Zakończył
się 10 czerwca 2018 trwający dwa tygodnie, a drugi po styczniowym
Australian Open, turniej wielkoszlemowy French Open w Paryżu.
Napisałem o nim kilka relacji – ku mojemu zaskoczeniu - cieszących
się sporą poczytnością. Świadczy to o dużym zainteresowaniu
tenisem ziemnym w naszym kraju. Niebawem rusza trzeci „szlem”,
londyński Wimbledon (2-15 lipca 2018). Nie udało nam się na niego
wylosować biletów.
Dlatego w ostatniej relacji z naszego prawie
tygodniowego pobytu na French Open 2018 opiszę coś o Paryżu.
Jedyną flagę biało-czerwoną jaką zobaczyliśmy w stolicy
Francji, to była umieszczona wśród innych flag na witrynie sklepu
McDonald's.
Na kortach nie widziałem żadnej, mimo że juniorka Iga Swiątek
zdobyła tytuł mistrzowski w debla.
Tą
flagę zobaczyliśmy w centrum miasta, obok miejsca gdzie jest pętla
autobusów dowożących z lub na lotnisko Paris Beauvais. Lotnisko
dla tanich linii odległe około 100 km, z koniecznością dojazdu do
centrum podstawianymi autobusami. Najlepiej bilety również i na
samolot, kupić wcześniej poprzez internet. Wychodzi taniej. Są
bezpośrednie loty z Gdańska.
Obok
jest też stacja metra z której po przyjeździe na turniej,
dojechaliśmy w pobliże naszego hotelu Ibis oraz kortów Roland
Garros. Pierwszego dnia, a właściwie już nocy, w odszukaniu drogi
dojazdowej metrem pomógł nam Artur
Wynar,
mieszkający od 8 lat w Paryżu. Miał zostać u siebie w Wałbrzychu
nauczycielem francuskiego, ale jak pojechał do siostry na
szlifowanie języka, to tak już został w stolicy Francji, pracując
w jednym z hoteli.
O
tym, że jesteśmy we Francji, szybko się o tym upewniliśmy po
starych modelach citroenów 2CV. Ich
historia rozpoczęła się w latach 30. Ówczesny wiceprezes firmy,
Pierre-Jules Boulanger, rzucił do swoich pracowników hasło:
"wybudujmy cztery koła pod parasolem". Samochód - jak
mówił dyrektor generalny Citroena - miał pomieścić cztery osoby
i 50 kg ziemniaków, rozpędzać się do 60 km/h, niewiele palić, a
do tego zapewniać komfort podróżującym.
Jak
Francja, to oczywiście małże oferowane do jedzenia w jednej z
ulicznych restauracji, obok końcowego przystanku autobusu linii nr
123. Nim dojeżdżaliśmy do hotelu i na korty. Takie małże, ale
jakże znakomicie przygotowane, jadłem z dwa miesiące temu podczas
pobytu w Kambodży i Wietnamie.
Zakupy
żywności dokonywaliśmy w najbliższym od kortów dużym sklepie
samoobsługowym. W nim uwaga na karty kredytowe, bo niby nie czyta, a
nalicza. Owoce były w cenach podobnych jak u nas, tyle że w euro.
Można
też było samemu wybrać jakieś warzywa, które również nie były
tanie.
W
małym sklepiku obok naszego hotelu Ibis, owoce i warzywa były o
jedno euro droższe, tj, o około jedną trzecią więcej. Na
wszystkie produkty ceny były wyższe, również i na napoje
chłodzące, no i na piwo.
Kilka
razy po kończących się późno meczach tenisowych, na kolację
szliśmy do znajdującej się w pobliżu hotelu indyjskiej
restauracji Mumtaz. Dania były wyszukane, a najbardziej smakowały nam
indyjskie sosy curry.
Co
do jedzenia - to ku naszemu zaskoczeniu - jedzenie spożywano też
grupowo w niedzielne popołudnie na trawie w centrum Paryża.
Widzieliśmy też polskie wycieczki, nawet z orłem na czapeczkach.
Ostatniego
dnia naszego pobytu w Paryżu, w niedzielę rozegrany został bieg
uliczny. Moje zaciekawienie zwróciła spora liczba ratowników
medycznych, zgromadzonych w pobliżu Wieży Eiffla.
Podobnie
jak u nas w Gdańsku podczas sezonu letniego, także i w Paryżu
nieruchomy manekin stanowił atrakcję dla dzieci.
Po
rzece Sekwanie z turystami pływało wiele przeróżnej budowy
statków pasażerskich.
Oczywiście
nad miastem widoczna jest z daleka Wieża Eiffla, która pozwala
zorientować się w której znajdujemy się części miasta. U nas
w Gdańsku takim odpowiednikiem stał się 156 m wysokości wieżowiec Olivia Business
Centre.
W
ulicznych kioskach rzucały się w oczy kolorowe gazety piszące
gównie o pierwszej damie
Francji
64-letniej Brigitte
Macron.
A także o tenisie i piłkarskich mistrzostwach świata. Podobało mi
się, że na kortach Roland Garros codziennie rano można było się
zaopatrzyć za darmo w dużych rozmiarów gazetę z najnowszymi
informacjami o rozgrywanym turnieju wielkoszlemowym. Te gazety były nam
bardzo przydatne, bo były w nich m.in. rozpisane drabinki, terminy meczów i numery kortów.
Część
drogi powrotnej na przystanek autobusowy odbyliśmy pieszo. Idąc
Polami Elizejskimi zobaczyliśmy jak trzej turyści rowerowi
objuczeni sakwami pokonują centrum Paryża.
Jako
mieszkańcy Gdańska, z perspektywą uruchomienia w 2019 roku ponad 4 tys.
rowerów elektrycznych w 14 gminach pomorskich, naszą uwagę
zwracały paryskie rowery miejskie.
Zobaczyliśmy
też kolejny citroen zaparkowany przy Polach Elizejskich. Wyczytałem,
iż
na
punkcie popularnej "cytrynki" zwariowała nie tylko
Francja, Samochód 2CV z powodzeniem sprzedawano w ponad 70 krajach
na całym świecie. I co kraj, to ma inny przydomek. Niemcy
filigranowego Citroena okrzyknęli "kaczką", Anglicy
"metalowym ślimakiem", Hiszpanie "dwoma końmi",
zaś Polacy „cytrynką”. W okresie 41 lat produkcji sprzedano
ponad 5 mln egzemplarzy 2CV w różnych wersjach. Tylko do sierpnia
1939 roku udało się zbudować 250 prototypów, które nazwano TPV.
To wielki sukces francuskiego koncernu samochodowego.
Na
Polach Elizejskich zobaczyliśmy również i taki wyścigowy
samochód, niekoniecznie wystawiony tylko do podziwiania.
Po
Polach Elizejskich na zakupy jeżdżono również takimi miejskimi
rowerami.
Podobało
nam się też i to, że główna ulica Pola Elizejskie była
udekorowana flagami informującymi o turnieju tenisowym French Open.
Kiedyś podobnie ustrojone było Trójmiasto, jak w Sopocie
rozgrywany był turniej Idea Prokom Open. I komu to przeszkadzało, że od
kilku lat już go nie ma?
A
przypomnę, iż 15 sierpnia 2004, tenisista wówczas rozstawiony z
numerem szóstym, Hiszpan 18-letni Rafael
Nadal,
wygrał swój pierwszy turniej tenisistów Idea Prokom
Open w Sopocie (z
pulą nagród 500 tys. euro),
zdobywając
175 pkt do rankingu ATP. Te korty w letnim kurorcie są obecnie...
zamknięte na łańcuchy i kłódki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz