sobota, 26 listopada 2016

Adam Michnik po raz pierwszy na wystawie w ECS

Adam Michnik, redaktor naczelny "Gazety Wyborczej", we wtorek 22 listopada 2016 spotkał się z czytelnikami w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku. Spotkanie odbywało się w ramach cyklu „Wyborcza na żywo". Było tak duże nim zainteresowanie, że bardzo szybko rozeszło się ponad 700 wejściówek. Tylko tyle osób mogło się zmieścić w ECS. I to też musiano dokonać podziału na dwie grupy, bo około 400 osób zajęła miejsca siedzące w głównej sali widowiskowo konferencyjnej, a 300 obok w sali wystawowej i oglądała spotkanie na dużym telebimie.
Bezpośrednio przed spotkaniem z liczną publicznością, Adam Michnik po raz pierwszy zwiedził stałą wystawę w ECS. Miał na to tylko jedną godzinę, bo zaczął zwiedzać od godz. 16, a spotkanie zaczynało się o godz. 17. Asystował mu dyrektor ECS Basil Kerski (na zdjęciu z prawej) i osobisty przewodnik oprowadzający wycieczki po ECS.
- Ta wystawa jest ze wszech miar warta obejrzenia. Dla mnie ma ona jeszcze znaczenie sentymentalne - powiedział Adam Michnik, witając się z osobą oddającą mu niskie pokłony.
- Nie uczestniczyłem w strajku w Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. Zamknęli mnie wtedy. I chwała Bogu, bo uważałem wtedy, że postulat wolnych związków zawodowych był nierealny i jeszcze bym namawiał, żeby tego postulatu nie stawiać, bojąc się masakry robotników, wspominał Adam Michnik.
Dla naczelnego „Wyborczej”, miasto Gdańsk zawsze było miejscem oddechu i miastem wolności. Tu w nim się wszystko nawarstwiało. Już Grudzień 1970 roku był w Gdańsku czymś niesamowitym, bo za „głębokiej komuny” stoczniowcy dali czerwoną kartkę Władysławowi Gomułce, pierwszemu sekretarzowi rządzącej w kraju Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Po Gomółce nastał Edward Gierek, ale nadal byliśmy pod uciskiem wschodniego sąsiada. Postanowiono wybić się na niepodległość i po dziesięciu latach ponownie zaprotestowali gdańscy stoczniowcy. Ale tym razem byli już o wiele mądrzejsi, już nie wychodząc poza bramy stoczni na ulice i nie narażając się na interwencję służb.
Redaktor naczelny ukazującej się od 8 maja 1989 r. Gazety Wyborczej, był zaskoczony bogatym zbiorem i dokumentacją na stałej wystawie w ECS, którego otwarcie odbyło się 29.08.2014 roku. Nie mógł się jednak dopatrzeć, jacy to wówczas odważni dziennikarze opisywali strajkowe wydarzenia w Gdańsku? Kto miał odwagę chodzić na posiedzenia Krajowej Komisji Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” i pisać z tego relacje?
Jacy to konkretnie żurnaliści relacjonowali wydarzenia w kolebce „Solidarności”, nawet z narażeniem utraty pracy?
Mało kto wie, że na kilka „krajówek” wpuszczeni zostali tylko dwaj „obcy” - fotoreporter Centralnej Agencji Fotograficznej Stefan Kraszewski i niżej podpisany, jako jedyny przedstawiciel agencji rządowej PAP. Nieraz, z uwagi na późną porę i przekazywania do druku codziennych gazet, już  bez nabijania dziurek na taśmie, sztywnym łączem stukając w klawiaturę przesyłałem informacje bezpośrednio  do warszawskiej centrali PAP.. Pisałem co na przykład postanowili delegaci, obradujący pod kierownictwem Lecha Wałęsy. A centrala PAP rozsyłała te informacje do wszystkich redakcji. Były one kierowane na serwis krajowy i zagraniczny. Nie zawsze trafiały na oba serwisy. O tym już decydowano w biurze politycznym PZPR. Te informacje były rozsyłane przy użyciu rozstawionych w dużej sali teleksów. Wokół nich walały się kłęby podziurkowanych i wąskich gdzieś na 3 cm papierowych taśm, głównie koloru różowego. Nie daj Boże, aby ktoś taką taśmę przerwał! Obchodzono się z nimi bardzo ostrożnie, niemal jak z jajkiem.

Już kilka razy podpowiadałem dyrektorowi Basilowi Kerskiemu i kilku przewodnikom oprowadzającym po ECS, aby przeznaczono nieco miejsca właśnie dziennikarzom relacjonującymi strajkowe wydarzenia w Gdańsku. Aby wymieniono ich z imienia i nazwiska i jakie redakcje reprezentowali. A było kilku dziennikarzy gdańskich redakcji, ale i kilkunastu korespondentów gazet ogólnopolskich i regionalnych.
Miejscowi dziennikarze, to m.in. Henryk Galus z dziennika Głos Wybrzeża. Henryk Nowaczyk z Dziennika Bałtyckiego. Często się spotykałem z Tadeuszem Mickiewiczem i Adamem Kinaszewskim z TVP Gdańsk.
Stałych korespondentów miały takie redakcje, jak np. Express Wieczorny – Jarosław Balcewicz, Trybuna Ludu – red. Zbigniew Wróbel, czy trzej korespondenci Morskiego Oddziału Polskiej Agencji Prasowej PAP Włodzimierz Amerski, Czesław Jaworski i Przemysław Kuciewicz. To oni w stanie wojennym, kiedy została przerwana w kraju wszelaka łączność, jako jedyni poprzez wspomniane stałe łącze nadawali do centrali PAP w Warszawie depesze o tym, co się dzieje w Trójmieście i Pomorzu.
To oni w Domu Prasy przy Targu Drzewnym 3/7 w swojej redakcji, w pokoju. 220 na drugim piętrze, mieli do dyspozycji takie duże urządzenie do przesyłania informacji nazywające się teleks. Na papierową wąską taśmę maszyna nanosiła dziurki, odpowiednio rozstawione dla każdej litery alfabetu. Kto dzisiaj, w dobie Internetu, słyszał o takim urządzeniu służącym do przesyłania depesz i dziennikarskich relacji?
Co rusz w ECS-ie odbywają się międzynarodowe spotkania, konferencje. Mówiłem gdzieś tak rok temu Basilowi Kerskiemu, aby wyszukać taki teleks i jako eksponat umieścić na stałej wystawie w ECS. Póki co, jedynie „ważni” są bohaterowie tamtego strajkowego okresu. Ale nie było by ich bez kreujących te postaci dziennikarzy. Ludzi, którzy narażali swoje życie zawodowe przy filtrującej wszystko i wszystkich Służb Bezpieczeństwa. Mój telefon domowy 058-465236, przez cały czas był na podsłuchu, co znacznie krępowało moje życie rodzinne. Na stałym podsłuchu były też dwa telefony redakcyjne gdańskiego PAP.
Warto było by wymienić pracowników mediów, wobec których po ogłoszeniu w niedzielę 13 XII 1981 roku stanu wojennego, władze wojskowe i polityczne Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej rozpoczęły w styczniu 1982 roku weryfikację pod względem lojalności wobec władz partyjno-rządowych. Te represje popularnie nazwane „czystką”. likwidowały odradzający się pluralizm mediów, zapoczątkowany pokojową rewolucją Solidarności. Te czystki miały umożliwić zbudowanie jednolitego frontu propagandy, wspierającego stan wojenny i atakującego Solidarność oraz wszystkich przeciwników wojskowej dyktatury.
Można się chwalić zdjęciem z historycznego wystąpienia Lecha Wałęsy w amerykańskim Kongresie, który zaczął od słów: - "My naród!" – Walka Solidarności po długich latach przyniosła owoce, które każdy może zobaczyć na własne oczy. Wskazała kierunek, sposób działania, które obecnie mają wpływ na miliony ludzi na całym świecie. Stoję przed Wami jako trzeci w historii cudzoziemiec, niepiastujący żadnych wielkich funkcji państwowych, którego zaproszono, aby przemówił przed połączonymi izbami Kongresu Stanów Zjednoczonych - tak mówił przewodniczący Solidarności 15 listopada 1989 roku w USA.
Przed nim, przed połączonymi izbami amerykańskiego parlamentu przemawiały tylko dwie osoby: markiz Marie Joseph de La Fayette, polityk francuski, uczestnik wojny o niepodległość USA oraz Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii.
Przed „grubą kreską 1990 roku” wystąpienie Lecha Wałęsy relacjonował "Głos Ameryki" ze specjalnego studia na Kapitolu w Waszyngtonie. Ktoś te studio obsługiwał /?/. Za jego pośrednictwem przekaz był transmitowany na żywo do Polski.
Owszem obecnie można to wyczytać w google, jak i o okrągłym stole. Ale można też wynaleźć informację o tym, że skala prześladowań, jakie spadły na polskich dziennikarzy, była największa tam, gdzie przemiany po sierpniu 1980 zaszły najdalej. Do takich miejsc zaliczał się Gdańsk. W całym kraju przeprowadzono 10 tysięcy rozmów weryfikacyjnych, ich negatywne skutki dotknęły (średnio) 10 proc. środowiska dziennikarskiego, natomiast w Gdańsku jedną trzecią. 
Usunięto z zawodu, zdegradowano i objęto różnymi zakazami 79 osób, w tym: 17 z tygodnika „Czas”; 15 z Gdańskiego Ośrodka Telewizyjnego (5 z obsługi technicznej); 15 z tygodnika „Samorządność”, 12 z „Głosu Wybrzeża”; 7 z „Wieczoru Wybrzeża”; 5 z Rozgłośni Gdańskiej Polskiego Radia; 3 z „Dziennika Bałtyckiego”; 2 z „Ilustrowanego Kuriera Polskiego” (oddział gdański); 1 z „Głosu Stoczniowca”; 1 ze „Słowa Powszechnego” (oddział gdański); 1 z „Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego” (oddział gdański). Czterech dziennikarzy zostało internowanych Andrzej Drzycimski, Grzegorz Fortuna, wspomniany Adam Kinaszewski, Adam Żytkowiak (Polskie Radio Gdańsk), a dwóch Mariana Terleckiego i Mariusza Wilka ścigano listami gończymi.

Zwiedzając podobnie jak naczelny Gazety Wyborczej stałą wystawę w ECS, obejrzałem ciekawe zdjęcie Lecha Kaczyńskiego głosującego wraz z rodziną w Sopocie, ale nie dostrzegłem choćby listy z wymienieniem imion i nazwisk tych dziennikarzy oraz redakcji jakie wówczas reprezentowali. Powinno być też o wiele więcej o tym, że w miejsce zawieszonych gdańskich dzienników zaczęto wydawać „trójpolówkę”, czyli odpowiednio zweryfikowane i pro-reżimowe połączenie „Głosu Wybrzeża”, „Dziennika Bałtyckiego” i „Wieczoru Wybrzeża”.
W ECS zlokalizowanym tuż obok bramy nr 2 Stoczni Gdańskiej, powinno być więcej o tym, że represyjny charakter weryfikacji w Gdańsku przypieczętowała likwidacja najbardziej niepokornych wobec władzy tytułów prasowych, takich jak „Czasu” i „Samorządności”, co spowodowało utratę miejsc pracy przez 61 osób. Czystki w mediach trwały do połowy 1982 roku. Dotknęły w Polsce ponad tysiąc dziennikarzy. Rozwiązano 21 redakcji. Zlikwidowano też Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, które w latach 1980–1981 dążyło do poszerzenia granic wolności słowa oraz zmiany modelu środków przekazu, narzuconego przez komunizm

Włodzimierz Amerski (zdjęcia ze zbiorów ECS w Gdańsku)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz