Bazarowe Santo Domingo
Santo
Domingo – typowo bazarowe miasto w Ekwadorze, położone w
prowincji Pichincha. To południowo amerykańskie państwo posiada około 276 tys. mieszkańców.
Na śniadania,
podczas trzech dni pobytu w Santo Domingo, chodziliśmy do
znajdującej się blisko naszego hotelu przyzwoitej
piekarni-cukierni-kawiarni. Podawano w niej dobrą kawę i jeszcze
ciepłe, bo dopiero co upieczone ciasteczka. Nasz wzrok przykuwały
jednak okazałe torty wystawione na górnej ladzie. Była sobota 19
marca 2016 i co rusz ktoś wchodził do lokalu, kupując na weekend
taki duży zapakowany do kartonu słodki krążek.
Tak popijając
kawkę z rana i zajadając słodkie ciastka dostrzegliśmy, jak przed
wejście do lokalu zajechał rowerowy pojazd transportowy z dostawą
sporych kiści bananów.
To od dostawcy
tych owoców dowiedzieliśmy się w jakim kierunku mamy się udać
aby dojść do centrum Santo Domingo. Nie było daleko, ale aby
dotrzeć do centrum miasta trzeba było pokonać około kilometrowej
długości pasaż handlowy. Stanowiły go dwie równoległe ulice
pełne sklepów i budek handlowych. Przed wejściem w te bazarowe
ulice, na skrzyżowaniu stały trzy kozy. Ich właścicielka uwijała
się jak w ukropie, dojąc zwierzęta i kozie mleko w plastikowych
kubeczkach donosząc do pobliskich sklepików.
Przy wejściu w
ten egzotyczny pasaż handlowy stały też metalowe klatki z oferowanymi do
sprzedaży żywymi kurami.
Po dwóch
głównych ciągach komunikacyjnych przemieszczały się również
ruchome pojazdy kołowe. Na jednym z nich sprzedawca oferował
jabłka, gruszki, śliwki i winogrona. Jeden z naszej trójki
polskich podróżników Janusz Nowak nie mógł się oprzeć
pokusie skosztowania nie mytych winogron.
Kociewiak był
pod tak dużym wrażeniem, że musiał również wziąć w swoje
dłonie jednego z oferowanych do kupna kurczaczków. Ich właścicielka
zwróciła mu uwagę, aby tego nie robił, bo przecież może takie
małe ptactwo - jako obcy przybysz - czymś zarazić.
Do tego
kilometrowej długości pasażu handlowego dochodziły boczne drogi,
na których parkowały żółte taksówki.
Były tez i
takie odcinki na głównej drodze, że jednocześnie jechały po niej
różne środki transportu, jak motor, rowerowy wózek i taksówka.
Trzeba było bardzo uważać, aby nie zostać przez nie potrąconym.
W jednej z
bocznic znajdowała się przykryta dachem hala targowa, w której
sprzedawano powieszone na hakach mięso. Zapach w hali nie był zbyt
przyjemny.
W wielkiej hali
na stoiskach obok handlowano również różnym drobiem.
Widok tak dużej
ilości mięsiwa spowodował, że poczuliśmy głód. Janusz nawet
kupił sobie do jedzenia od przydrożnej sprzedawczyni porcję
pokrojonego ananasa i banana.
Nie daliśmy
rady dojść do centrum miasta i wracając do hotelu drugim ciągiem
komunikacyjnym natknęliśmy się na przystrojoną lamę, z którą
można było zrobić sobie zdjęcie, oczywiście odpłatnie.
Jako byłych
sportowców zainteresował nas uliczny fizykoterapeuta, też
odpłatnie na pieszym ciągu masujący plecy jednemu z tubylców.
Pokonaliśmy
dwa główne kilometrowej długości ciągi komunikacyjne tego
bazarowego centrum handlowego. Naliczyliśmy z kilkadziesiąt
zakładów fryzjerskich i każdy z nich obsługiwał klientów.

Bardzo dużo ludzi przyjeżdża z okolic do tego węzłowego miasta handlowego jakim jest Santo Domingo. Gościliśmy w tym hałaśliwym mieście trzy doby, płacąc za każdy nocleg zaledwie po 8 dolarów od osoby. Co w nim jeszcze zobaczyliśmy, opiszę w następnym odcinku.
Tekst i
zdjęcia: Włodzimierz Amerski
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz