Po
26 godzinach lotu i pokonaniu w powietrzu trasy z Ameryki Południowej
nad Oceanem Atlantyckim, wylądowaliśmy w Europie, na wielkim
lotnisku w stolicy Holandii. Tym razem powitało nas słońce i
zrobiliśmy sobie wzajemnie zdjęcia na tle dużego napisu Amsterdam.
Napis
Amsterdam znajduje się tuż przed głównym wejściem na dworzec
lotniczy. Większość pasażerów w różny sposób robi sobie z tym
napisem zdjęcia. Prosi się, aby podobny napis był również w
naszym mieście Gdańsku.
Wystarczyło,
że w styczniu 2017 przez miesiąc był taki napis umieszczony przy
bocznym wejściu do Parku Oliwskiego, a chętnych do zrobienia sobie
na jego tle zdjęcia było bardzo wielu. Drodzy włodarze Grodu nad
Motławą, ja też apeluję o zainstalowanie czegoś podobnego, co
jest w Amsterdamie i we wszystkich miastach ekwadorskich w których
byliśmy.
W którym miejscu zamontować napis GDAŃSK, proponuję rozpisać w tej sprawie konkurs.
W którym miejscu zamontować napis GDAŃSK, proponuję rozpisać w tej sprawie konkurs.
Spod
dworca lotniczego w Amsterdamie, za darmo w ramach lotniczego biletu,
podobnie jak półtora miesiąca temu, dojechaliśmy kursowym
autobusem do pobliskiego hotelu Ibis. Wreszcie poczuliśmy Europę.
Podczas
wieczornego spaceru i oswajania się z jakże innym chodnym
powietrzem, bardzo zabawnie wyglądały kicające swobodnie wokół
hotelu zające.
Mieliśmy
sporo wolnego czasu do odlotu samolotu do Warszawy. Wybraliśmy się
więc na autokarową wycieczkę w pobliżu lotniska. Wreszcie na
własne oczy zobaczyliśmy w Amsterdamie jak nad wodnym kanałem
przemieszczają się samoloty, kierując się na pas startowy.
W
naszym hotelu Ibis rozejrzeliśmy się za jakimiś pamiątkami.
Owszem były drewniane trepy z napisem Holand, ale zbyt drogie jak na
nasze kieszenie.
Podobne
trepy, tyle że z napisem Amsterdam, też nam się spodobały, ale
również były stosunkowo drogie.
Następnego
dnia jadąc z hotelu na lotnisko zobaczyliśmy, jak nasz autokar
przejechał pod ogromnym samolotem, który kierował się na pas
startowy. Kiedyś oglądałem to na zdjęciach, a teraz w
rzeczywistości. Robi to spore wrażenie.
Przed
głównym wejściem na dworzec lotniczy, mimo że był 25 marca 2016
roku zauważyliśmy już kwitnące tulipany.
Po
zdaniu bagażu mieliśmy trochę czasu aby pochodzić po sklepach.
Zaciekawiło nas stoisko kwietne, w którym co nieco kupiliśmy.
Przestronne
i rzucające się w oczy było też stoisko jubilerskie Swarovski,
firmy która niedawno temu uruchomiła swój sklep w Gdańsku
Wreszcie
doczekaliśmy się na nasz krajowy samolot LOT-u, na który mieliśmy
wykupione bilety na powrotny lot do Warszawy.
Po
niespełna dwóch godzinach wylądowaliśmy na Okęciu i od razu
samochodem pojechaliśmy autostradą w kierunku Kociewia. Ze
zmęczenia padliśmy i poszliśmy spać. Dopiero w porannym słońcu
wyjąłem z samochodowego bagażnika swój śpiwór, a w nim
zapakowane przez obsługę lotniczą w Quito ekwadorskie przeróżne
muszelki.
Pierwszy
dzień wielkanocny spędziłem na Kociewiu, wreszcie jedząc jakże
smaczny polski obiad świąteczny. Po raz kolejny się przekonałem,
jak istotne są kulinarne przyzwyczajenia.
Po
obiedzie otrzymaliśmy od gospodyni kilka egzemplarzy Gazety
Kociewskiej, która w odcinkach pisała o naszej półtoramiesięcznej
wyprawie do Ekwadoru. Ja mógłbym też na tym odcinku zakończyć
swoje relacje. Obiecałem jednak oddzielnie opisać jak bardzo nam
się przydały podczas tej podróży zwykłe długopisy, jakie
otrzymałem w Biurze Promocji Urzędu Miasta Gdańska.
Tekst
i zdjęcia: Włodzimierz Amerski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz