czwartek, 29 grudnia 2016

Ekwador wzdłuż i wszerz, cz. 21

Bazarowe Santo Domingo
Santo Domingo – typowo bazarowe miasto w Ekwadorze, położone w prowincji Pichincha. To południowo amerykańskie państwo posiada około 276 tys. mieszkańców.
Na śniadania, podczas trzech dni pobytu w Santo Domingo, chodziliśmy do znajdującej się blisko naszego hotelu przyzwoitej piekarni-cukierni-kawiarni. Podawano w niej dobrą kawę i jeszcze ciepłe, bo dopiero co upieczone ciasteczka. Nasz wzrok przykuwały jednak okazałe torty wystawione na górnej ladzie. Była sobota 19 marca 2016 i co rusz ktoś wchodził do lokalu, kupując na weekend taki duży zapakowany do kartonu słodki krążek.
Tak popijając kawkę z rana i zajadając słodkie ciastka dostrzegliśmy, jak przed wejście do lokalu zajechał rowerowy pojazd transportowy z dostawą sporych kiści bananów.
To od dostawcy tych owoców dowiedzieliśmy się w jakim kierunku mamy się udać aby dojść do centrum Santo Domingo. Nie było daleko, ale aby dotrzeć do centrum miasta trzeba było pokonać około kilometrowej długości pasaż handlowy. Stanowiły go dwie równoległe ulice pełne sklepów i budek handlowych. Przed wejściem w te bazarowe ulice, na skrzyżowaniu stały trzy kozy. Ich właścicielka uwijała się jak w ukropie, dojąc zwierzęta i kozie mleko w plastikowych kubeczkach donosząc do pobliskich sklepików.
Przy wejściu w ten egzotyczny pasaż handlowy stały też metalowe klatki z oferowanymi do sprzedaży żywymi kurami.
Po dwóch głównych ciągach komunikacyjnych przemieszczały się również ruchome pojazdy kołowe. Na jednym z nich sprzedawca oferował jabłka, gruszki, śliwki i winogrona. Jeden z naszej trójki polskich podróżników Janusz Nowak nie mógł się oprzeć pokusie skosztowania nie mytych winogron.
Kociewiak był pod tak dużym wrażeniem, że musiał również wziąć w swoje dłonie jednego z oferowanych do kupna kurczaczków. Ich właścicielka zwróciła mu uwagę, aby tego nie robił, bo przecież może takie małe ptactwo - jako obcy przybysz - czymś zarazić.
Do tego kilometrowej długości pasażu handlowego dochodziły boczne drogi, na których parkowały żółte taksówki.
Były tez i takie odcinki na głównej drodze, że jednocześnie jechały po niej różne środki transportu, jak motor, rowerowy wózek i taksówka. Trzeba było bardzo uważać, aby nie zostać przez nie potrąconym.
W jednej z bocznic znajdowała się przykryta dachem hala targowa, w której sprzedawano powieszone na hakach mięso. Zapach w hali nie był zbyt przyjemny.
W wielkiej hali na stoiskach obok handlowano również różnym drobiem.
Widok tak dużej ilości mięsiwa spowodował, że poczuliśmy głód. Janusz nawet kupił sobie do jedzenia od przydrożnej sprzedawczyni porcję pokrojonego ananasa i banana.
Nie daliśmy rady dojść do centrum miasta i wracając do hotelu drugim ciągiem komunikacyjnym natknęliśmy się na przystrojoną lamę, z którą można było zrobić sobie zdjęcie, oczywiście odpłatnie.
Jako byłych sportowców zainteresował nas uliczny fizykoterapeuta, też odpłatnie na pieszym ciągu masujący plecy jednemu z tubylców.
Pokonaliśmy dwa główne kilometrowej długości ciągi komunikacyjne tego bazarowego centrum handlowego. Naliczyliśmy z kilkadziesiąt zakładów fryzjerskich i każdy z nich obsługiwał klientów. 
 
Bardzo dużo ludzi przyjeżdża z okolic do tego węzłowego miasta handlowego jakim jest Santo Domingo. Gościliśmy w tym hałaśliwym mieście trzy doby, płacąc za każdy nocleg zaledwie po 8 dolarów od osoby. Co w nim jeszcze zobaczyliśmy, opiszę w następnym odcinku.

Tekst i zdjęcia: Włodzimierz Amerski


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz