Idąc w trójkę jednakowo ubrani spacerowym nabrzeżem w samym centrum
Phnom Penh - stolicy Kambodży, wzbudzaliśmy spore zainteresowanie. Koniecznie
musieliśmy zrobić sobie selfie i wspólne zdjęcie z grupą lokalnej młodzieży.
Po rzece Mekong co rusz przepływały
statki pasażerskie i towarowe. Licznym spacerowiczom po szerokim nabrzeżu, głównie
kobiety oferowały do kupienia różną żywność.
Byliśmy nieco zaskoczeni
tym, że na nabrzeżu w rytm głośnej muzyki ćwiczyła spora grupa kobiet w różnym
wieku. Zajęcia ruchowe prowadził instruktor. Oczywiście do ćwiczących kobiet dołączył
się Janusz Nowak, wieloletni trener lekkoatletyki.
Na nabrzeżnym deptaku
zamontowane zostały różne urządzenia do ćwiczeń gimnastycznych. Janusz Nowak miał okazję nam
zademonstrować, ile razy podciągnie się na drążku.
Najdłużej zatrzymaliśmy
się w miejscu obrzędów religijnych wyznawców buddyzmu. Udało mi się zrobić zdjęcia,
jak matka, niczym by udzielała chrztu, zmywając wodą głowę swemu małemu dziecku.
Po oczyszczeniu i
złożeniu datków oraz białego koloru kwiatów, starsze osoby aby zyskać łaski Buddy,
po kupieniu wypuszczały ptaki przetrzymywane w klatkach.
Tak też uczynił jedyny z
naszej trójki Wiesław Baska z Kociewia, który kupił dwie jaskółki za 1 dolara i
je wypuścił szeroko rozwierając dłonie. Jak ustaliliśmy swój lot skierowały w
stronę Europy, chyba na Kociewie. Ale tam pada jeszcze śnieg, więc niech się nie
spieszą…
Był tak upalny niedzielny
wieczór (18 marca), że czując pragnienie, od jeżdżącej sklepikowym wózeczkiem kobiety,
kupiliśmy butelkowaną wodę i puszkowe piwo.
Skończyło się spacerowe
nabrzeże i trafiliśmy na wielkie targowisko, w tym i gastronomiczne. Wiesiek Baska w jednym z licznych
sklepików wybrał coś dla siebie na kolację.
Ja zamówiłem dwa
szaszłyki za 1 dolara, upieczone na rożnie. Były bardzo smaczne.
W niedzielę było tak
dużo ludzi, że jedzono siedząc w kucki na ziemi, a właściwie na rozłożonych dywanach.
My „Białasy” z Europy, a
konkretnie z Polski, chełpiący się Gdańskiem, jedliśmy przy stole.
Wiesław Baska, mieszkaniec Starogardu Gdańskiego, ma w swoim
aparacie telefonicznym zamontowaną doskonałą nawigację. Bardzo jest nam przydatna
podczas tej wyprawy. Idąc późnym wieczorem do hotelu tuż za nim, trafiliśmy do
dzielnicy cielesnych uciech. Uczestniczące w nich pięknisie, najpierw się
upiększają w licznych w tej dzielnicy zakładach fryzjerskich. Następnie okupują
liczne nocne lokale.
Aby dodać sobie odwagi wstąpiliśmy
do sklepu, kupując wódkę Lithaunianza za 6 dolarów i oryginalny sok pomarańczowy
za 4 dolary.
Przy naszym hostelu Khmer
Vilage, panienki jak nas trzech zobaczyły ubranych w jednakowe koszule i
kowbojskie kapelusze, to do nas jedna przez drugą głośno coś wykrzykiwały. Dopytywały
się o jakieś bum, bum…(dcn.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz