nie spływa do Zatoki
Gdańskiej. Jeśli obecne, bardzo srogie mrozy utrzymają się
jeszcze przez kilka dni, rzeka całkowicie będzie skuta lodem.
Dodatkowy problem w tym, że panuje bardzo niski stan wody i
trudności z wypłynięciem i kruszeniem lodu mają lodołamacze.
Jeszcze co gorsza, że kra może doprowadzić do zatoru, a tym samym
do powodzi. Jeśli woda nie będzie miała ujścia do morza pod
pokrywą lodu, to znajdzie drogę na boki.
Bryły
kry nieco pomniejsza ostro świecące słońce, któremu zrobiłem
zdjęcie też z pędzącego pociągu. Mimo ocieplających promieni,
obecnie szczególnie wrażliwy jest 33-kilometrowy odcinek od Tczewa
do ujścia Wisły w Świbnie. Gdyby doszło do zatoru lodowego,
zagrożone są nie tylko domy, ale także mosty. Jeśli mrozy nie
puszczą, może dojść do niebezpiecznych wezbrań na znacznym
odcinku Dolnej Wisły. Mieszkańcom powiatów usytuowanych nad rzeką
grozi powódź zatorowa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz