Z ogromnym smutkiem przyjąłem
informację telewizyjną o śmierci wieczorem 9 października 2016
roku Andrzeja Wajdy. Odszedł od nas, w wieku 90 lat, jeden z
najwybitniejszych polskich reżyserów filmowych, teatralnych i
telewizyjnych. Ten mój smutek osobisty bierze się z tego, że
miałem okazję bliżej poznać Andrzeja Wajdę statystując w jego
filmie pt. „Człowiek z Żelaza”.
W Sali Historycznej BHP Stoczni
Gdańskiej, wówczas im. Lenina, odtwarzałem rolę dziennikarza
fotoreportera, czyli samego siebie. Jestem nawet widoczny w tym
filmie na jednym z ujęć wraz z gniewną dziennikarką Krystyną
Jandą.
W sali BHP 30 sierpnia 1980 roku doszło do podpisania
Porozumień Sierpniowych. Jako dziennikarz PAP byłem tego bezpośrednim świadkiem i relacjonowałem to ważne wydarzenie na cały kraj i świat.
Ilekroć ten film puszcza się w
telewizji z okazji wydarzeń sierpniowych 1980 roku, to niektórzy
dawni znajomi, po rozpoznaniu mnie, dzwonią do mnie z informacją,
że właśnie mnie widzieli w filmie Wajdy.
Do tego statystowania sam
się zgłosiłem, a moim osobistym rekwizytem był mój prywatny
aparat fotograficzny marki Praktica super TL. Otrzymałem go na
Politechnice Gdańskiej w nagrodę za największą ilość
opublikowanych zdjęć w uczelnianej Kronice Studenckiej PG.
Ten film polityczny został nakręcony
w 1981 roku, a jego premiera odbyła się 27 lipca 1981 roku w
Gdańsku.
Autor scenariusza Aleksander
Ścibor-Rylski w okresie sześciu dni na podstawie dokumentów,
relacji świadków, zapisów magnetofonowych napisał scenariusz
"Człowieka z żelaza".
W tym czasie w Polsce trwał stan
wojenny, od 13 grudnia 1980 roku do jego zawieszenie 31 grudnia 1982
roku i zniesienia go 22 lipca 1983 roku.
W czołówce filmu zamieszczono tekst:
"Wszystkie postacie w tym filmie są dziełem wyobraźni autorów
mimo, że przedstawiono je na tle rzeczywistych wydarzeń, jakie
niedawno zaszły w Polsce, a w dialogach użyto pewnej ilości
autentycznych wypowiedzi i dokumentów. Nie należy tych postaci
łączyć z żadnymi prawdziwymi osobami, które odegrały istotną
rolę w historycznym przełomie roku 1980."
Za swój spory dziennikarski sukces
uznaję jednak nie ten filmowy epizod, lecz wypowiedź jaką udało
mi się wcześniej pozyskać od Andrzeja Wajdy dla Polskiej Agencji
Prasowej, gdyż w jej gdańskim oddziale pracowałem. Zadzwoniono do
mnie z warszawskiego Działu Kultury PAP z prośbą, abym odszukał przebywającego w Gdańsku reżysera i aby coś
powiedział na temat przygotowywanego przez siebie filmu w Stoczni
Gdańskiej.
Wtedy obowiązywał stan wojenny. Jego
przepisy ograniczały podstawowe prawa obywatelskie. Wprowadzono
godzinę milicyjną (do maja 1982), zawieszono działalność
organizacji społecznych i związków zawodowych. Niektóre
rozwiązano, jak np. "Solidarność", Niezależne
Zrzeszenie Studentów, Stowarzyszenie Dziennikarzy Polskich, ZASP czy
ZLP. Na znak protestu ludzie kultury nie chcieli nic powiedzieć do
mediów. Owszem mówiono, ale to, że prasa kłamie!
Zleceniodawcy z Warszawy liczyli się z
tym, że Wajda – jeśli uda mi się go nawet odszukać - może mi
odmówić wypowiedzi. Stanąłem zatem przed niebywałym wyzwaniem.
Jakieś zrządzenie losu sprawiło, że ledwie co wyszedłem z gmachu
siedziby kilku redakcji przy Targu Drzewnym w Gdańsku i kierując się w
stronę stoczni, dostrzegłem grupkę ludzi podążającą od strony
gdańskiego rynku w kierunku pomnika Jana III Sobieskiego. W tej
grupce szedł rozmawiający z kimś Andrzej Wajda. Podszedłem i się
przedstawiłem. Musiał zobaczyć w moich oczach desperację, bo do
dzisiaj nie wiem co sprawiło, że udzielił mi krótkich odpowiedzi
na dwa zadane pytania. Jak je opracowałem i puściłem teleksem do
centrali PAP w stolicy, to nie wierzyli, że mi się to udało. Nawet
nagrodę finansową za pozyskaną w stanie wojennym wypowiedź
Andrzeja Wajdy otrzymałem. Ale – jak pamiętam - honorarium
filmowe za statystowanie w jego filmie było większe.
Włodzimierz Amerski (fot. ONS.pl)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz