poniedziałek, 20 lutego 2017

Ekwador wzdłuż i wszerz, cz. 26

Mam nadzieję, że zdążę z odcinkowymi relacjami na swym blogu z naszej półtoramiesięcznej wyprawy do Ekwadoru przed wydaniem książki o tej podróży. To dzieło Janusza Nowaka z Kociewia ma trzy propozycje co do strony okładkowej. Wewnątrz zawiera 250 zdjęć głównie mego autorstwa, tematycznie rozmieszczonych na 280 stronach.
W moich relacjach doszedłem do ostatniego dnia pobytu w Quito, liczącym około 1,7 mln mieszkańców. Z rana jeszcze zdążyliśmy zwiedzić pobliską katedrę przystrajaną do zbliżających się świąt wielkanocnych.
W pobliżu katedry w cieniu przed palącym słońcem, ze swoim całym dobytkiem odpoczywał wyglądający na bezdomnego mężczyzna. Takie widoki w Ekwadorze nie są odosobnione.
W pobliżu miejskiego parku, na tle dużego napisu, na koniec naszego pobytu w Quito, zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcia.
W Ekwadorze był czwartek 24 marca 2016 i na godzinę 13.00 zamówiliśmy i już wcześniej opłaciliśmy w hotelowej recepcji taksówkę za 25 dolarów. W drodze na lotnisko przez okno taksówki zrobiłem zdjęcie ogromnych flag ekwadorskich. Po 40 minutach jazdy z naszymi bagażami dotarliśmy do celu.
Tereny wokół lotniska w Quito są w miarę przestronne. Byliśmy tym nieco zdziwieni, że od miejsca gdzie nas wysadził taksówkarz, do punktu odprawy dzieliła nas odległość zaledwie 40 metrów. Mimo tego wziąłem wózek, aby przewieść nasze ciężkie plecaki.
Na tablicy odlotów widniał napis KLM 751 Amsterdam godzina 17,35. Nauczeni nerwowym doświadczeniem przy wylocie z Europy, gdzie ledwie co zdążyliśmy na odprawę, tym razem mieliśmy aż trzy godzinny zapas.
Mając trzy godziny oczekiwania do odlotu, był czas na zrobienie sobie po odprawie zdjęć z flagami ekwadorskimi.
Tym wielkim samolotem linii holenderskich KLM powracaliśmy nad Oceanem Atlantyckim z kontynentu Ameryki Południowej do Europy.
Nasz powrót z Ekwadoru do Amsterdamu był o dwie godziny dłuższy, niż przylot do Quito. A to z tego względu – jak się okazało - ponieważ nasz samolot miał międzylądowanie w Guayaquil, gdzie wszyscy musieliśmy opuścić samolot. Ba, przy wejściu do dworca przeszliśmy też ponowną kontrolę, łącznie ze zdejmowaniem butów.
Po ponad godzinnym oczekiwaniu i jeszcze jednej kontroli osobistej, rękawem weszliśmy na pokład tego samego samolotu. Po skompletowaniu w większości nowych pasażerów w Guayaquil, ponownie wystartowaliśmy, tym razem obierając nocny kurs na Europę.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz