piątek, 29 czerwca 2018

Paryski Roland Garros, część 6.

Zakończył się 10 czerwca 2018 trwający dwa tygodnie, a drugi po styczniowym Australian Open, turniej wielkoszlemowy French Open w Paryżu. Napisałem o nim kilka relacji – ku mojemu zaskoczeniu - cieszących się sporą poczytnością. Świadczy to o dużym zainteresowaniu tenisem ziemnym w naszym kraju. Niebawem rusza trzeci „szlem”, londyński Wimbledon (2-15 lipca 2018). Nie udało nam się na niego wylosować biletów.  
 
Dlatego w ostatniej relacji z naszego prawie tygodniowego pobytu na French Open 2018 opiszę coś o Paryżu. Jedyną flagę biało-czerwoną jaką zobaczyliśmy w stolicy Francji, to była umieszczona wśród innych flag na witrynie sklepu McDonald's. Na kortach nie widziałem żadnej, mimo że juniorka Iga Swiątek zdobyła tytuł mistrzowski w debla.
Tą flagę zobaczyliśmy w centrum miasta, obok miejsca gdzie jest pętla autobusów dowożących z lub na lotnisko Paris Beauvais. Lotnisko dla tanich linii odległe około 100 km, z koniecznością dojazdu do centrum podstawianymi autobusami. Najlepiej bilety również i na samolot, kupić wcześniej poprzez internet. Wychodzi taniej. Są bezpośrednie loty z Gdańska.
Obok jest też stacja metra z której po przyjeździe na turniej, dojechaliśmy w pobliże naszego hotelu Ibis oraz kortów Roland Garros. Pierwszego dnia, a właściwie już nocy, w odszukaniu drogi dojazdowej metrem pomógł nam Artur Wynar, mieszkający od 8 lat w Paryżu. Miał zostać u siebie w Wałbrzychu nauczycielem francuskiego, ale jak pojechał do siostry na szlifowanie języka, to tak już został w stolicy Francji, pracując w jednym z hoteli.
O tym, że jesteśmy we Francji, szybko się o tym upewniliśmy po starych modelach citroenów 2CV. Ich historia rozpoczęła się w latach 30. Ówczesny wiceprezes firmy, Pierre-Jules Boulanger, rzucił do swoich pracowników hasło: "wybudujmy cztery koła pod parasolem". Samochód - jak mówił dyrektor generalny Citroena - miał pomieścić cztery osoby i 50 kg ziemniaków, rozpędzać się do 60 km/h, niewiele palić, a do tego zapewniać komfort podróżującym.
Jak Francja, to oczywiście małże oferowane do jedzenia w jednej z ulicznych restauracji, obok końcowego przystanku autobusu linii nr 123. Nim dojeżdżaliśmy do hotelu i na korty. Takie małże, ale jakże znakomicie przygotowane, jadłem z dwa miesiące temu podczas pobytu w Kambodży i Wietnamie.
Zakupy żywności dokonywaliśmy w najbliższym od kortów dużym sklepie samoobsługowym. W nim uwaga na karty kredytowe, bo niby nie czyta, a nalicza. Owoce były w cenach podobnych jak u nas, tyle że w euro.
Można też było samemu wybrać jakieś warzywa, które również nie były tanie.
W małym sklepiku obok naszego hotelu Ibis, owoce i warzywa były o jedno euro droższe, tj, o około jedną trzecią więcej. Na wszystkie produkty ceny były wyższe, również i na napoje chłodzące, no i na piwo.
Kilka razy po kończących się późno meczach tenisowych, na kolację szliśmy do znajdującej się w pobliżu hotelu indyjskiej restauracji Mumtaz. Dania były wyszukane, a najbardziej smakowały nam indyjskie sosy curry.
Co do jedzenia - to ku naszemu zaskoczeniu - jedzenie spożywano też grupowo w niedzielne popołudnie na trawie w centrum Paryża. Widzieliśmy też polskie wycieczki, nawet z orłem na czapeczkach.
Ostatniego dnia naszego pobytu w Paryżu, w niedzielę rozegrany został bieg uliczny. Moje zaciekawienie zwróciła spora liczba ratowników medycznych, zgromadzonych w pobliżu Wieży Eiffla.
Podobnie jak u nas w Gdańsku podczas sezonu letniego, także i w Paryżu nieruchomy manekin stanowił atrakcję dla dzieci.
Po rzece Sekwanie z turystami pływało wiele przeróżnej budowy statków pasażerskich.
Oczywiście nad miastem widoczna jest z daleka Wieża Eiffla, która pozwala zorientować się w której znajdujemy się części miasta. U nas w Gdańsku takim odpowiednikiem stał się 156 m wysokości wieżowiec Olivia Business Centre.
W ulicznych kioskach rzucały się w oczy kolorowe gazety piszące gównie o pierwszej damie Francji 64-letniej Brigitte Macron. A także o tenisie i piłkarskich mistrzostwach świata. Podobało mi się, że na kortach Roland Garros codziennie rano można było się zaopatrzyć za darmo w dużych rozmiarów gazetę z najnowszymi informacjami o rozgrywanym turnieju wielkoszlemowym. Te gazety by nam bardzo przydatne, bo były w nich m.in. rozpisane drabinki, terminy meczów i numery kortów.
Część drogi powrotnej na przystanek autobusowy odbyliśmy pieszo. Idąc Polami Elizejskimi zobaczyliśmy jak trzej turyści rowerowi objuczeni sakwami pokonują centrum Paryża.
Jako mieszkańcy Gdańska, z perspektywą uruchomienia w 2019 roku ponad 4 tys. rowerów elektrycznych w 14 gminach pomorskich, naszą uwagę zwracały paryskie rowery miejskie.
Zobaczyliśmy też kolejny citroen zaparkowany przy Polach Elizejskich. Wyczytałem, iż na punkcie popularnej "cytrynki" zwariowała nie tylko Francja, Samochód 2CV z powodzeniem sprzedawano w ponad 70 krajach na całym świecie. I co kraj, to ma inny przydomek. Niemcy filigranowego Citroena okrzyknęli "kaczką", Anglicy "metalowym ślimakiem", Hiszpanie "dwoma końmi", zaś Polacy „cytrynką”. W okresie 41 lat produkcji sprzedano ponad 5 mln egzemplarzy 2CV w różnych wersjach. Tylko do sierpnia 1939 roku udało się zbudować 250 prototypów, które nazwano TPV. To wielki sukces francuskiego koncernu samochodowego.
Na Polach Elizejskich zobaczyliśmy również i taki wyścigowy samochód, niekoniecznie wystawiony tylko do podziwiania.
Po Polach Elizejskich na zakupy jeżdżono również takimi miejskimi rowerami.
Podobało nam się też i to, że główna ulica Pola Elizejskie była udekorowana flagami informującymi o turnieju tenisowym French Open. Kiedyś podobnie ustrojone było Trójmiasto, jak w Sopocie rozgrywany był turniej Idea Prokom Open. I komu to przeszkadzało, że od kilku lat już go nie ma?
A przypomnę, iż 15 sierpnia 2004, tenisista wówczas rozstawiony z numerem szóstym, Hiszpan 18-letni Rafael Nadal, wygrał swój pierwszy turniej tenisistów Idea Prokom Open w Sopocie (z pulą nagród 500 tys. euro), zdobywając 175 pkt do rankingu ATP. Te korty w letnim kurorcie są obecnie... zamknięte na łańcuchy i kłódki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz