Start na gdańskim Runmageddonie dla dystansów na 3, 6 i 12 km usytuowany był tuż przed lekkim wzniesieniem, doskonale widocznym dla widzów.
Każdy start uatrakcyjniano zasłoną dymną, aby uczestnikom dodać jeszcze więcej adrenaliny.
Każdy ile miał sił w nogach gnał do przodu, co nie było jednak takie łatwe, gdyż trzeba było na plecach dźwigać worek z piaskiem.
Niektórzy worek dźwigali pod pachą i dzięki temu mieli chyba dłuższy krok biegu.
Przyznacie widzowie, że urzekający był widok biegnących w górę Runmageddonów z obciążeniem w postaci worka z piaskiem.
Najszybsi już zbiegali z górki, a pozostali jeszcze się zmagali ze wzniesieniem.
Co zauważyłem, że na czoło wysunęli się najwyżsi wzrostem zawodnicy. Tylko niektórzy biegli w krótkich spodenkach.
Ten na początku bieg pod górkę z workami piachu, to już było spore wyzwanie.
Po pozbyciu się worków, jak już lekko było biec.
Już na początku można było dostrzec, kto bardziej zmaga się z czasem.
Fascynowały mnie panie z radością biorące udział w Biegu Rekruta na 6 km aż z 30 przeszkodami.
Jak dowiedziałem się od organizatora, obecnie biega po połowie mężczyzn i kobiet.
Wśród uczestników gdańskiego Runmageddona przeważały czarne stroje.
Mama ma trójkę dzieci pod opieką, bo mąż i ojciec bierze udział w gdańskim Runmageddonie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz