Adam Michnik, redaktor naczelny
"Gazety Wyborczej", we wtorek 22 listopada 2016 spotkał
się z czytelnikami w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku.
Spotkanie odbywało się w ramach cyklu „Wyborcza na żywo".
Było tak duże nim zainteresowanie, że bardzo szybko rozeszło się
ponad 700 wejściówek. Tylko tyle osób mogło się zmieścić w
ECS. I to też musiano dokonać podziału na dwie grupy, bo około
400 osób zajęła miejsca siedzące w głównej sali widowiskowo
konferencyjnej, a 300 obok w sali wystawowej i oglądała spotkanie
na dużym telebimie.
Bezpośrednio przed spotkaniem z liczną
publicznością, Adam Michnik po raz pierwszy zwiedził stałą
wystawę w ECS. Miał na to tylko jedną godzinę, bo zaczął
zwiedzać od godz. 16, a spotkanie zaczynało się o godz. 17.
Asystował mu dyrektor ECS Basil Kerski (na zdjęciu z prawej) i osobisty przewodnik
oprowadzający wycieczki po ECS.
- Ta wystawa jest ze wszech miar warta
obejrzenia. Dla mnie ma ona jeszcze znaczenie sentymentalne -
powiedział Adam Michnik, witając się z osobą oddającą mu
niskie pokłony.
- Nie uczestniczyłem w strajku w
Stoczni Gdańskiej w sierpniu 1980 r. Zamknęli mnie wtedy. I chwała
Bogu, bo uważałem wtedy, że postulat wolnych związków zawodowych
był nierealny i jeszcze bym namawiał, żeby tego postulatu nie
stawiać, bojąc się masakry robotników, wspominał Adam Michnik.
Dla naczelnego „Wyborczej”, miasto
Gdańsk zawsze było miejscem oddechu i miastem wolności. Tu w nim
się wszystko nawarstwiało. Już Grudzień 1970 roku był w Gdańsku
czymś niesamowitym, bo za „głębokiej komuny” stoczniowcy dali
czerwoną kartkę Władysławowi Gomułce, pierwszemu
sekretarzowi rządzącej w kraju Polskiej Zjednoczonej Partii
Robotniczej. Po Gomółce nastał Edward Gierek, ale nadal
byliśmy pod uciskiem wschodniego sąsiada. Postanowiono wybić się
na niepodległość i po dziesięciu latach ponownie zaprotestowali
gdańscy stoczniowcy. Ale tym razem byli już o wiele mądrzejsi, już
nie wychodząc poza bramy stoczni na ulice i nie narażając się na
interwencję służb.
Redaktor naczelny ukazującej się od 8
maja 1989 r. Gazety Wyborczej, był zaskoczony bogatym zbiorem i
dokumentacją na stałej wystawie w ECS, którego otwarcie odbyło
się 29.08.2014 roku. Nie mógł się jednak dopatrzeć, jacy to
wówczas odważni dziennikarze opisywali strajkowe wydarzenia w
Gdańsku? Kto miał odwagę chodzić na posiedzenia Krajowej Komisji
Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność” i
pisać z tego relacje?
Jacy to konkretnie żurnaliści
relacjonowali wydarzenia w kolebce „Solidarności”, nawet z
narażeniem utraty pracy?
Mało kto wie, że na kilka „krajówek”
wpuszczeni zostali tylko dwaj „obcy” - fotoreporter Centralnej
Agencji Fotograficznej Stefan Kraszewski i niżej podpisany,
jako jedyny przedstawiciel agencji rządowej PAP. Nieraz, z uwagi na
późną porę i przekazywania do druku codziennych gazet, już bez nabijania dziurek na taśmie, sztywnym łączem stukając w klawiaturę przesyłałem
informacje bezpośrednio do warszawskiej centrali PAP.. Pisałem co na przykład postanowili
delegaci, obradujący pod kierownictwem Lecha Wałęsy. A centrala
PAP rozsyłała te informacje do wszystkich redakcji. Były one
kierowane na serwis krajowy i zagraniczny. Nie zawsze trafiały na
oba serwisy. O tym już decydowano w biurze politycznym PZPR. Te
informacje były rozsyłane przy użyciu rozstawionych w dużej sali
teleksów. Wokół nich walały się kłęby podziurkowanych i wąskich
gdzieś na 3 cm papierowych taśm, głównie koloru różowego. Nie daj Boże,
aby ktoś taką taśmę przerwał! Obchodzono się z nimi bardzo
ostrożnie, niemal jak z jajkiem.
Już kilka razy podpowiadałem
dyrektorowi Basilowi Kerskiemu i kilku przewodnikom
oprowadzającym po ECS, aby przeznaczono nieco miejsca właśnie
dziennikarzom relacjonującymi strajkowe wydarzenia w Gdańsku. Aby
wymieniono ich z imienia i nazwiska i jakie redakcje reprezentowali.
A było kilku dziennikarzy gdańskich redakcji, ale i kilkunastu
korespondentów gazet ogólnopolskich i regionalnych.
Miejscowi dziennikarze, to m.in. Henryk
Galus z dziennika Głos Wybrzeża. Henryk Nowaczyk z
Dziennika Bałtyckiego. Często się spotykałem z Tadeuszem
Mickiewiczem i Adamem Kinaszewskim z TVP Gdańsk.
Stałych korespondentów miały takie
redakcje, jak np. Express Wieczorny – Jarosław Balcewicz,
Trybuna Ludu – red. Zbigniew Wróbel, czy trzej
korespondenci Morskiego Oddziału Polskiej Agencji Prasowej PAP
Włodzimierz Amerski, Czesław Jaworski i Przemysław
Kuciewicz. To oni w stanie wojennym, kiedy została przerwana w
kraju wszelaka łączność, jako jedyni poprzez wspomniane stałe
łącze nadawali do centrali PAP w Warszawie depesze o tym, co się
dzieje w Trójmieście i Pomorzu.
To oni w Domu Prasy przy Targu Drzewnym
3/7 w swojej redakcji, w pokoju. 220 na drugim piętrze, mieli do
dyspozycji takie duże urządzenie do przesyłania informacji
nazywające się teleks. Na papierową wąską taśmę maszyna
nanosiła dziurki, odpowiednio rozstawione dla każdej litery
alfabetu. Kto dzisiaj, w dobie Internetu, słyszał o takim
urządzeniu służącym do przesyłania depesz i dziennikarskich relacji?
Co rusz w ECS-ie odbywają się
międzynarodowe spotkania, konferencje. Mówiłem gdzieś tak rok
temu Basilowi Kerskiemu, aby wyszukać taki teleks i jako
eksponat umieścić na stałej wystawie w ECS. Póki co, jedynie
„ważni” są bohaterowie tamtego strajkowego okresu. Ale nie było
by ich bez kreujących te postaci dziennikarzy. Ludzi, którzy
narażali swoje życie zawodowe przy filtrującej wszystko i
wszystkich Służb Bezpieczeństwa. Mój telefon domowy 058-465236,
przez cały czas był na podsłuchu, co znacznie krępowało moje
życie rodzinne. Na stałym podsłuchu były też dwa telefony
redakcyjne gdańskiego PAP.
Warto było by wymienić pracowników
mediów, wobec których po ogłoszeniu w niedzielę 13 XII 1981 roku
stanu wojennego, władze wojskowe i polityczne Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej rozpoczęły w styczniu 1982 roku
weryfikację pod względem lojalności wobec władz
partyjno-rządowych. Te represje popularnie nazwane „czystką”.
likwidowały odradzający się pluralizm mediów, zapoczątkowany
pokojową rewolucją Solidarności. Te czystki miały umożliwić
zbudowanie jednolitego frontu propagandy, wspierającego stan wojenny
i atakującego Solidarność oraz wszystkich przeciwników wojskowej
dyktatury.
Można się chwalić zdjęciem z historycznego wystąpienia Lecha
Wałęsy w amerykańskim Kongresie, który zaczął od słów: -
"My naród!" – Walka Solidarności po długich latach
przyniosła owoce, które każdy może zobaczyć na własne oczy.
Wskazała kierunek, sposób działania, które obecnie mają wpływ
na miliony ludzi na całym świecie. Stoję przed Wami jako trzeci w
historii cudzoziemiec, niepiastujący żadnych wielkich funkcji
państwowych, którego zaproszono, aby przemówił przed połączonymi
izbami Kongresu Stanów Zjednoczonych - tak mówił przewodniczący
Solidarności 15 listopada 1989 roku w USA.
Przed nim, przed połączonymi izbami amerykańskiego parlamentu
przemawiały tylko dwie osoby: markiz Marie Joseph de La Fayette,
polityk francuski, uczestnik wojny o niepodległość USA oraz
Winston Churchill, premier Wielkiej Brytanii.
Przed „grubą kreską 1990 roku” wystąpienie Lecha Wałęsy
relacjonował "Głos Ameryki" ze
specjalnego studia na Kapitolu w Waszyngtonie. Ktoś te studio
obsługiwał /?/. Za jego pośrednictwem przekaz był transmitowany
na żywo do Polski.
Owszem obecnie można to wyczytać w google, jak i o okrągłym
stole. Ale można też wynaleźć informację o tym, że skala
prześladowań, jakie spadły na polskich dziennikarzy, była
największa tam, gdzie przemiany po sierpniu 1980 zaszły najdalej.
Do takich miejsc zaliczał się Gdańsk. W całym kraju
przeprowadzono 10 tysięcy rozmów weryfikacyjnych, ich negatywne
skutki dotknęły (średnio) 10 proc. środowiska dziennikarskiego,
natomiast w Gdańsku jedną trzecią.
Usunięto z zawodu,
zdegradowano i objęto różnymi zakazami 79 osób, w tym: 17 z
tygodnika „Czas”; 15 z Gdańskiego Ośrodka Telewizyjnego (5 z
obsługi technicznej); 15 z tygodnika „Samorządność”, 12 z
„Głosu Wybrzeża”; 7 z „Wieczoru Wybrzeża”; 5 z Rozgłośni
Gdańskiej Polskiego Radia; 3 z „Dziennika Bałtyckiego”; 2 z
„Ilustrowanego Kuriera Polskiego” (oddział gdański); 1 z „Głosu
Stoczniowca”; 1 ze „Słowa Powszechnego” (oddział gdański); 1
z „Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego” (oddział gdański).
Czterech dziennikarzy zostało internowanych Andrzej Drzycimski,
Grzegorz Fortuna, wspomniany Adam Kinaszewski, Adam Żytkowiak
(Polskie Radio Gdańsk), a dwóch Mariana Terleckiego i
Mariusza Wilka ścigano listami gończymi.
Zwiedzając podobnie jak naczelny
Gazety Wyborczej stałą wystawę w ECS, obejrzałem ciekawe zdjęcie
Lecha Kaczyńskiego głosującego wraz z rodziną w Sopocie,
ale nie dostrzegłem choćby listy z wymienieniem imion i nazwisk
tych dziennikarzy oraz redakcji jakie wówczas reprezentowali.
Powinno być też o wiele więcej o tym, że w miejsce zawieszonych
gdańskich dzienników zaczęto wydawać „trójpolówkę”, czyli
odpowiednio zweryfikowane i pro-reżimowe połączenie „Głosu
Wybrzeża”, „Dziennika Bałtyckiego” i „Wieczoru Wybrzeża”.
W ECS zlokalizowanym tuż obok bramy nr
2 Stoczni Gdańskiej, powinno być więcej o tym, że represyjny
charakter weryfikacji w Gdańsku przypieczętowała likwidacja
najbardziej niepokornych wobec władzy tytułów prasowych, takich
jak „Czasu” i „Samorządności”, co spowodowało utratę
miejsc pracy przez 61 osób. Czystki w mediach trwały do połowy
1982 roku. Dotknęły w Polsce ponad tysiąc dziennikarzy. Rozwiązano
21 redakcji. Zlikwidowano też Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich,
które w latach 1980–1981 dążyło do poszerzenia granic wolności
słowa oraz zmiany modelu środków przekazu, narzuconego przez
komunizm
Włodzimierz
Amerski (zdjęcia ze zbiorów ECS w Gdańsku)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz