Kondycją fizyczną zaimponowali
absolwenci sportowej uczelni
Z różnych stron świata
przyjechali do Gdańska po 44 latach od zakończenia studiów.
Przyjechali na pierwszy zjazd swego rocznika Wyższej Szkoły
Wychowania Fizycznego w Gdańsku Oliwie rocznik 1969-1972. Spośród
240 byłych studentów, uczących się w ośmiu grupach, na zjazd
przyjechało prawie 80 absolwentów.
Dotarli specjalnie na dwa zjazdowe
dni (9-10.09.2016) z tak daleka, jak Australii, USA, a także
Austrii, Niemiec i Szwajcarii, no i oczywiście z wielu miast Polski.
Organizatorzy tego spotkania, w programie umieścili też
rozegranie... meczu piłki nożnej na dużym boisku. Meczu dla osób,
które zaczynały studia... prawie pół wieku temu /!/
I aż nie do wiary, bo zgłosili się
chętni! Moje, jako fotoreportera mego rocznika, gratulacje!
Wybrano dwa kilkunastoosobowe zespoły, w każdym minimum po pięć
dziewcząt. Mecz został rozegrany w sobotnie południe 10 września
na trawiastym boisku rugby AWFiS Gdańsk.
Po przebraniu się
w uczelnianej szatni i nałożeniu sportowych strojów, dwa zespoły
piłkarskie „żółtych” i „niebieskich” udały się na
zieloną murawę boiska od gry w rugby.
Kapitanem zespołu „żółtych” był
dr Jerzy Brzyski, licencjonowany trener piłki nożnej (na
powyższym zdjęciu drugi z lewej).
Piłkarki dla dodania sobie uroku,
podobnie jak czynią to zawodniczki innych dyscyplin sportowych,
zwłaszcza od ziemnego tenisa, we włosy wczepiły sobie kolorowe
kokardki. Te ozdoby miały również wpięte czirliderki, występujące
w czarnych strojach.
Na zjazd absolwentów WSWF Gdańsk
rocznik 1969-1972 specjalnie przyjechał z Warszawy znany sportowy
komentator telewizyjny, zwłaszcza od piłki nożnej, redaktor
Dariusz Szpakowski. Wraz z dwoma kolegami z roku Zbigniewem
Koreywo, który też specjalnie przyleciał na zjazd z Australii
oraz Maciejem Królem (przyjechał z Pucka) obstawiali
zakłady, która z drużyn wygra. A miały grać przeciw sobie wydziały Nauczania Początkowego kontra Biologia
Głównym odpowiedzialnym za
dostarczenie nożnych piłek, niezbędnych do przeprowadzenia
rozgrzewki, jak i rozegrania meczu był Ryszard Ćwikliński,
który przyjechał z Suwałk. Tak bardzo przejął się
powierzonym mu zadaniem, że wbił się w elegancki garnitur, koszulę
przedniej marki i krawat niebieski.
Mecz
piłkarski absolwentów WSWF Gdańsk przy użyciu... trąbki
sędziował Andrzej Lech czołowy przed laty piłkarz ręczny,
który specjalnie na zjazd przyleciał samolotem z Austrii.
Spikerkę
poprowadził jak zwykle z dowcipnym komentarzem red. Dariusz
Szpakowski, były student tego rocznika tej uczelni, który też
specjalnie na dwie doby przyjechał własnym samochodem z Warszawy.
Czołowe na Pomorzu czirliderki
wystąpiły z pomponami w składzie: Honorata Cymer, Anna Korcz, Grażyna
Matysek, Ilona Mizera, Teresa Smolnicka i Maryla Zajączkowska.
Ostatecznego podziału na dwa zespoły
tuż przed rozpoczęciem meczu dokonał licencjonowany trener piłki
nożnej Jerzy Brzyski (pierwszy z prawej). Tak namieszał, że
Barbara Falkenberg (druga z lewej) aż kilka razy przemieniała
koszulkę i niewiele brakowało, aby wyszła z nerwów i w ogóle nie
zagrała. Już wcześniej w szatni narzekała na zbyt wygniecione i
obcisłe spodenki.
Głównemu selekcjonerowi Jurkowi
Brzyskiemu, niczym trenerowi naszej piłkarskiej kadry Adamowi
Nawałce, trudno było wybrać dwa w miarę równorzędne
zespoły. I dlatego co rusz ktoś musiał zmieniać koszulkę Meczu Gwiazd z
żółtej na niebieską lub odwrotnie.
W drużynie „niebieskich” na bramce
stanął najwyższy wzrostem Jan Schwarz, który pozostałym
swoim zawodniczkom tłumaczył, aby zdobywały gole kopiąc piłkę w
przeciwną od jego bramki stronę.
W zespole „żółtych” bronił
również wysoki wzrostem Jacek Miecznikowski, były
koszykarz, obecnie nadal czynny trener tej dyscypliny sportu. O tym
jak wykonywać bramkarskie parady, dopiero za pięć dwunasta
instruowała go artystyczna gimnastyczka Teresa Smolnicka.
Główny selekcjoner Jerzy Brzyski
tak namieszał, że w zespole „niebieckich' grało 6 dziewcząt,
a w jego drużynie „żółtych” o jedną mniej. Czyli
potencjalnie miał silniejszy skład, bo o jednego mężczyznę
więcej. Dziewczęta wybiegły na murawę raczej po to, aby zostać
dostrzeżone przez media (prasa, radio, telewizja) i stąd te
kolorowe kokardki we włosach.
Powyższe zdjęcie dokumentuje, że w
zespole „żółtych” grało tylko pięć dziewcząt. Wszyscy zawodnicy obu zespołów zostali poinstruowani przez
zawodowego selekcjonera, że podczas prezentacji przed meczem ręce
trzyma się za swoimi plecami.
Dwaj najbardziej doświadczeni w
futbolówce zawodnicy z „niebieskich” (od lewej) Jan
Prześlakiewicz i Wojciech Jankowski zaprotestowali, że
grają w niewielkim osłabieniu, bo mają w składzie o jedną
piłkarkę więcej niż „żółci”. Selekcjoner Jerzy Brzyski
niestety był nieugięty i aby nie przedłużać oczekiwań na
przybycie sędziego, poprosił oba zespoły o wzajemne powitanie.
Dziewczęta maksymalnie wykorzystały
okazję powitania i wymieniły gorące uściski i pocałunki z
zawodnikami. Na pierwszym planie Mirka Idziaszek, chyba wzorem
minionych lat, poszła na całość w przytulaniu z Romanem
Sawiakiem.
Dziewczęta z dwóch zespołów
piłkarskich podczas powitania raczej się nie obejmowały i nie
obcałowywały.
Nie doczekawszy się przybycia
licencjonowanego sędziego piłki nożnej, tego trudnego zadania
zapanowania nad zawodnikami obu drużyn podczas meczu na szczycie dwa
razy po 25 minut, podjął się Andrzej Lech, były
reprezentant kraju w piłce ręcznej. I to on pod namową spikera przemieszczającego się po murawie z
przenośnym mikrofonem Dariusza Szpakowskiego, poprosił oba
zespoły o wzniesienie przedmeczowych okrzyków powitalnych.
Samozwańczy główny sędzie
futbolowego meczu na szczycie Andrzej Lech, mając doskonałe
wieloletnie doświadczenie zawodnicze, poprosił dodatkowo oba
zespoły o prawidłowe powitanie się ale już bez czułych uścisków i
całusów.
Mecz piłkarski na stadionie do rugby
AWFiS Gdańsk, w samo sobotnie południe 10 września 2016 roku, po
przeprowadzonym losowaniu rozpoczęła Mirka Idziaszek z
zespołu „niebieskich”.
Tylko niewielkie problemy z opanowaniem
toczącej się po murawie o okrągłym kształcie piłki nożnej
miała Barbara Falkenberg z zespołu „żółtych”.
Z podania piłki przez Barbarę
Falkenberg do Grażyny Kozłowskiej, po
jej celnym strzale już w drugiej minucie meczu „żółci”
objęli prowadzenie 1:0.
„Niebieskie” nie mogły się
pogodzić z niekorzystnym dla nich wynikiem i Dorota Rumianek
co rusz próbowała skosić „żółtą” przeciwniczkę. Ale
„żółte” nie pozostawały im dłużne i też zaczęły kosić
„niebieskie”.
Uważny sędzia Andrzej Lech po
jednym z takich groźnych fauli podyktował wykonanie przez
„niebieskich” rzutu karnego, osobiście odliczając 11 metrów od
linii bramki.
Doskonałą obroną przy rzucie karnym
popisał się bramkarz z zespołu „żółtych” Jacek
Miecznikowski, wykonując gimnastyczny szpagat.
Z minuty na minutę co rusz, to pod
jedną, to pod drugą bramką robiło się bardzo niebezpiecznie.
Na listę zdobywców goli za wszelką
cenę pragnęła się wpisać Barbara Falkenberg, po której
kolejnym strzale piłka potoczyła się obok słupka bramki.
Drużyna „żółtych” w swoim
składzie – o czym głosił dowcipny spiker Dariusz Szpakowski
- miała wypożyczonego Arkadiusza Milika
(ur. 28 lutego 1994 w Tychach) – polskiego piłkarza
występującego na pozycji napastnika we włoskim klubie
Napoli oraz w reprezentacji Polski. Podobnie jak w niedawnym meczu
eliminacyjnym do mistrzostw świata rozegranym w Kazachstanie, także
i w tym meczu na szczycie absolwentów WSWF Gdańsk rocznik
1969-1972, przestrzelił on kilka stuprocentowych akcji sam na sam z
bramkarzem. Powyższe zdjęcie dokumentuje to „pudło” w
wykonaniu Ryszarda Lecha (z numerem 7 na koszulce).
Po 25 minutach pierwszej morderczej
połowy meczu, sędzia główny Andrzej Lech odtrąbił trąbką
przerwę, w ocenie graczy zbyt krótką. Podczas niej wspomagano
się... czekoladkami, bo zabrakło napoi chłodzących.
„Żółci” prowadząc po pierwszej
połowie 1:0, podczas przerwy jednak ustalali taktykę na drugą
połowę meczu.
Te ustalenia przyniosły skutek, bo po przerwie również w drugiej
minucie, tak jak na początku meczu, gola tym razem zdobył Jerzy
Brzyski, podnosząc wynik na 2:0 dla „żółtych”.
Przy takiej przewadze jednej z drużyn,
do „akcji” wkroczył Ireneusz Ośka i z wypchaną
teczuszką, zasłaniając ją przewieszoną przez ramię kurtką,
najprawdopodobniej coś wartościowego przekazał sędziemu głównemu.
Ten ostentacyjnie schował podarunek do kieszeni. Meczowy incydent
zauważył i skomentował Darek Szpakowski, przyrównując
darczyńcę do Fryzjera.
Ale akcja Fryzjera poskutkowała, gdyż
sędzia główny po krótkiej chwili podyktował dla przegrywających
„niebieskich” problematyczny rzut karny. Jego egzekutorem był
Jan Prześlakiewicz, który kopnął piłkę jakoś tak dziwnie,
bo na wprost bramkarza Jacka Miecznikowskiego. Po
wypiąstkowaniu zdołał on do niej dobiec i złapać ją.
Bramkarz „żółtych”, dla
rozróżnienia grający w niebieskiej koszulce, Jacek
Miecznikowski był bardzo zadowolony i dumny ze swoich udanych
interwencji.
Na boisko ponownie wkroczył Fryzjer i
po wziątce „niebiescy” wreszcie wzięli się do roboty. Lewym
skrzydłem co rusz przeprowadzali składne ataki Wojciech
Jankowski i Zbigniew Kieżun (na powyższym zdjęciu).
Pozwoliło to poprawić niekorzystny wynik, bo spośród „niebieskich”
zrehabilitował się za nieudanego karnego Jan Prześlakiewicz. Po kolejnej akcji lewym skrzydłem oddał celny strzał z ostrego konta, po
którym piłka przelatując pomiędzy nogami bramkarza Jacka
Miecznikowskiego wpadła do bramki. To był gol kontaktowy, bo
wynik wynosił tylko 2:1 dla „żółtych”.
„Niebiescy” poszli za ciosem i niemal co wyrównali, ale doskonale bronił Jacek Miecznikowski,
co widać na powyższym zdjęciu jak efektownie rzuca się do piłki
wykonując piłkarską paradę. Przydały się więc przedmeczowe porady
koleżanki z roku – gimnastyczki Teresy Smolnickiej.
Te bezskuteczne próby wyrównania
podłamały „niebieskich”, co natychmiast wykorzystali ich
przeciwnicy, zdobywając kolejne trzy gole. Na listę strzelców
wpisali się Jerzy Brzyski (dwa gole) i Roman Sawiak
(jeden gol). Dla 'niebieskich” drugiego gola zdobył Wojciech
Jankowski i mecz absolwentów WSWF Gdańsk rocznik 1969-1972
zakończył się zwycięstwem 5:2 dla „żółtych”.
Przekupiony sędzia główny, na koniec
meczu jeszcze podyktował rzuty karne. Jednak obsceniczne zachowanie
dwóch dziewcząt Mirki Idziaszek i Hanki Cudzik, które
dwóch bramkarzy Jacka Miecznikowskiego i
Jana Schwarza, próbowały zahipnotyzować toplesem, zniweczyły przekupne starania... Fryzjera.
Po odtrąbieniu przez sędziego końca
meczu, zawodnicy obu zespołów padli sobie w ramiona.
Uwieczniona na powyższym zdjęciu Joanna Ziemnicka odebrała gratulacje od głównego selekcjonera Jerzego Brzyskiego. Mecz „ułożył” się po jego myśli. Wybrany przez
niego skład „żółtych”, jednak w drugiej połowie uszczuplony
aż o trzech zawodników, zasłużenie wygrał to spotkanie.
Główny sędzia, zwyczajem wielu
europejskich drużyn piłkarskich, ogłosił wymianę koszulek
pomiędzy zawodnikami i dziewczętami obu zespołów. Mająca
parcie na media Barbara Falkenberg, przy okazji pokazała
swoją opaleniznę.
Zwycięski zespół „żółtych”,
wymachując rękoma, podziękował kibicom za udany doping.
„Niebiescy” mimo usilnych zabiegów
Fryzjera przegrali ten mecz absolwentów na szczycie, ale również
podziękowali kibicom. Zapowiedzieli rewanż za trzy lata w 2019
roku, podczas obchodów jubileuszu 50-lecia Akademii Wychowania
Fizycznego i Sportu w Gdańsku.
Tekst i zdjęcia: Włodzimierz
Amerski
Bardzo ciekawy wpis. Jestem pod wrażeniem !
OdpowiedzUsuńJuż myślałam, że chodzi tu o tego prawdziwego fryzjera, który niechlubnie zapisał się w kartach historii naszej piłki nożnej. Ja chętnie obstawiam wyniki meczy u bukmachera https://www.iforbet.pl/zaklady-bukmacherskie i jestem przekonana, że piłka nożna to najlepsza dyscyplina do typowania.
OdpowiedzUsuń