poniedziałek, 12 września 2016

Fryzjer próbował ustalić wynik meczu piłkarskiego

Kondycją fizyczną zaimponowali absolwenci sportowej uczelni

Z różnych stron świata przyjechali do Gdańska po 44 latach od zakończenia studiów. Przyjechali na pierwszy zjazd swego rocznika Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego w Gdańsku Oliwie rocznik 1969-1972. Spośród 240 byłych studentów, uczących się w ośmiu grupach, na zjazd przyjechało prawie 80 absolwentów. 
Dotarli specjalnie na dwa zjazdowe dni (9-10.09.2016) z tak daleka, jak Australii, USA, a także Austrii, Niemiec i Szwajcarii, no i oczywiście z wielu miast Polski. Organizatorzy tego spotkania, w programie umieścili też rozegranie... meczu piłki nożnej na dużym boisku. Meczu dla osób, które zaczynały studia... prawie pół wieku temu /!/

I aż nie do wiary, bo zgłosili się chętni! Moje, jako fotoreportera mego rocznika, gratulacje! 
Wybrano dwa kilkunastoosobowe zespoły, w każdym minimum po pięć dziewcząt. Mecz został rozegrany w sobotnie południe 10 września na trawiastym boisku rugby AWFiS Gdańsk.

Po przebraniu się w uczelnianej szatni i nałożeniu sportowych strojów, dwa zespoły piłkarskie „żółtych” i „niebieskich” udały się na zieloną murawę boiska od gry w rugby.

Kapitanem zespołu „żółtych” był dr Jerzy Brzyski, licencjonowany trener piłki nożnej (na powyższym zdjęciu drugi z lewej).

Piłkarki dla dodania sobie uroku, podobnie jak czynią to zawodniczki innych dyscyplin sportowych, zwłaszcza od ziemnego tenisa, we włosy wczepiły sobie kolorowe kokardki. Te ozdoby miały również wpięte czirliderki, występujące w czarnych strojach.

Na zjazd absolwentów WSWF Gdańsk rocznik 1969-1972 specjalnie przyjechał z Warszawy znany sportowy komentator telewizyjny, zwłaszcza od piłki nożnej, redaktor Dariusz Szpakowski. Wraz z dwoma kolegami z roku Zbigniewem Koreywo, który też specjalnie przyleciał na zjazd z Australii oraz Maciejem Królem (przyjechał z Pucka) obstawiali zakłady, która z drużyn wygra. A miały grać przeciw sobie wydziały Nauczania Początkowego kontra Biologia

Głównym odpowiedzialnym za dostarczenie nożnych piłek, niezbędnych do przeprowadzenia rozgrzewki, jak i rozegrania meczu był Ryszard Ćwikliński, który przyjechał z Suwałk. Tak bardzo przejął się powierzonym mu zadaniem, że wbił się w elegancki garnitur, koszulę przedniej marki i krawat niebieski.

Mecz piłkarski absolwentów WSWF Gdańsk przy użyciu... trąbki sędziował Andrzej Lech czołowy przed laty piłkarz ręczny, który specjalnie na zjazd przyleciał samolotem z Austrii.
Spikerkę poprowadził jak zwykle z dowcipnym komentarzem red. Dariusz Szpakowski, były student tego rocznika tej uczelni, który też specjalnie na dwie doby przyjechał własnym samochodem z Warszawy.
Czołowe na Pomorzu czirliderki wystąpiły z pomponami w składzie: Honorata Cymer, Anna Korcz, Grażyna Matysek, Ilona Mizera, Teresa Smolnicka i Maryla Zajączkowska.

Ostatecznego podziału na dwa zespoły tuż przed rozpoczęciem meczu dokonał licencjonowany trener piłki nożnej Jerzy Brzyski (pierwszy z prawej). Tak namieszał, że Barbara Falkenberg (druga z lewej) aż kilka razy przemieniała koszulkę i niewiele brakowało, aby wyszła z nerwów i w ogóle nie zagrała. Już wcześniej w szatni narzekała na zbyt wygniecione i obcisłe spodenki.

Głównemu selekcjonerowi Jurkowi Brzyskiemu, niczym trenerowi naszej piłkarskiej kadry Adamowi Nawałce, trudno było wybrać dwa w miarę równorzędne zespoły. I dlatego co rusz ktoś musiał zmieniać koszulkę Meczu Gwiazd z żółtej na niebieską lub odwrotnie.
W drużynie „niebieskich” na bramce stanął najwyższy wzrostem Jan Schwarz, który pozostałym swoim zawodniczkom tłumaczył, aby zdobywały gole kopiąc piłkę w przeciwną od jego bramki stronę.


W zespole „żółtych” bronił również wysoki wzrostem Jacek Miecznikowski, były koszykarz, obecnie nadal czynny trener tej dyscypliny sportu. O tym jak wykonywać bramkarskie parady, dopiero za pięć dwunasta instruowała go artystyczna gimnastyczka Teresa Smolnicka.

Główny selekcjoner Jerzy Brzyski tak namieszał, że w zespole „niebieckich' grało 6 dziewcząt, a w jego drużynie „żółtych” o jedną mniej. Czyli potencjalnie miał silniejszy skład, bo o jednego mężczyznę więcej. Dziewczęta wybiegły na murawę raczej po to, aby zostać dostrzeżone przez media (prasa, radio, telewizja) i stąd te kolorowe kokardki we włosach.

Powyższe zdjęcie dokumentuje, że w zespole „żółtych” grało tylko pięć dziewcząt. Wszyscy zawodnicy obu zespołów zostali poinstruowani przez zawodowego selekcjonera, że podczas prezentacji przed meczem ręce trzyma się za swoimi plecami.

Dwaj najbardziej doświadczeni w futbolówce zawodnicy z „niebieskich” (od lewej) Jan Prześlakiewicz i Wojciech Jankowski zaprotestowali, że grają w niewielkim osłabieniu, bo mają w składzie o jedną piłkarkę więcej niż „żółci”. Selekcjoner Jerzy Brzyski niestety był nieugięty i aby nie przedłużać oczekiwań na przybycie sędziego, poprosił oba zespoły o wzajemne powitanie.
Dziewczęta maksymalnie wykorzystały okazję powitania i wymieniły gorące uściski i pocałunki z zawodnikami. Na pierwszym planie Mirka Idziaszek, chyba wzorem minionych lat, poszła na całość w przytulaniu z Romanem Sawiakiem.

Dziewczęta z dwóch zespołów piłkarskich podczas powitania raczej się nie obejmowały i nie obcałowywały.

Nie doczekawszy się przybycia licencjonowanego sędziego piłki nożnej, tego trudnego zadania zapanowania nad zawodnikami obu drużyn podczas meczu na szczycie dwa razy po 25 minut, podjął się Andrzej Lech, były reprezentant kraju w piłce ręcznej. I to on pod namową spikera przemieszczającego się po murawie z przenośnym mikrofonem Dariusza Szpakowskiego, poprosił oba zespoły o wzniesienie przedmeczowych okrzyków powitalnych.

Samozwańczy główny sędzie futbolowego meczu na szczycie Andrzej Lech, mając doskonałe wieloletnie doświadczenie zawodnicze, poprosił dodatkowo oba zespoły o prawidłowe powitanie się ale już bez czułych uścisków i całusów.

Mecz piłkarski na stadionie do rugby AWFiS Gdańsk, w samo sobotnie południe 10 września 2016 roku, po przeprowadzonym losowaniu rozpoczęła Mirka Idziaszek z zespołu „niebieskich”.

Tylko niewielkie problemy z opanowaniem toczącej się po murawie o okrągłym kształcie piłki nożnej miała Barbara Falkenberg z zespołu „żółtych”.
Z podania piłki przez Barbarę Falkenberg do Grażyny Kozłowskiej, po jej celnym strzale już w drugiej minucie meczu „żółci” objęli prowadzenie 1:0.

„Niebieskie” nie mogły się pogodzić z niekorzystnym dla nich wynikiem i Dorota Rumianek co rusz próbowała skosić „żółtą” przeciwniczkę. Ale „żółte” nie pozostawały im dłużne i też zaczęły kosić „niebieskie”.

Uważny sędzia Andrzej Lech po jednym z takich groźnych fauli podyktował wykonanie przez „niebieskich” rzutu karnego, osobiście odliczając 11 metrów od linii bramki.

Doskonałą obroną przy rzucie karnym popisał się bramkarz z zespołu „żółtych” Jacek Miecznikowski, wykonując gimnastyczny szpagat.

Z minuty na minutę co rusz, to pod jedną, to pod drugą bramką robiło się bardzo niebezpiecznie.

Na listę zdobywców goli za wszelką cenę pragnęła się wpisać Barbara Falkenberg, po której kolejnym strzale piłka potoczyła się obok słupka bramki.

Drużyna „żółtych” w swoim składzie – o czym głosił dowcipny spiker Dariusz Szpakowski - miała wypożyczonego Arkadiusza Milika (ur. 28 lutego 1994 w Tychach) – polskiego piłkarza występującego na pozycji napastnika we włoskim klubie Napoli oraz w reprezentacji Polski. Podobnie jak w niedawnym meczu eliminacyjnym do mistrzostw świata rozegranym w Kazachstanie, także i w tym meczu na szczycie absolwentów WSWF Gdańsk rocznik 1969-1972, przestrzelił on kilka stuprocentowych akcji sam na sam z bramkarzem. Powyższe zdjęcie dokumentuje to „pudło” w wykonaniu Ryszarda Lecha (z numerem 7 na koszulce).

Po 25 minutach pierwszej morderczej połowy meczu, sędzia główny Andrzej Lech odtrąbił trąbką przerwę, w ocenie graczy zbyt krótką. Podczas niej wspomagano się... czekoladkami, bo zabrakło napoi chłodzących.

„Żółci” prowadząc po pierwszej połowie 1:0, podczas przerwy jednak ustalali taktykę na drugą połowę meczu.

Te ustalenia przyniosły skutek, bo po przerwie również w drugiej minucie, tak jak na początku meczu, gola tym razem zdobył Jerzy Brzyski, podnosząc wynik na 2:0 dla „żółtych”.

Przy takiej przewadze jednej z drużyn, do „akcji” wkroczył Ireneusz Ośka i z wypchaną teczuszką, zasłaniając ją przewieszoną przez ramię kurtką, najprawdopodobniej coś wartościowego przekazał sędziemu głównemu. Ten ostentacyjnie schował podarunek do kieszeni. Meczowy incydent zauważył i skomentował Darek Szpakowski, przyrównując darczyńcę do Fryzjera.

Ale akcja Fryzjera poskutkowała, gdyż sędzia główny po krótkiej chwili podyktował dla przegrywających „niebieskich” problematyczny rzut karny. Jego egzekutorem był Jan Prześlakiewicz, który kopnął piłkę jakoś tak dziwnie, bo na wprost bramkarza Jacka Miecznikowskiego. Po wypiąstkowaniu zdołał on do niej dobiec i złapać ją.

Bramkarz „żółtych”, dla rozróżnienia grający w niebieskiej koszulce, Jacek Miecznikowski był bardzo zadowolony i dumny ze swoich udanych interwencji.
Na boisko ponownie wkroczył Fryzjer i po wziątce „niebiescy” wreszcie wzięli się do roboty. Lewym skrzydłem co rusz przeprowadzali składne ataki Wojciech Jankowski i Zbigniew Kieżun (na powyższym zdjęciu).

Pozwoliło to poprawić niekorzystny wynik, bo spośród „niebieskich” zrehabilitował się za nieudanego karnego Jan Prześlakiewicz. Po kolejnej akcji lewym skrzydłem oddał celny strzał z ostrego konta, po którym piłka przelatując pomiędzy nogami bramkarza Jacka Miecznikowskiego wpadła do bramki. To był gol kontaktowy, bo wynik wynosił tylko 2:1 dla „żółtych”.

„Niebiescy” poszli za ciosem i niemal co wyrównali, ale doskonale bronił Jacek Miecznikowski, co widać na powyższym zdjęciu jak efektownie rzuca się do piłki wykonując piłkarską paradę. Przydały się więc przedmeczowe porady koleżanki z roku – gimnastyczki Teresy Smolnickiej.
Te bezskuteczne próby wyrównania podłamały „niebieskich”, co natychmiast wykorzystali ich przeciwnicy, zdobywając kolejne trzy gole. Na listę strzelców wpisali się Jerzy Brzyski (dwa gole) i Roman Sawiak (jeden gol). Dla 'niebieskich” drugiego gola zdobył Wojciech Jankowski i mecz absolwentów WSWF Gdańsk rocznik 1969-1972 zakończył się zwycięstwem 5:2 dla „żółtych”.
Przekupiony sędzia główny, na koniec meczu jeszcze podyktował rzuty karne. Jednak obsceniczne zachowanie dwóch dziewcząt Mirki Idziaszek i Hanki Cudzik, które dwóch bramkarzy Jacka Miecznikowskiego i Jana Schwarza, próbowały zahipnotyzować toplesem, zniweczyły przekupne starania... Fryzjera.
Po odtrąbieniu przez sędziego końca meczu, zawodnicy obu zespołów padli sobie w ramiona.
Uwieczniona na powyższym zdjęciu Joanna Ziemnicka odebrała gratulacje od głównego selekcjonera Jerzego Brzyskiego. Mecz „ułożył” się po jego myśli. Wybrany przez niego skład „żółtych”, jednak w drugiej połowie uszczuplony aż o trzech zawodników, zasłużenie wygrał to spotkanie.

Główny sędzia, zwyczajem wielu europejskich drużyn piłkarskich, ogłosił wymianę koszulek pomiędzy zawodnikami i dziewczętami obu zespołów. Mająca parcie na media Barbara Falkenberg, przy okazji pokazała swoją opaleniznę.

Zwycięski zespół „żółtych”, wymachując rękoma, podziękował kibicom za udany doping.

„Niebiescy” mimo usilnych zabiegów Fryzjera przegrali ten mecz absolwentów na szczycie, ale również podziękowali kibicom. Zapowiedzieli rewanż za trzy lata w 2019 roku, podczas obchodów jubileuszu 50-lecia Akademii Wychowania Fizycznego i Sportu w Gdańsku.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski

2 komentarze:

  1. Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !

    OdpowiedzUsuń
  2. Już myślałam, że chodzi tu o tego prawdziwego fryzjera, który niechlubnie zapisał się w kartach historii naszej piłki nożnej. Ja chętnie obstawiam wyniki meczy u bukmachera https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie i jestem przekonana, że piłka nożna to najlepsza dyscyplina do typowania.

    OdpowiedzUsuń