Podczas
Kaszebe Runda 2017 byłem świadkiem, jak przed startem przewrócił
się duży rower z dzieckiem przymocowanym w siodełku. Na taki widok struchlałem z przerażenia.
Moim zdaniem ojciec
dziecka po prostu się zagapił, lekko jakby potknął i wypuścił
kierownicę roweru z rąk. Podniósł z ziemi rower i płaczące
dziecko nadal umocowane w rowerowym siodełku.
Szczęściem,
że dziewczynka miała nałożony kask na głowę, bo krew się nie
polała i po przytuleniu przez ojca, dziecko po chwili się uspokoiło.
Do
tego wypadku doszło przed rodzinnym startem na oddzielnym krótkim dystansie.
Mijanego
kolejnego ojca, który miał z tyłu na siodełku dziecko, a za sobą
ciągnął doczepiony wózek z kolejną dwójka dzieci ostrzegłem,
aby bardzo uważał na trasie przejazdu.
Od
ojca trójki dzieci usłyszałem odpowiedź, że taką rodzinną
jazdę trenuje już od trzech miesięcy, dowożąc rowerem swoje
pociechy do szkoły i przedszkola.
Piszę
o tym oddzielnie ku przestrodze zbyt lekkomyślnych rodziców. A to
dlatego, bo ja również przed laty miałem podobne przypadki ze
swoimi dziećmi. Kilkuletni syn Bartosz spadł mi z siodełka
umieszczonego na kierownicy, ale go na szczęście w porę złapałem, zaś córka
Katarzyna zasnęła na tylnym siodełku i stopę poharatały jej
szprychy. Do dzisiaj na te niemiłe wspomnienia przechodzą mi
dreszcze.
Włodzimierz Marek Amerski (amerski49@wp.pl)
Włodzimierz Marek Amerski (amerski49@wp.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz