Do kolejnego kompleksu zabytkowych świątyń w kambodżańskim Angkorze
pojechaliśmy wynajętym prywatnie tuk tukiem, czyli trzykołowym pojazdem. Trzeba
było przejechać kamiennym mostem po obu stronach pełnym kamiennych rzeźb
twarzowych, robiących na nas spore wrażenie.
Przewodnicy
informują licznych turystów, że ruiny Angkoru znajdują się na liście
dziedzictwa kulturalnego UNESCO. Cały
kompleks, na który składają się ruiny miast, świątyń, jak i pałaców budowanych
na przestrzeni wieków, jest oceniany według archeologów za największy kompleks
miejski ery preindustrialnej.
I nasza trójka polskich podróżników z Gdańska dowiedziała
się o tym, że infrastruktura Angkoru wraz z licznymi drogami i kanałami rozpościerała
się na powierzchni 1000 km kw. Trudno nam było w to uwierzyć, że dla porównania
średniowieczny Angkor obszarowo był podobnej wielkości, co dzisiejsze Los
Angeles.
Trudno jest zrobić
zdjęcie zabytkowym rzeźbom bez turystów. Jest ich w Angkorze pełno, a najwięcej
Chińczyków pozujących do zdjęć.
Nasza trójka w ciągu
kilku godzin pobytu obejrzała tylko niewielką część kamiennych rzeźb. Dawne
świątynie i pałace, w ogólnej liczbie aż 72, były rozproszone na 24 kwartałach
o powierzchniach około 8 km kw. Do naszych czasów nie wszystkie się zachowały. Ale
na zwiedzenie tych, które się ostały, jeden dzień zwiedzania to stanowczo za
mało. Dlatego można nabyć droższy bilet, ważny do trzech, a jeszcze droższy nawet
i siedmiu dni.
Zastanawialiśmy się
czemu służył ten labirynt kobiecych rzeźb? (dcn.)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz