piątek, 24 lutego 2017

Ekwador wzdłuż i wszerz, cz. 27

Po 26 godzinach lotu i pokonaniu w powietrzu trasy z Ameryki Południowej nad Oceanem Atlantyckim, wylądowaliśmy w Europie, na wielkim lotnisku w stolicy Holandii. Tym razem powitało nas słońce i zrobiliśmy sobie wzajemnie zdjęcia na tle dużego napisu Amsterdam.
Napis Amsterdam znajduje się tuż przed głównym wejściem na dworzec lotniczy. Większość pasażerów w różny sposób robi sobie z tym napisem zdjęcia. Prosi się, aby podobny napis był również w naszym mieście Gdańsku.
Wystarczyło, że w styczniu 2017 przez miesiąc był taki napis umieszczony przy bocznym wejściu do Parku Oliwskiego, a chętnych do zrobienia sobie na jego tle zdjęcia było bardzo wielu. Drodzy włodarze Grodu nad Motławą, ja też apeluję o zainstalowanie czegoś podobnego, co jest w Amsterdamie i we wszystkich miastach ekwadorskich w których byliśmy. 
W którym miejscu zamontować napis GDAŃSK, proponuję rozpisać w tej sprawie konkurs.
Spod dworca lotniczego w Amsterdamie, za darmo w ramach lotniczego biletu, podobnie jak półtora miesiąca temu, dojechaliśmy kursowym autobusem do pobliskiego hotelu Ibis. Wreszcie poczuliśmy Europę.
Podczas wieczornego spaceru i oswajania się z jakże innym chodnym powietrzem, bardzo zabawnie wyglądały kicające swobodnie wokół hotelu zające.
Mieliśmy sporo wolnego czasu do odlotu samolotu do Warszawy. Wybraliśmy się więc na autokarową wycieczkę w pobliżu lotniska. Wreszcie na własne oczy zobaczyliśmy w Amsterdamie jak nad wodnym kanałem przemieszczają się samoloty, kierując się na pas startowy.
W naszym hotelu Ibis rozejrzeliśmy się za jakimiś pamiątkami. Owszem były drewniane trepy z napisem Holand, ale zbyt drogie jak na nasze kieszenie.
Podobne trepy, tyle że z napisem Amsterdam, też nam się spodobały, ale również były stosunkowo drogie.
Następnego dnia jadąc z hotelu na lotnisko zobaczyliśmy, jak nasz autokar przejechał pod ogromnym samolotem, który kierował się na pas startowy. Kiedyś oglądałem to na zdjęciach, a teraz w rzeczywistości. Robi to spore wrażenie.
Przed głównym wejściem na dworzec lotniczy, mimo że był 25 marca 2016 roku zauważyliśmy już kwitnące tulipany.
Po zdaniu bagażu mieliśmy trochę czasu aby pochodzić po sklepach. Zaciekawiło nas stoisko kwietne, w którym co nieco kupiliśmy.
Przestronne i rzucające się w oczy było też stoisko jubilerskie Swarovski, firmy która niedawno temu uruchomiła swój sklep w Gdańsku
Wreszcie doczekaliśmy się na nasz krajowy samolot LOT-u, na który mieliśmy wykupione bilety na powrotny lot do Warszawy.
Po niespełna dwóch godzinach wylądowaliśmy na Okęciu i od razu samochodem pojechaliśmy autostradą w kierunku Kociewia. Ze zmęczenia padliśmy i poszliśmy spać. Dopiero w porannym słońcu wyjąłem z samochodowego bagażnika swój śpiwór, a w nim zapakowane przez obsługę lotniczą w Quito ekwadorskie przeróżne muszelki.
Pierwszy dzień wielkanocny spędziłem na Kociewiu, wreszcie jedząc jakże smaczny polski obiad świąteczny. Po raz kolejny się przekonałem, jak istotne są kulinarne przyzwyczajenia.
Po obiedzie otrzymaliśmy od gospodyni kilka egzemplarzy Gazety Kociewskiej, która w odcinkach pisała o naszej półtoramiesięcznej wyprawie do Ekwadoru. Ja mógłbym też na tym odcinku zakończyć swoje relacje. Obiecałem jednak oddzielnie opisać jak bardzo nam się przydały podczas tej podróży zwykłe długopisy, jakie otrzymałem w Biurze Promocji Urzędu Miasta Gdańska.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz